Artykuły

Na szkle i na scenie

Pomysł znakomity. Eksperyment, który bez cienia przesady nazwać trzeba eksperymentem twórczym. Doświadczenie - przeprowadzone, rzec by można, w warunkach laboratoryjnych - polegało na równoczesnym wystawieniu w Teatrze TV i na scenie teatru "Ateneum" sztuki Samuela Becketta "CZEKAJĄC NA GODOTA". Identyczne opracowanie tekstu, identyczna reżyseria Macieja Prusa, scenografia Zofii Wierchowicz i ci sami aktorzy: Zbigniew Zapasiewicz, Wiesław Michnikowski, Roman Wilhelmi, i Marian Kociniak. W roli Chłopca w spektaklu telewizyjnym wystąpił Krzysztof Wakuliński - w "Ateneum" Andrzej Seweryn. Ale to nie podważa identyczności obu wersji. A wiec to samo przedstawienie. A jednak inne.

TV - "czołówka" z napisem "Czekając na Godota". Rozpoczyna się akcja sztuki.

Teatr - widzowie powoli zajmują miejsca. Nie ma kurtyny. Na scenie, w półmroku śpi Vladi i Didi. Śpią twardo, bo nie budzi ich gwar rozmów ani dzwonek. Potem na widowni zapada mrok - scena się rozświetla. Rozpoczyna się akcja sztuki. Tak samo jak w TV.

Padły pierwsze kwestie. Już wiadomo, że to co innego. Nie wiadomo jeszcze dlaczego.

Estragon i Vladimir są z nami. Nie dzieli nas szklana szyba kineskopu. Łączy nas powietrze, którym wspólnie oddychamy. Poruszają się w trójwymiarowej przestrzeni. Czyżby dlatego wydawali się bardziej ludzcy? To zdumiewające, ale w słowach, które wypowiadają, jest ciepło, którego brakło w spektaklu tv. Gdy tak łażą po scenie, potykając się o grudy usypiska z tego samego polistyrenu, który na ekranie był szarą jednostajną masą, a tutaj mieni się wieloma tonami czerni, gdy przeciągają się ze snu i kurczą ramiona, wiemy, że noc była zimna, a ci dwaj są nieszczęśliwi. Dlaczego nie zauważyliśmy tego w TV? Ach, prawda. Tam w tym momencie było zbliżenie. A może nie było?

Ci sami aktorzy - inni aktorzy. Wypuszczeni z klatki małego ekranu, poruszają się swobodniej, przebijają się pewniej przez gęsty mrok tej sztuki. W spektaklu telewizyjnym, o czym pisałem, brak mi było beckettowskiego humoru i ironii, owej odtrutki na końską dawkę pesymizmu, którą podaje widzowi autor. Wąska rama odbiornika tamowała oddech, stymulując nastrój przygnębienia. Zamknięty w niej, jak w więzieniu aktor nie mógł się poza nią wychylić. W "Ateneum" - zaskoczenie. Ten sam tekst ma barwę jaśniejszą. Sceny groteskowe, błazenady obojga włóczęgów nagle ożyły nabrały blasku. Szukam przyczyny. Czy to świadomość żywej widowni tak wpływa na aktora? Czy może wyzwolenie z terroru kamer, łypiących na niego swoimi przekrwionymi ślepiami? Zrzucenie balastu refleksji: która mnie teraz bierze? "Dwójka" czy "czwórka"? Poruszają się na pewno inaczej. Na szczęście nie ma mikrofonów. I nie ma tych wszystkich dźwięków, które wwiercały się w uszy w spektaklu TV. Nie ma owego straszliwego naturalistycznego sapania w scenie bójki między Estragonem, Vladimirem, Pozzą i Luckym.

Ten sam, reżyser - inny reżyser. Wolę go tutaj - w teatrze "Ateneum". Nie dyktuje mi, na co mam patrzeć. Wbrew mojej woli nie ułatwia mi życia. Nie podsuwa mi zbliżeniami pod nos najsmaczniejszych kąsków tej sztuki. Daje mi prawo wyboru. Reżyseruje tylko spektakl. Nie reżyseruje mnie - widza. Gdy Pozzo wygłasza swój monolog mogę sobie patrzeć na niego, albo na Lucky'ego, a jak zechcę - na Estragona lub Vladimira, albo na ich ręce, albo na ich buty. Potrzebne mi zbliżenie? Przykładam do oczu lornetkę. Sam bez jego pomocy, organizuję sobie oglądanie spektaklu. Muszę współdziałać z tym, co się dzieje na scenie. Patrząc na ekran tv byłem bardziej bierny. To, co widzę na scenie, wciąga mnie, angażuje. Czy teatr TV nie jest teatrem ułatwionym?

Myślę, że szanse obu stron w tym spotkaniu nie były równe. Nie jestem jednak pewny, czy TV w pełni zdawała sobie z tego sprawę. Nie potrafiłbym określić, ile w tym kroku było z jej strony czystej intencji zmierzenia sił, a ile pewności siebie potentata, dysponującego gigantyczną widownią. Musiała jednak brać pod uwagę ryzyko związane z tą konfrontacją - i to należy ocenić.

Wynik eksperymentu pozwala z optymizmem myśleć o rozwoju teatru żywego, którego TV nie jest w stanie zastąpić. Skłania również do refleksji na temat kierunków dalszego rozwoju sztuki, nazwanej umownie "teatrem telewizji", w której coraz wyraźniej dominują elementy charakterystyczne dla sztuki filmowej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji