Artykuły

Szalona farsa o świecie

Karol Irzykowski był kry­tykiem i myślicielem znamie­nitym, o nie byle jakich walo­rach intelektualnych, ale najmniej można go było posądzać o poczucie humoru. A jed­nak w młodych latach napisał (wespół z Henrykiem Mohortem) szaloną i dowcipną farsę "DOBRODZIEJ ZŁODZIEI". Farsę z aktualnym tematem polityczno-społecznym, przekorną w stosunku do tego, co współcześnie w literaturze moderny było najmodniejsze, prekursorską w dramacie tak jak w powieści prekursorską była jego "Pałuba". Miał wte­dy dwadzieścia parę lat.

Trzeba tu przypomnieć kilka dat i danych. "Dobrodziej zło­dziei" ukazał się na scenie we Lwowie w roku 1906, sztuka padła w atmosferze skandalu i gwałtownej nagonki prasowej. W rok potem wyszła drukiem w mizernym wydawnictwie w Stanisławowie i słuch po niej za­ginął. Zapewne na palcach jed­nej ręki można by policzyć lu­dzi i to spośród historyków li­teratury, którzy komedię tę czy­tali, jeszcze mniej było takich, którzy o niej pisali. Nie znam i ja tekstu drukowanego, nie umiem więc powiedzieć, co z niego zostało w Teatrze Studio, któremu przypadła niewątpliwa zasługa wyciągnięcia na scenę tej sztuki z zapomnienia.

Ze zmiany musiały zajść duże - nietrudno się domy­śleć. Po pierwsze inscenizował Szajna - wystarczy. Po dru­gie tekst jest ogromny i jego okrojenie konieczne. Po trze­cie raz po raz słyszymy tu oczywiste, zaktualizowane do­datki (np. laserowe karabiny). Po czwarte w programie czy­tamy streszczenie sztuki (nie przedstawienia) rozbieżności są wyraźne - zubożające i wzbogacające.

"Dobrodziej złodziei" jest jakby skrzyżowaniem "Króla Ubu" z Shaw'em. Groteskowa farsa połączona z intelektual­nym, paradoksalnym dowci­pem, trochę moralitet. Prze­tłumaczona na Szajnowskie plastyczne obrazy teatralne rozcieńcza - zwłaszcza w pierwszej części przedstawie­nia - swą śmieszność i stę­pia ostrość, gubi bujność far­sową i celność dowcipu, a więc to, na czym stoi przede wszystkim. Z drugiej strony zwłaszcza w drugiej części - Szajna wzbogaca tę sztukę budując na jej, nie bardzo wytrzymującym ten ciężar rusztowaniu jeszcze jedną swoją wizję samozagłady współczesnego świata w myśl końcowej sentencji, że człowiek chce się powiesić na drzewie, które sam zasadził.

Bohaterem jest tu rozsadza­ny najdziwniejszymi pomysłami miliarder Meteor (Wiesław Drzewicz), który - jak meteor - przechodzi nad jakimś fikcyj­nym krajem pragnąc uzdrowić i uszczęśliwić jego społeczeń­stwo złodziei i oszustów. To mu się nie udaje, więc odlatuje na Marsa rzucając pożegnanie: rób­cie dalej po staremu, urywajcie sobie łby, rządźcie, sądźcie, kradnijcie i wyglądajcie Meteora. Na Marsie chce założyć teatr, w którym będzie pokazy­wał "wszystkie ziemskie świń­stwa i okropności".

Takim teatrem ma być też przedstawienie w Studio. Podniesiona do gigantycznej groteski rewia ziemskich świństw i okropności: w rzą­dzeniu, wojnie, moralności pu­blicznej, złodziejstwie, sądow­nictwie, sztuce. W rewii tej - jest kilka obrazów o rozma­chu teatralnym i wyrazistości właściwych Szajnie: rozprawa z sędziami powiązanymi w trójkącie linami z sobą i z mi­nistrem, z protokołem wystu­kiwanym na maszynie do szy­cia; efektownie pokazane trzę­sienie ziemi; końcowa uniesio­na w powietrze jak balon sieć z ludźmi, oświetlona lampka­mi z iluminacji świątecznych na Marszałkowskiej - i je­szcze kilka scen. Zresztą całość scenografii, obejmującej także widownię, tworzy znakomitą kompozycję plastyczną.

Meteor, ten "zbawca" ludz­kości, przy pomocy miliardów finansujący w wojnie obie wojujące strony, aby się wza­jemnie doszczętnie wyniszczy­ły, ma przy sobie - jak czy­tamy w streszczeniu - nad­wornego ideologa, filozofa Ro­landa, uzasadniającego teore­tycznie najbardziej niedorzecz­ne jego eksperymenty oraz do­brze opłacanego opozycjonistę de Grisa, który ma kompro­mitować te poczynania i filo­zofię Rolanda. W przedsta­wieniu Roland (słaby aktor­sko Tomasz Marzecki) jest hippisem, co ma swój sens w wymowie całości, ale z usta­wienia postaci de Grisa (Jo­lanta Hanisz) trudno się zo­rientować, jaką rolę on (czy ona?) ma odgrywać. Z pozo­stałych aktorów nie wszyscy potrafili uchwycić styl gry właściwy tej inscenizacji. Naj­lepiej pod tym względem da­ją sobie radę: Eugeniusz Ka­miński (Rekin), Marian Opa­nia (Profesor), Jacek Jarosz (artysta Pedantino), Stanisław Michalik (Salatera), Ewa Wawrzoń (Sędzia II).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji