Artykuły

Kariera sloganu

O zaangażowaniu artystów w transformację ustrojową pisze w felietonie dla e-teatru Rafał Węgrzyniak

W ostatni czwartek wszystkie stacje telewizyjne nieustannie przypominały wypowiedź Joanny Szczepkowskiej sprzed dwudziestu lat, że "4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm". Ponadto aktorka po zaprezentowaniu owego nagrania na uroczystości w parlamencie nieco zrewidowała swoją opinię, obecnie podkreślając, że przemiany w Polsce zainicjowały proces obalania komunizmu w całej Europie Wschodniej. Najwyraźniej wypowiedź Szczepkowskiej postanowiono przeciwstawić obrazom rozbijania przez Niemców berlińskiego muru. Jakby nie było w archiwach innych zdjęć o walorach symbolicznych dokumentujących zwycięstwo "Solidarności" w kontraktowych wyborach.

Przecież Szczepkowska wypowiedziała to zdanie 28 października 1989, a więc po upływie blisko pięciu miesięcy od wyborów, już w szczytowym momencie przemian w państwach komunistycznych i na dwadzieścia dni przed obaleniem muru w Berlinie. Wszyscy historycy i politolodzy zaznaczali w komentarzach, że stwierdzenie Szczepkowskiej niewiele miało wspólnego z rzeczywistością, gdyż demontaż systemu trwał w Polsce kilka lat, skądinąd znacznie dłużej niż w wielu innych państwach wschodnioeuropejskich z bloku sowieckiego. Państwem demokratycznym stała się Polska dopiero w październiku 1991 po przeprowadzeniu pierwszych w pełni wolnych wyborów do parlamentu. Suwerenność zaś odzyskała jeszcze później, we wrześniu 1993, wraz z wycofaniem stacjonujących w niej od wojny oddziałów armii rosyjskiej. Nawet cenzurę, czyli Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, rząd Tadeusza Mazowieckiego zlikwidował - pod wpływem nacisków opinii publicznej - po siedmiu miesiącach sprawowania władzy, bo w kwietniu 1990. Zresztą sama Szczepkowska nie ukrywała, iż traktowała swą wypowiedź w państwowej telewizji jako prowokację i test, ponieważ zakładała, że jeśli jej stwierdzenie okaże się nieprawdziwe, zostanie wyprowadzona ze studia przez funkcjonariuszy ciągle działającej Służby Bezpieczeństwa.

Wypowiedź Szczepkowskiej pozostaje jednak świadectwem udziału wschodnioeuropejskich twórców w opozycji demokratycznej, a szczególnie wspierania ruchu "Solidarność" przez polskich aktorów. Zaczęło się ono od recytowania w gdańskiej stoczni przez grono aktorów Teatru Wybrzeże poezji romantycznej. Pamiętam wyreżyserowany przez Jerzego Markuszewskiego koncert w Teatrze Wielkim w Warszawie w dniu rejestracji "Solidarności", 10 listopada 1980, na którym pojawił się Lech Wałęsa. Na scenie recytowali wiersze polskich poetów - od Adama Mickiewicza do Czesława Miłosza - aktorzy warszawscy: Halina Mikołajska, Zofia Mrozowska, Maja Komorowska, Zbigniew Zapasiewicz, Daniel Olbrychski, Andrzej Seweryn czy Maciej Rayzacher. Jeszcze 8 maja 1989 zorganizował Markuszewski w Powszechnym dedykowany działaczom podziemnym podobny koncert "Artyści - Solidarności" między innymi z udziałem Szczepkowskiej.

W październiku 1989 Szczepkowska miała więc prawo sformułować pogląd, którego nie odważyli się wyartykułować uwikłani w umowy Okrągłego Stołu politycy skupieni wokół "Solidarności". "Nie wiem - powiedział kierujący Obywatelskim Klubem Parlamentarnym Bronisław Geremek w styczniu 1990 Timothy G. Ashowi - czy sam bym taki komunikat wygłosił. Wiem jednak, że powiedziała szczerą prawdę i w pełni podzielam jej zdanie". Wbrew sugestii Asha z "Wiosny obywateli" Szczepkowska zabierała głos nie tyle jako "ładna dziewczyna", lecz jedna z rzeszy aktorów recytujących wiersze patriotyczno-religijne w kościołach w latach osiemdziesiątych. Poza tym - przynajmniej w oczach inteligencji - córka Andrzeja Szczepkowskiego, prezesa Związku Artystów Scen Polskich, który zorganizował bojkot środków przekazu w stanie wojennym. A także wnuczka pisarza Jana Parandowskiego kierującego przez dziesięciolecia polskim PEN-Clubem.

Podejrzewam jednak, że dzisiejszym specjalistom od socjotechniki i marketingu politycznego wypowiedź Szczepkowskiej tak przypadła do gustu, gdyż wydaje się podobna do udziału aktorów-celebrytów w kampaniach społecznych czy reklamowych. Aktorzy godząc się na łączenie swej twarzy z akcją profilaktyczną bądź edukacyjną albo z marką banku, serii kosmetyków czy piwa uwiarygodniają przecież mniej lub bardziej wątpliwe slogany. Nie przypadkowo spikerka dziennika telewizyjnego, Irena Jagielska, dziesięć lat temu odmówiła powtórzenia zdania Szczepkowskiej z 1989 podkreślając, że nie jest aktorką wygłaszającą cudze teksty. Zasugerowała po prostu, że Szczepkowska nie wyraziła w prowadzonym przez nią programie własnego poglądu, tylko została wynajęta do politycznego zadania.

Już po powołaniu rządu Mazowieckiego przede wszystkim aktorzy zaangażowani w ruch "Solidarność" występowali w telewizyjnej kampanii wspierającej ogólnokrajową akcję "Artyści dla Rzeczpospolitej". Recytując wierszyk Ernesta Brylla o tym, że jesteśmy wreszcie we własnym domu, apelowali o dokonywanie wpłat pieniędzy na stworzony przez rząd fundusz społeczny. Bez wahania przyłączyłem się do tej akcji współorganizując koncerty i uliczne zbiórki pieniędzy. Po kilku miesiącach Jacek Kuroń napomknął w jednej z telewizyjnych pogadanek, iż za zebrane pieniądze zakupiono środki higieniczne dla kobiet. Dopiero po upływie paru lat pewien ekonomista ujawnił, że w istocie w akcji tej chodziło wyłącznie o ściągnięcie nadwyżki pieniędzy z rynku, aby ułatwić Leszkowi Balcerowiczowi powstrzymywanie inflacji. Politycy wywodzący się z "Solidarności" - zapewne ulegając argumentom Balcerowicza i jego doradców - dość cynicznie wykorzystali wówczas autorytet aktorów zdobyty w okresie stanu wojennego i ich gotowość do bezinteresownych działań, podobnie jak ofiarność części społeczeństwa identyfikującej się z opozycją demokratyczną. Nic dziwnego, że po tym doświadczeniu wielu aktorów wolało raczej odsprzedawać swój wizerunek koncernom za wysokie honoraria ryzykując nawet utratę zawodowego prestiżu.

A w miniony czwartek przed stocznią w Gdańsku w trakcie koncertu występowały zespoły rockowe i piosenkarze z kręgu muzyki pop. Raczej trudno sobie wyobrazić, aby jakiś aktor wyrecytował tam choćby wiersza Miłosza "Dlaczego?" napisany po 1989 roku: "Dlaczego nie wzniesie się hymn potężny / Dziękczynienia i wiekuistej chwały? // Czyż nie zostały wysłuchane błagania poniżonych, / Wyzutych z mienia, zniesławianych, mordowanych, / Męczonych za drutami?" Ale też żadna telewizja nie zdecydowała się na emisję filmu fabularnego przywołującego wydarzenia roku 1989. Jedyną godną uwagi o nim opowieścią - niestety z perspektywy negatywnie zweryfikowanego esbeka - są bowiem dotąd "Psy" Władysława Pasikowskiego. Chętnie bym natomiast obejrzał historię zwykłego związkowca obdarzającego pełnym zaufaniem polityków z Komitetu Obywatelskiego, przed kontraktowymi wyborami rozlepiającego ich zdjęcia z Wałęsą, czytającego regularnie "Gazetę Wyborczą", zgodnie z apelami 18 czerwca oddającego głos na kandydatów strony komunistycznej z listy krajowej, lecz potem przestającego rozumieć kolejne posunięcia i wewnętrzne rozgrywki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji