Artykuły

Ciary idą po plecach

- Większość festiwali powstaje na marzeniach. One dają napęd. Maltę robi niewielka grupa ludzi. Wiele rzeczy wymyśla się w biegu. Podam przykład. W tym roku klub festiwalowy będzie w obsikanym pasażu przy Starym Rynku. Zadaszamy to wszystko, wstawiamy scenę. I tam robimy w tym roku silent disco. 400 słuchawek, didżej i vidżej. To zupełny odjazd, szczególnie jak się patrzy z boku - mówi Michał Merczyński, dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Malta w Poznaniu.

Zwykle ludzie kultury nie umawiają się na 9 rano.

- Wstaję o 6.30-7. Ci, którzy muszą zorganizować kulturę, wstają wcześniej (śmiech). Ale tak naprawdę to jest kwestia organizmu - szybko się regeneruję, nigdy nie byłem śpiochem.

To ile pan śpi?

- 5-6 godzin maksymalnie.

Ma pan dużo czasu na kulturę.

- Staram się nadążać, ale myślę, że dzisiaj jest z jednej strony trudno być kulturalnym do końca, a z drugiej jednocześnie wszyscy jesteśmy w jakimś sensie kulturalni. Tu jest wszystko (pokazuje telefon). Tu jest mój telefon, mój budzik, moje e-maile. Nie jestem fetyszystą gadżetów elektronicznych, ale to bardzo ułatwia życie. Dostaję serwis kulturalny 'Wyborczej', a jak mnie coś zainteresuje, sprawdzam, czy jest wideo. To jest uzależniające i niebezpieczne. Może stworzyć iluzję, że jak się tam coś zobaczy, przeczyta, usłyszy, to się wie. Nic nie zastąpi pójścia do teatru czy na koncert. Nie chodzi o to, żeby codziennie słuchać Placido Domingo czy Radiohead, ale żeby mieć taki czas wejścia w kulturę w sposób głębszy, autentyczny.

Panu się to udaje?

- Najczęściej udaje się z książką: przed zaśnięciem, a czasami po obudzeniu, i filmem: albo w kinie, albo w domu na ścianie czy ekranie komputera. Wszystko się 'prywatyzuje', staramy się mieć wszystko on line i trochę uciekamy...

...od wspólnoty.

- Ja się dosyć dużo zajmuję festiwalami i obserwuję, że jest tam poczucie wspólnoty, ale jest też czas, który trzeba zaplanować. Żeby pojechać na festiwal, trzeba wykonać pewne przygotowania. Czy to Malta, czy Warszawskie Spotkania Teatralne - nie da się obejrzeć wszystkiego, trzeba sobie znaleźć ścieżkę. Wspólnota jest ważna, bo daje poczucie przynależności i wspólnego przeżycia artystycznego. Na studiach pani prof. Zamiara, która wykładała teorie interpretacji dzieła artystycznego, na ostatnich zajęciach powiedziała tak: 'Tak naprawdę to wiemy, czy dzieło sztuki jest dla nas ważne, w jednym momencie - albo ciary idą po plecach, albo nie'.

Panu kiedy ostatnio przeszły ciary?

- Miałem dobre pierwsze półrocze. A więc tak: na 'Graczu' Grześka Jarzyny w Lyonie, na spektaklu 'T.E.O.R.E.M.A.T.' też Jarzyny, na '(A)pollonii' Krzysztofa Warlikowskiego. Też na koncercie Franza Ferdinanda na krakowskim Selectorze. Jeśli chodzi o kino: na '33 scenach z życia' Małgorzaty Szumowskiej, na 'Pasji' Pawła Mykietyna na wideo. A największe ciary przeszły na 'Personie' Krystiana Lupy. Jesteśmy rozpieszczeni sztuką.

Rozpieszczeni?

- Podam przykład sprzed kilku miesięcy. W Warszawie w tym samym dniu był wielki Festiwal Pendereckiego, Balanescu Quartet na 'Akcji Animacja', Capleton w Proximie i jedna czy dwie premiery w teatrach. Międzynarodowa Fundacja Festiwalowa zrobiła badania. Do nas dotarł boom, który dziesięć lat temu rozlał się na Europę i dzisiaj w Polsce mamy ok. 2 tys. festiwali - od festiwali naleśników, po wielkie festiwale muzyczne, teatralne, filmowe. Polska nie ma żadnych kompleksów. Proszę spojrzeć na kalendarz koncertowy gwiazd popularnych - wszyscy tu są.

Co to jest dobry festiwal?

- Taki, który ma prawo być raz lepszy, raz gorszy, ale wbija się w społeczność lokalną, w środowisko artystyczne, w którym powstaje, w świadomość publiczności.

Malta wbiła się w Poznań?

- 19 lat temu określiliśmy cel na kilka lat. Wiedzieliśmy, że nad jeziorem teatr w plenerze mógł się rozwijać. Ale po paru latach doszliśmy do wniosku, że to za mało. Wprowadziliśmy muzykę i Malta ma swoją rolę w kreowaniu mód muzycznych. Nie byłoby sukcesu Bregovicia, gdyby nie koncert na Malcie, podobnie było z Buena Vistą. Koncert 'Americana' i sukces Antony'ego i Coco Rosie sprzed kilku lat to był najlepszy przykład. Festiwal mówił: z tym się identyfikujemy. To muzyka przyciąga widzów, którzy potem przychodzą na spektakle.

Czyli muzyka ma ściągać ludzi?

- Nie traktujemy jej instrumentalnie, bo pokazujemy tylko to, co nas interesuje. Nine Inch Nails i Jane's Addiction, które wystąpią w tym roku, to zespoły bliskie pewnej grupie widzów. Od paru lat bardzo silny jest taniec. To jest zasługa Aśki Leśnierowskiej, która pokazuje najbardziej kreatywnych, awangardowych twórców konceptualnych. Zmienia się podejście do przestrzeni publicznej. Nie należy już tylko do teatru ulicznego, ale jest też miejscem dyskursu z przestrzenią, z sytuacją społeczną. Małgosia Dziewulska przygotowuje 'Marię de Buenos Aires' Piazzolli na Śródce, czyli w takiej trochę zdegenerowanej, ale romantycznej i urokliwej części Poznania. To opowieść o bólu, o cierpieniu, ale także o przedmieściach Buenos Aires. A Śródka to taka Praga, Prażka właściwie - bo jest malutka.

Co jeszcze się zmienia?

- Malta jest bardzo eklektycznym festiwalem. Trafia do jednego odbiorcy, który przyjeżdża specjalnie, żeby zobaczyć Yasmeen Godder w Starym Browarze, i do kilkunastu tysięcy przyjeżdżających na Nine Inch Nails albo kilkudziesięciu tysięcy - na Radiohead, już po Malcie w ramach projektu Poznań dla Ziemi. Ale to będzie ostatnia Malta w tym kształcie.

Opowie pan o planach?

- Opowiem 23 czerwca na konferencji nad Maltą. Dziś powiem tylko, że nie boimy się ryzyka.

Pan spełnia swoje marzenia?

- Większość festiwali powstaje na marzeniach. One dają napęd. Maltę robi niewielka grupa ludzi. Wiele rzeczy wymyśla się w biegu. Podam przykład. W tym roku klub festiwalowy będzie w obsikanym pasażu przy Starym Rynku. Zadaszamy to wszystko, wstawiamy scenę. I tam robimy w tym roku silent disco.

A co to takiego?

- 400 słuchawek, didżej i vidżej. To zupełny odjazd, szczególnie jak się patrzy z boku. 400 osób w tańcu świętego Wita, bo w uszach mają 100 decybeli i Franza Ferdinanda, a pani nic nie słyszy.

Co pan poleca w tym roku?

- Pippo Delbono. Pojawił się w Polsce po raz pierwszy w 1998 r., zanim jeszcze zrobił karierę na festiwalu teatralnym w Awinionie. Jesteśmy koproducentem jego najnowszego spektaklu, który premierę będzie miał na Malcie, a potem pojedzie do Awinionu. Pippo jest często posądzany o to, że wykorzystuje ludzi ułomnych, ludzi wykluczonych, a naprawdę wygląda to tak, że jest nie tylko artystycznym, ale prawnym i faktycznym opiekunem swojego przyjaciela Peppe. Leszek Raszak mówi, że być może jest najważniejszym aktorem teatru europejskiego, bo w swojej ułomności ma inne spojrzenie na świat i jednocześnie jest genialnym artystą. 'La menzogna' - 'Kłamstwo' - jest rodzajem artystycznego komentarza do konkretnej sytuacji. W koncernie ThyssenKrupp w Turynie wydarzył się wypadek i korporacja całkowicie zignorowała rodziny osób, które poniosły śmierć. Odbył się proces, który te rodziny wygrały. Nowy spektal Wojtka Wińskiego odbędzie się na boisku na Ratajach. Jak zawsze będzie premiera Porywaczy Ciał. I Leszek Raczak ze spektaklem, którego bohaterem będzie praski Golem.

Będzie też hołd dla Jerzego Grotowskiego.

- Najważniejsze rzeczy Roku Grotowskiego dzieją się w tym czasie we Wrocławiu. Malta czerpie z Teatru Laboratorium. To był jeden ze słupów milowych teatru w XX w. Pokażemy 'Hamleta' Roberto Bacciego z Pontedery. To on zaprosił Grotowskiego do Włoch, do Pontedery, gdzie Grotowski znalazł swoje miejsce. Tam też działa fundacja, której przekazał wszystkie prawa do audiowizualnych. My pokażemy dokumenty o Grotowskim zrealizowane przez polskich reżyserów, m.in. Marię Zmarz-Koczanowicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji