Artykuły

Autor w teatrze

O sztuce jako przestrzeni wolności i władzy pisze w felietonie dla e-teatru Marta Cabianka

Na początku XX wieku Edward Gordon Craig ogłosił, że "teatrowi niczego nie zabraknie, gdy poeta przestanie dla niego pisać". Że to reżyser jest teatralnym autorem, odpowiedzialnym za styl, formę, znaczenie. Pół wieku później na łamach "Cahiers du cinéma" można było przeczytać w słynnych manifestach o teoriach autorskich w kinie. O tym, że reżyser filmowy to autor, który "pisze kamerą jak pisarz piórem" i o tym, że film powinien wyrażać przede wszystkim tego, który go zrealizował. Krytycy i odbiorcy kinowi musieli przyjąć do wiadomości, że filmy mają charakter autorski, że nie są inscenizacją scenariusza, ale wypowiedzią autorską reżysera. A co za tym idzie, musieli uznać też, że nie ma jednego języka filmowego, ale wiele, a te zależą od autorskiej kombinacji muzyki, obrazów, mowy, gestów, szmerów, napisów. Jednym słowem liczy się parole, nie langue.

Niespełna dziesięć lat potem jeden filozof ogłosił śmierć autora w sztuce, a drugi zastanawiał się, gdzie go znaleźć. Byli jednak dość zgodni, co do tego, że to "język wypowiada autora", a nie odwrotnie i że "ideologia wypowiada podmiot", a nie odwrotnie. Autor więc zaczął się jawić jako wielki bezosobowy organizator rozmaitych artystycznych kodów. Minęły lata, i znowu zaczął zwyciężać. Film ponownie stał się wypowiedzią osobistą reżysera, określaną przez sposób, w jaki reżyser myśli i czuje, bo tylko to ma zagwarantować, że powstanie liczące się dzieło artystyczne, że narodzi się niepowtarzalny styl, za sprawą którego, jak powiadał już Karol Irzykowski, kino jest fenomenem powodującym "przemianę kulturalną w duszy ludzkiej".

Aż tu nie tak dawno w "Guardianie" znany krytyk teatralny podniósł lament, że kino autorskie wywiera niebezpieczny wpływ na teatr. Że teatr także chce mieć autora i nie ma to być, broń Boże, dramatopisarz. Że reżyser staje się autorem spektaklu teatralnego, nie inscenizatorem, nie interpretatorem, ale autorem po prostu. Dramat w kryzysie - być może, ale teatr w rozkwicie. Bo dramat w kryzysie to szansa dla teatru, ale i dla dramatu. Bo jeśli za sprawą autorskiego rozpoznawalnego stylu w polskim teatrze odżywa klasyka, jeśli na scenę trafiają całkiem żwawi bohaterowie szkolnych lektur, jeśli powstają scenariusze teatralne podejmujące grę z Czechowem, jeśli intertekstualność przestaje być w teatrze terminem akademickim - to niech żyje autor w teatrze.

W materiałach informacyjnych do świeżej premiery "Śmierci i dziewczyny" na podstawie "Dramatów księżniczek" Elfriede Jelinek w Teatrze Dramatycznym w Warszawie można przeczytać, że spektakl, w którym spotkały się cztery różne reżyserki, artystki polskie i niemieckie, stanowi "rodzaj eksperymentu socjologicznego, który polegać ma na wypróbowaniu w instytucjonalnym teatrze modelu prawdziwie kolektywnej pracy, gdzie nikt nie jest autorem". Oznaczać to chyba musi, że sztuka jest wprawdzie terenem negocjacji znaczeń, ale i trudnych kompromisów, przestrzenią wolności, ale i władzy. To może jednak niech teatr ma autora?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji