Artykuły

Między królem Ubu i Arturem Ui

IM lepiej poznajemy twór­czość Stanisława Ignacego Witkiewicza, im częściej teatry znajdują właściwy klucz którym otwierać należy jego dramaty, tym wyraźniejsza sta­je się wielkość i znaczenie jego dzieła.

Z niezwykłą siłą przemawia dziś do nas prezentowana po raz pierwszy w Warszawie jego sztuka "Gyubal Wahazar". Jest to niezwykła w swej proroczej prawie odkrywczości analiza faszystowskiej dyktatury i jej na wpół obłąkanego wodza. Witkiewicz napisał te sztukę w roku 1921, a więc przed mar­szem na Rzym Mussoliniego i na 12 lat przed dojściem do władzy Hitlera. A jednak wy­czuł prawie bezbłędnie istotę owego potwornego zjawiska. Zbrodniczość hitleryzmu i wy­miary ludobójstwa nie miesz­czą się w kategoriach logiczne­go myślenia, są w tych kategoriach niewyobrażalne.

Znaczenie Witkacego i jego sztuki o Gyubalu Wahazarze polega na tym, że potrafił on siłą swej niezwykłej wyobraź­ni przewidzieć możliwość tej potworności i wyjaśnić w kategoriach fantastycznego realiz­mu. Jak mogło do tego dojść.

Jest w tej sztuce prawda o wy­naturzeniu dyktatorskiej wła­dzy, o obłędzie nienasyconej sadystycznej żądzy panowania nad innymi i znęcania się nad nimi oraz fascynacji, jakiej ulega tłum sterroryzowany przez bezwzględnego i zboczonego szaleńca.

Znakomite jest w tej sztuce przedstawienie wzajemnych stosunków pomiędzy faszy­stowską władzą a religią i jej aparatem. Dążąc do pełni wła­dzy odrzuca początkowo Gyu­bal Wahazar propozycje Ojca Unguentego, który chciałby zawrzeć z nim sojusz, by dać faszystowskiemu systemowi podstawy fideistyczne. Lecz kiedy Wahazar słabnie - wówczas szuka pomocy Unguentego i przyjmuje jego ofertę. Jak w laboratoryjnej probówce wypróbowuje Witka­cy różne warianty modelowych rozwiązań społecznych, które miały stać się istotą historii XX wieku.

Nie brak w tej sztuce krzep­kiego właściciela, który wymu­sza na Wahazarze korzystną dla siebie decyzję. I nie brak starego robotnika, który zada­je Wahazarowi zasadnicze py­tanie: "co my będziemy mieć z tego?"

W podtytule określił Witka­cy swą sztukę - "na przełę­czach bezsensu". Jest to jeden z jej przekornych paradoksów. Albowiem z przełęczy bezsen­su wyłania się tu sens bardzo głęboki i przerażający. W "Królu Ubu" ukazał Alfred Jarry po raz pierwszy groteskę tyranii i tragifarsę nieograni­czonej władzy. Było jednak w jego prekursorskiej sztuce wię­cej absurdu i bezsensu, niż realnej prawdy. W "Karierze Artura Ui" nadał Brecht au­tentycznej historii o dojściu do władzy Hitlera kształt gang­sterskiej rewii, widowiska o zamierzonej, groteskowej for­mie. Pomiędzy królem Ubu i Arturem Ui staje dziś Gyubal Wahazar, znacznie realniejszy w analizie zjawisk życia spo­łecznego, niż sztuka Jerry'ego i otwierający znacznie szersze pole dla fantazji widza, niż epicka sztuka autora "Matki Courage".

Maciej Prus dowiódł już przedstawieniem "Wścieklicy" że dobrze rozumie Witkacego. Jeszcze trafniejszą formę zna­lazł wraz ze scenografem Krzysztofem Pankiewiczem dla "Gyubala Wahazara". Spektakl utrzymany jest w stylu owego fantastycznego realizmu, o któ­rym pisał w swych pracach teoretycznych Witkacy.

A więc żadnej psychologii, prawie żadnej akcji, za to we­wnętrzna logika i wydobycie głębokiego sensu całego dra­matu. Również aktorzy grają w tym spektaklu zgodnie z zaleceniami autora: "Aktor powinien być w swoich działaniach i powiedzeniach elementem całości w tym gatunku, jaki proponujemy (...) nie potrzebuje "stwarzać" roli w realistycz­nym znaczeniu, tzn. wczuwać się w uczucia życiowe bohate­ra i udawać na scenie jego przypuszczalne gesty i ton mowy w różnych ważnych chwi­lach. On powinien naprawdę rolę stworzyć (...) tak swoją rolę postawić, aby właśnie nie­zależnie od swego usposobienia, swoich przeżyć wewnętrznych i stanu nerwów, był w moż­ności z matematyczną dokładnością zrobić to, co wypada z tej właśnie czysto formalnej idei". Tak gra przede wszystkim Jerzy Kamas w roli tytułowej. Podaje z pełnym zrozumie­niem tekst, komponuje siebie na tle każdej sytuacji i w sto­sunku do innych postaci dra­matu. Znajduje zaś bardzo dobrych partnerów przede wszystkim w osobach Andrze­ja Zaorskiego (niesamowity i perwersyjny kat Morbidetto), Tadeusza Borowskiego (mi­styczny mistyfikator Ojciec Unguenty) i Romana Wilhelmiego (eksperymentujący na ludziach medyk Rypmann). W niewielkiej roli młynarza Mi­kołaja Kwibuzdy upamiętnia się z właściwą mu siłą ko­miczną Lech Ordon. Interesująca jest także galeria postaci kobiecych: przede wszystkim zmysłowa, nad wiek rozwinię­ta Świntusia (Ewa Milde), rozerotyzowane damy z otoczenia Gyubala (Anna Ciepielewska, Hanna Giza, Halina Kossobudzka, Grażyna Barszczew­ska, Alina Jurewicz). Całość uzupelniają postacie, stanowiące prawie pełny przekrój społecz­ny. Tu wyróżnia się Barbara Rachwalska (chłopka), Anna Jaraczówna, (Baba druga), Sta­nisław Libner (Robotnik), Ma­rian Rułka (Literat), Jan Żardecki (Książę) i Bohdan Ejmont (Baron Oskar von den Binden Gnumben). Sukces przedstawienia jest wynikiem zespołowej kreacji wszystkich aktorów.

Kiedyś nie rozumiano sztuk Witkacego. Były zbyt trudne, zbyt nowatorskie dla widzów nienawykłych do nowych kon­wencji w sztuce. Witkacy prze­widywał jednak, że kiedy pub­liczność oswoi się z deformacją w nowoczesnym malarstwie przywyknie do fantastycznych form w teatrze, wówczas i je­go sztuki nie będą nikogo szo­kować. Nadejdzie wtedy czas zrozumienia ich sensu. Tak się też stało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji