Artykuły

"Tam gdzie losu dno"

Dwa lata. temu, bawiąc się nowym telewizorem, trafiłam na program radzieckiej telewizji poświęcony Włodzimierzowi Wysockiemu. Trwał blisko dwie godziny i trudno było odejść od odbiornika. Pokazano fragmenty sławnych ról teatralnych aktora legendarnego jużTeatru na Tagance, jego występy z gitarą i oczywiście zdjęcia pomnika, który stoi przy grobie na Cmentarzu Wagańkowskim zasłanego kwiatami, obleganego przez turystów i tłumy mieszkańców Moskwy. Jakby usprawiedliwieniem tak licznej obecności stały się w programie rozmowy: z tymi z którymi współpracował, z bliskimi (wypowiedź Mariny Vlady, żony aktora, przedrukowała później Polityka) i wieloma zwykłymi słuchaczami jego koncertów. Te rozmowy były najbardziej poruszające, mówili m.in.: pracownik instytutu atomowego, emerytowany wojskowy, urzędniczka, robotnik i wszyscy uważali Wysockiego za kogoś bardzo sobie bliskiego, bo gdy śpiewał, "nam cieplało w duszy". Nawet gdy oglądali siebie w krzywym zwierciadle satyry, wiedzieli, że Wysocki był człowiekiem z ich rzeczywistości, rozumiejącym życie ludzi, o których śpiewał, artystą, który potrafił wyrazić trudny los radzieckiego społeczeństwa.

Nie wiem, czy Wojciech Młynarski i aktorzy śpiewający piosenki Wysockiego w Ateneum oglądali ten program, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że chcieli pokazać wielokrotny portret człowieka głęboko zakorzenionego w społeczeństwie, w którym żył, podobny temu, jaki wyłaniał się z telewizyjnych wspomnień i rozmów o artyście, głęboko poruszający. Nie śpiewają więc sztandarowych utworów, które ugruntowały jego legendę barda czy idola młodej inteligencji, znanych z oficjalnie wydanych nagrań płytowych. Wybrali utwory mniej znane, te z drugiego obiegu, słuchane od lat po domach, zdobyte od rosyjskich przyjaciół i dziesiątki razy przegrywane na amatorskim sprzęcie. Marna, jakość kaset i chrapliwy głos piosenkarza wcale nie ułatwiały ich zrozumienia, wbrew pozorom, nie każdy z nas zna rosyjski tak, jak się tego spodziewa. Wybór utworów i nowe przekłady Wojciecha Młynarskiego, Andrzeja Bianusza, Andrzeja Jareckiego i Michała Jagiełły, gdzie żadne słowo nie jest zbędne, a niemal wszystkie uderzają trafną lapidarnością sformułowań, pokazują tę najbardziej poruszającą stronę osobowości Wysockiego. Człowieka wrażliwego na (konkretną ludzką krzywdę, społeczne barbarzyństwo i ogłupienie ideologiczną propagandą. I, co chyba najważniejsze, artystę, który miał odwagę (na ile lat przed pieriestrojką!) mówić o wielkich tragediach swego narodu, o obozach Magadanu, Kołymy, gdzie człowiek sprawdzał "losu dno", choćby przez wiele lat miały te utwory zostać skazane na nie istnienie.

Jakość przekładów przesądza nie tylko o językowej formie piosenek, ale też o kształcie całego przedstawienia. Wiadomo, że Wysocki pisał swe utwory w określonym czasie oraz miejscu adresując je przede wszystkim do własnego społeczeństwa. Tłumacze zdawali sobie sprawę, iż dosłowne przekłady oddalałyby nas dziś od Wysockiego, i dlatego z nich zrezygnowali. Jego teksty pozostają bliskie oryginałom, ale zostały napisane jakby na nowo, jakby ich autorami byli Polacy, prezentujący ostro krytyczne widzenie spraw społecznych i wyraźnie określoną postawę polityczną. Przepuszczone przez taki filtr teksty Wysockiego zyskały na ostrości, brzmią tak jakby były napisane specjalnie dla nas, co nie podważa jednocześnie faktu ich właściwego autorstwa. Fascynacja Wysockim trwa w Polsce od lat i dla wielu ludzi parających się własną twórczością piosenkarską dzieło radzieckiego kolegi było i pozostaje nadal wzorem godnym kontynuacji.

Oglądamy więc to, o czym pisał Włodzimierz Wysocki, oczami Polaków, którzy, co tu ukrywać, posiadają poczucie odrębności kulturowej obu narodów i nie zamierzają jej ukrywać. Patrzą więc z dystansem, ironią, krytycznie. Irena Lewandowska i Wojciech Młynarski przygotowując scenariusz podzielili piosenki Wysockiego na te najbardziej osobiste, liryczne i te śpiewa ubrany w neutralny sweter i spodnie Emilian Kamiński. Piosenki pozostałe, pokazujące jakby historie wielu różnych ludzi, śpiewają Marian Opania, Wiktor Zborowski, Marcin Sosnowski i Leonard Pietraszak, przebierają się stosownie do treści piosenek, najpierw wszyscy w obozowych waciakach, później w różne rodzaju lichych marynarkach i koszulach. Całe to wysmakowanie kostiumów (np. żółta kraciasta marynarka do granatowych tenisowych spodni, brązowych butów i różowej koszuli z plastikowym krawatem), czar bezguścia i brzydoty w połączeniu z portretem Josifa Wissarionowicza rozsyłającym "słoneczne blaski" buduje nad śpiewanymi piosenkami piętro ni to satyry, ni to ironii, a w gruncie rzeczy zrozumienia dla sytuacji tych postaci.

Są to Rosjanie zobaczeni przez nas, źle ubrani, oddaleni od Europy i świata, który dla nas "otworzył" się już dawno, przybysze z innej cywilizacji. A jednak to, co i jak mówią o swoich doświadczeniach, każe ich słuchać ze ściśniętym sercem i porusza o wiele bardziej niż tzw. salonowe rozmowy, jakie nam udaje się prowadzić w tzw. wielkim świecie, gdzie chętnie zapominamy o tym, że tam my jesteśmy ci biedni, zagubieni, z innej cywilizacji. I tak samo jak oni żyjemy w cieniu portretu wielkiego wodza. Zwykli Rosjanie, jakich maluje kreską karykatury Wysocki, o mentalności ukształtowanej przez ideologię, z brakiem savoir vivre'u i etykiety pozostają tyleż egzotyczni co fascynujący, ich duchowe portrety nakreślone przez Wysockiego każą się zastanowić nad losem człowieka i sensem historii, która przyniosła społeczeństwu tak skomplikowane doświadczenia.

A jak to jest zagrane? a raczej zaśpiewane? Pysznie. Akurat ten ansambl dowiódł swojej zawodowej perfekcji i poczucia stylu w programach poświęconych Brelowi i Hemarowi, więc do poprzednich komplementów można dołożyć nowe. Ale ważniejsze chyba niż chwalenie Zborowskiego czy Opani za ich naturalną vis comica i talenty piosenkarskie jest stwierdzenie, iż wszyscy wykonawcy łącznie z młodą Anną Wojton grającą parę niemych ról i Wojciechem Młynarskim, który pojawia się w finale, uchwycili jeszcze jeden rys Wysockiego. Jego niesłychane poczucie humoru, radość życia i radość z tego, że los obdarował, go tak ogromnym talentem. Taki talent potrafi góry poruszyć, nie tylko słuchaczy, przekraczać granice krajów i bariery kulturowe - o tym także jest to przedstawienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji