Artykuły

Niesamowita historia Aung San Suu Kyi

- Spektakl można nazwać instalacją, ponieważ będzie on połączeniem trzech poziomów narracji: z jednej strony rozbudowana ścieżka dźwiękowa, z drugiej projekcja wideo, z trzeciej aktorka Barszczewska, postawiona w danej sytuacji, która jest dla nas scenicznym odpowiednikiem stanu uwięzienia - mówi reżyserka ANNA SMOLAR przed premierą "Pani z Birmy" w Teatrze Polonia w Warszawie.

Młoda reżyser Anna Smolar przygotowuje w Teatrze Polonia spektakl o Aung San Suu Kyi (rocznik 1945), birmańskiej opozycjonistce i działaczce politycznej. Premiera 27 czerwca.

BARBARA BARDADYN: Skąd zainteresowanie osobą Aung San Suu Kyi?

ANNA SMOLAR*: Jeszcze rok temu, jak większość ludzi w Polsce, nie wiedziałam o niej nic, o Birmie też niewiele. Miałam jedynie w pamięci wstrząsające obrazy tysięcy mnichów na ulicach Rangunu. Krystyna Janda zadzwoniła do mnie z propozycją, żeby wystawić monodram Richarda Shannona i opowiedzieć niesamowitą historię tej kobiety. Usiadłam do internetu i dowiedziałam się, że Aung San Suu Kyi jest najsłynniejszą opozycjonistką na świecie, jedyną laureatką Pokojowej Nagrody Nobla pozbawioną wolności. Że jest to kobieta piękna, charyzmatyczna, przez niektórych uważana za świętą, która oddała swoje życie, swój ą rodzinę i wolność w walce o demokrację w swoim kraju. Zrezygnowała z wygodnego, mieszczańskiego życia Oksfordzie i wróciła do Birmy, by już prawdopodobnie nigdy stamtąd nie wyjechać.

Czy przy przygotowaniu spektaklu opierała się pani wyłącznie na tekście Richarda Shannona, czy może sięgała również do innych źródeł?

- Kiedy dowiedziałam się o Aung San Suu Kyi; o tym, na czym polega jej walka i życie codzienne - ponad 13 lat z dwudziestu minionych spędziła w areszcie domowym - pomyślałam, że w pewnym sensie literatura jest w tym przypadku bezradna, poczułam, że monodram Shannona nie przybliża jej nam, nie czyni jej walki dla nas zrozumiałą i bliską, nie odsłania też dwuznaczności moralnej jej wyborów życiowych. Ten tekst został napisany dla angielskiej publiczności; tam ludzie słyszą o ASSK od wielu lat, jej twarz jest obecna cały czas w telewizji, w radiu, w kolorowych pismach. Każdy zna jej los, więc jest gotowy na to, żeby pójść do teatru i posłuchać monologu aktorki opowiadającej w imieniu Suu o swoich emocjach i tęsknotach. Ale w kontekście polskim ten sentymentalizm i patos wydały mi się mało ciekawe. Pomyślałyśmy z panią Krystyną Jandą, że można by opowiedzieć o ASSK w formie dokumentalnej.

Zaproponowałam Pawłowi Smoleńskiemu, który jako dziennikarz spędził w Birmie dużo czasu, by nam opowiedział jej historię, żeby był narratorem fantastycznej

i dramatycznej bajki jej życia. Korzystamy więc w spektaklu z materiałów archiwalnych, łączymy je z fragmentami tekstu Shannona, który stanowi rodzaj monologu wewnętrznego postaci.

W "Pani z Birmy" występuje Grażyna Barszczewska. Jaka będzie jej rola w przedstawieniu?

- Aktorka nie będzie się wcielała w ASSK ani nie będzie na nią ucharakteryzowana. Swoją obecnością Grażyna będzie raczej reprezentowała nasze wyobrażenie o tej kobiecie, o jej sytuacji uwięzienia, o jej codzienności i micie, którym się stała. Grażyna Barszczewska będzie również reprezentowała swój własny, osobisty odbiór ASSK, zarazem poczucie bliskości i obcości. Bardzo ważne było dla mnie spotkanie z aktorką gotową na poszukiwanie najbardziej właściwej formy do tej opowieści.

Uderzyła mnie otwartość Grażyny, jej brak oporów co do porzucenia klasycznego modelu monodramu, akceptacja pomysłu spektaklu dokumentalnego. Nie jest przywiązana do gotowych wzorów, jest natomiast bardzo wrażliwa i wymagająca. A poza tym jest po prostu piękna i gdyby ktoś mi powiedział, że jej przodkowie pochodzili z dalekiej Azji, to bym uwierzyła.

Spektakl będzie miał formę instalacji. Dlaczego zdecydowała się pani na taki eksperymentalny krok?

- Nie do końca można mówić w tym przypadku o eksperymencie. Pomysł nasz jest w sumie dość prosty i wypłynął naturalnie z tematu, z potrzeby pochylenia się nad historią ASSK w taki sposób, żeby stała się ona autentycznie bliska. Spektakl można nazwać instalacją, ponieważ będzie on połączeniem trzech poziomów narracji: z jednej strony rozbudowana ścieżka dźwiękowa, z drugiej projekcja wideo, z trzeciej aktorka Barszczewska, postawiona w danej sytuacji, która jest dla nas scenicznym odpowiednikiem stanu uwięzienia. Próbujemy pokazać perwersyjność więzienia domowego. Co to znaczy być więźniem w swoim własnym, niby przyjaznym, domu? Na czym polega ból fizyczny i psychiczny, który się z tego rodzi? Od czasu do czasu, te trzy warstwy narracji będą wchodziły ze sobą w interakcje i tworzyły opowieść o ASSK. Opowieść nie pełna, nie encyklopedyczna, ale która próbuje zainteresować ludzi żyjącym mitem, i zarazem ten mit zdekonstruować. Pokazać co się za nim kryje, jakie dramatyczne wybory, czasem niezrozumiale, nawet może niemoralne.

Najbliższe plany?

- Mam w planach ciągłą pracę nad tym spektaklem. Codziennie gazety przynoszą nowe rozdziały historii Suu. Od tygodnia toczy się jej proces i grozi jej od 3 do 5 lat więzienia, dlatego że pewien Amerykanin cudem dostał się do jej domu, żeby się z nią spotkać.

To jest świetny pretekst dla junty, żeby ją oskarżyć o łamanie reguł aresztu domowego i odsunąć jak najdalej od ludzi, aż do wyborów w 2010. Suu jest w złym stanie zdrowia, zanim została zatrzymana, była już pod kroplówką, odwodniona i bardzo słaba. Jej życie w tym więzieniu jest zagrożone. Będziemy w spektaklu opowiadali na bieżąco o tych niepokojących działaniach birmańskich generałów.

*Anna Smolar: rocznik 1980, absolwentka literaturoznawstwa na Sorbonie, współpracowała z Agnieszką Holland i Krystianem Lupą

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji