Artykuły

w Teatrze Nowym

Dwóch olbrzymów (zbrodniarze wykupieni z Sing-Sing) - ekscentrycznie ubrany mąż i jeszcze cudaczniej ubrani kastraci, niezliczona mnogość pokojówek, objuczonych walizkami, a w końcu czterej karawaniarze niosący pustą trumnę...

Osobliwa jest świta, towarzysząca miliarderce Klarze Zachanassian, która po latach przybyła do swego rodzinnego miasteczka. Ale jeszcze bardziej niezwykły jest powód jej wizyty. Oto ongiś, kiedy Klara była jeszcze bardzo biedna i bardzo młoda, skrzywdził tu ją ciężko jej pierwszy kochanek, niejaki Ill. Pani Zachanassian, szukając sprawiedliwości, proponuje teraz zubożałemu miasteczku miliard, ale pod warunkiem, że... zginie jej dawny krzywdziciel...

Oburzenie, odruch protestu... Że jednak moc pieniądza jest przepotężna, wśród bagaży odjeżdżającej po niejakim czasie miliarderki, znajdzie się również trumna, tym razem już nie pusta; spoczywają w niej zwłoki ukaranego Illa...

Akcję sztuki, której nie hamują tasiemcowe dialogi, tak łatwo jest streścić, jak niesamowitą nowelę Poego, czy fantastycznie upiorną bajkę ludową. Trudniej natomiast z ukrytych podtekstów i enigmatycznej dialektyki tego utworu wyłuskać jego filozoficzny sens, albowiem nikt z nas nie wierzy przecież, że "Wizyta starszej pani" - pióra szwajcarskiego pisarza Fryderyka Durrrenmatta, jednego z najbardziej utalentowanych współczesnych autorów, piszących dziś po niemiecku jest tylko zwykłym, makabrycznym żartem.

"Wizyta starszej pani", to niby abstrakcyjny obraz, w którego plamach staramy się odnaleźć (słusznie czy niesłusznie), tę czy inną treść, niedopowiedzenia artysty zastępując własnymi sugestiami. Tak więc najrozmaiciej interpretować możemy symbolikę i problematykę "Wizyty starszej pa-

Dla jednych będzie to historia kobiety, szukającej absolutu sprawiedliwości, ironiczna prawda o dzisiejszości - satyryczny pamflet na warunki społeczne XX wieku w niektórych krajach, gdzie zasadniczą siłą, decydującą o moralnej postawie człowieka, jest pieniądz. Dla innych to gorzka metafora wykazująca, że zbiorowy postęp i dobrobyt w warunkach, jakie dziś zaistniały) zdobywa się kosztem jednostki. Inni upierać się będą, że rodzinne miasteczko Klary Zachanassian to Niemcy zachodnie, którym Ameryka obiecuje miliardy za cenę wzięcia udziału w morderstwie zbiorowym, tzn. w wojnie. Inni jeszcze położą nacisk na sceny, pokazujące samotność zagrożonego człowieka - sceny owiane dymkiem filozofii egzystencjalizmu: jeszcze jednego elementu tej sztuki, w którym reminiscencje Wedekinda i Brechta połyskują refleksami starogreckiej tragedii oraz humorem ludowego widowiska.

Arcyciekawą sztukę tę wystawił Teatr Nowy w niezwykle interesującej, inteligentnej, często zaskakująco pomysłowej inscenizacji Kazimierza Dejmka. Tegoroczny laureat nagrody teatralnej m. Łodzi, określając tekst, poczynił pewne skróty, przesuwające nieraz Klarę Zachanassian na plan dalszy, o eksponujące osobę Illa. Tak więc sama sztuka - aczkolwiek bynajmniej nie zatarto w niej problemów społecznych - staje się poniekąd dramatem psychologicznym pogłębionym przez kapitalną grę Odtwórcy roli Illa: FELIKSA ŻUKOWSKIEGO.

Żukowski w sposób wzruszająco ludzki, a przejmująco prosty oddał tragedię człowieka ani lepszego ani gorszego niż inni, którego przed sąd postawił przypadek. Ogromnie sugestywnie pokazał proces narastania w nim lęku, potem moment przełomu (koniec aktu II) a wreszcie stoicką rezygnację, wypływającą z cierpkiego przeświadczenia, że "człowiek umiera w samotności". Trudna rola - wielka kreacja!

Pani Zachanassian, jak wynika z jej słów, zamiast ręki i nogi, ma protezę. Moim zdaniem trzeba by tu dodać, że protezę ma również... zamiast serca, który to mankament z góry determinuje charakter jej poczynań. Postać tę można by rozwiązać najrozmaiciej. Mogłaby ona być np. stale "nieruchoma podobna do kamiennego bożka". Janina Jabłonowska ożywiła jej kamienność cechami ludzkimi, nie była uosobieniem martwego symbolu, lecz żywym człowiekiem: kapryśną, despotyczną, okrutną, chwilami nawet liryczną w swoim cynizmie, ale zawsze "wielkopańską" do tego stopnia, że (nie wiem, czy słusznie) zapominało się, iż jej droga do miliardów prowadziła przecież przez hamburski dom publiczny...

W roli intelektualisty-nauczyciela (tego, o którym sądziliśmy na początku, że będzie jedynym sprawiedliwym w owej współczesnej Sodomie, a który jednak uległ również sile pieniądza) przedstawił się z najlepszej strony nowo pozyskany artysta teatru krakowskiego MIECZYSŁAW VOIT.

Na osobną wzmiankę zasługuje SEWERYN BUTRYM (logicznie ustawiona i konsekwentnie realizowana postać burmistrza), dalej JÓZEF PILARSKI (ksiądz) oraz niezwykle sugestywny w swojej nieruchomości manekina, ZYGMUNT MALAWSKI (ochmistrz).

Trudno wymienić pełną obsadę. Zaznaczam więc tylko, że w przedstawieniu brał udział cały zespół Teatru Nowego. Nic też dziwnego, że sceny zbiorowe (w których zestawieniu celuje Dejmek) wypadły tu bardzo mocno. Ile np. wyrazu ma scena na dworcu lub ta, kiedy tłum podaje skazanemu już na śmierć Illowi zapałki...

Natomiast osobiście trudno mi zgodzić się z dekoracjami IWONY ZABOROWSKIEJ. Jeśli chodzi o sam styl, łączyły się one z nowatorskim rodzajem sztuki Durrenmatta. Niemniej, pozbawione oryginalniejszej pomysłowości, nie przyczyniają się niczym do spotęgowania nastroju tej tragicznej komedii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji