Artykuły

Fantazy

Na tę premierę czekało się od dawna jak na jedno z wydarzeń bieżącego sezonu. Słowackiego nie często grywa się w ostatnich latach w Warszawie, a tu jeszcze jego dzieło szczególnie przez te­atry, publiczność współczesną i krytykę umiłowane: "Fantazy". A tu jeszcze teatr do którego od lat wielu chodzi się z pełnym zaufa­niem, że nie zawiedzie. A tu jesz­cze wreszcie - aktorzy. Od lat marzyłem by ujrzeć Aleksandrę Śląską w roli Idalii a Ignacego Machowskiego jako Majora. I czy można wymarzyć dla Jana trafniejszą obsadę niż Andrzej Seweryn? Ale w tych naszych ma­rzeniach i w tych naszych oczeki­waniach nie brało się pod uwagę innych istotnych komponentów przedstawienia: obsady pozosta­łych ról, scenografii, a przede wszystkim reżyserii.

No i tu było trochę rozczarowań. I trochę pretensji.

Przede wszystkim do scenografa, W scenie ósmej aktu czwartego Idalia mówi: "Wariacja więc wraca do tych różnych uczuć owiniętych girlandą kwiatów*...(to o Fantazym). A w sce­nie drugiej - kiedy wchodzi do swe­go domu: "...piersią chwytam powietrze pełne kwiatów". I rzeczywiście... Czy to było wskazówką i impulsem dla scenografa, który "utkał z girlandów róż" swą scenografię? I wśród tych róż ma się rozgrywać ta "tragi­komedia ironiczna", pełna wprawdzie rozwichrzonego romantyzmu ale też i sarkazmu i ironii, dzięki której "Fantazy" jest bliższy wrażliwości współczesnej widowni od innych dra­matów romantycznych?

Nie ma zresztą tonów tej ironii w postaci Fantazego. Ironii i autoironii. Przecież polemika Słowackiego w "Fantazym" z tym właśnie rozwich­rzeniem i egzaltacją romantyczną któ­ra przeszła później w obowiązującą pozę, jest też polemiką z samym sobą. Jerzy Kamas w budowaniu po­staci Fantazego wyszedł z pierwszej sceny, kiedy mówi do Rzecznickiego: "A mnie pozwól się troszeczkę zagapić i z siebie lakier byroński szatana zrzucić..." Zrealizował to zalecenie zbyt skrupulatnie. Jest skupiony czę­sto "zagapiony" więcej niż "trosze­czkę", mądry, wyższy ponad otoczenie, jest w całym przedstawieniu "bardzo serio": odrzucił wszystkie maski. Ale wspaniale mówi wiersz Słowackiego - jak większość zresztą wykonawców tego aktorskiego przed­stawienia. Bo właśnie aktorstwo jest tu jego szansą i jego walorem jedy­nym. Przede wszystkim cudowne ak­torstwo Aleskandry Śląskiej. W pier­wszym akcie ta jej egzaltacja była może nieco przerysowana, ale w na­stępnych - jakie przepyszne bogactwo kolorów i tonów, jaka przebogata ga­ma ich najsubtelniejszych odcieni! Od skrajnej egzaltacji romantycznej aż po cudowną, wzruszającą prostotę czu­jącego i wrażliwego, mądrego czło­wieka.

I jeszcze dwie kreacje dużego for­matu: Major Ignacego Machowskiego i Rzecznicki Jana Świderskiego. I bardzo trafnie obsadzony, czysto za­grany Jan Andrzeja Seweryna. Wiele wdzięku, wiele czystych tonów jest też w postaci Stelli Grażyny Barsz­czewskiej, trudno natomiast uwie­rzyć, by zafascynowała Fantazego jej siostra Dianna (Ewa Milde) - ale też skąpy miała tekst w wyniku skreśleń reżyserskich. No więc nie było tej wielkiej romantycznej miłości na Sy­berii zrodzonej.

Do końca pozostaje tajemnicą reży­sera, jaka była jego idea nadrzędna, organizująca na scenie dzieło Słowac­kiego. Na szczęście Słowacki przebija się przez te przedziwne, organizowane "nieporadności" sytuacyjne (I akt - jak w XIX-wiecznej komedii miesz­czańskiej), przez te różane girlandy, przez okrojony nie zawsze celowo tekst (z usunięciem dwóch postaci włącznie). Zwyciężają więc ostatecz­nie te dwa główne komponenty przed­stawienia, które najbardziej się zaw­sze liczą: autor i aktor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji