Artykuły

Częstochowa wystawia nową sztukę polską

Kiedy rozlega się gong, a potem rozsunięta kurtyna ukazuje wnętrze pokoju lekarskiego na klinice - recenzentowi przypominają się różni "Ludzie w bieli", "Tajemnice lekarskie" i inne efekciarskie bomby teatralne. Egzotyka życia szpitalnego, niepokojąca magia choroby - wszystko to było niejednokrotnie eksploatowane w kosmopolitycznym repertuarze naszych przedwojennych scen. Dramaturgia polska ma też parę pozycji z życia lekarzy: od "Asystenta" Zapolskiej i "Lancetu" Jastrzębiec-Zalewskiego, po "Kobietę we mgle" Rusinka. Znakomita większość tych sztuk propagowała mętną ideę abstrakcyjnego "kapłaństwa" doktora medycyny, "inności" jego stanowiska w społeczeństwie. Ulubionym założeniem akcji był nierozwiązywalny jakoby konflikt między pracą zawodową a tzw. szczęściem osobistym.

Istnieje jednak inny jeszcze gatunek sztuk lekarskich. Na przestrzeni ostatniego roku widzieliśmy np. "Platona Kreczeta" Kornijczuka i "Obcy cień" Simonowa. Autorzy radzieccy starają się pokazać właśnie realną rolę lekarza w konfliktach ludzkich, zagadnienia pracy naukowej rozwiązują na tle problematyki ogólnospołecznej.

Bliskie temu założenia posiąda nowa sztuka polska "Próba sił" debiutującego dramatopisarza Jerzego Lutowskiego, niepozbawiona zresztą specyficznych efektów "szpitalnych".

Klinika uniwersytecka, galeria lekarzy, seria codziennych kolejnych przypadków medycznych. Na tle tej realistycznej scenerii autor usiłuje pokazać, że walka klasowa toczy się wszędzie, nawet w gabinecie doktora. W zakończeniu sztuki wskazuje na to wyraźnie jeden z bohaterów, mówiąc o próbie sił, rozgrywającej się u nas obecnie na każdym terenie. Obóz postępu zdobywa ustawiczną przewagę nad przedstawicielami wczorajszego świata - takie jest optymistyczne rozwiązanie akcji.

Centralna figura sztuki to dyrektor szpitala, znakomity internista Mokrzycki. Profesor reprezentuje typowy w wielu kołach pogląd: "Na klinice nie ma złych, ani dobrych, nie ma ludzi takich czy innych przekonań - są tylko lekarze!" Tak pojęty izolacjonizm lekarza, chociaż odziany w złudne szaty humanitaryzmu- jest jedynie odmianą "wieży z kości słoniowej". Jeszcze jedna zabawna mistyfikacja burżuazji w okresie jej schyłku. Trudno przekonać kogokolwiek, że praktykujący lekarz może odgrodzić się od życia: każdy przypadek i podsuwa mu je pod nos, jest właśnie walką o życie. Wymyślono wobec tego mit polityczności zawodu lekarskiego, mający na celu ograniczenie jego odpowiedzialności społecznej. Lutowski trafnie demaskuje tę legendę, operując dosadnymi przykładami: pobłażliwej życzliwości dla bumelantów, faworyzowania prywatnych pacjentów, kollaboracji z rasizmem hitlerowskim w latach wojny.

Profesor Mokrzycki jest jeszcze jedną kreacją "dobrego człowieka", zbałamuconego liberała, który w trakcie akcji przeżywa bankructwo swoich złudzeń, staje oko w oko z twardą koniecznością wyboru przyjaciół i wrogów. Bohater "Próby sił" jest uczciwym człowiekiem, to też możemy być spokojni o to w czyim znajdzie się obozie.

Autor sztuki, nie darmo związany ze środowiskiem lekarskim, nie poskąpił innej jeszcze problematyki tego kręgu. A więc sprawa tradycjonalizmu lekarskiego, oporu wobec nowych metod terapii. I to zresztą łączy się z poprzednim: "apolityczny" dr Grodecki odnosi się niechętnie do świeżo odkrytej metody leczenia snem, nie znając jej bliżej po prostu dlatego, że przyszła ona ze Związku Radzieckiego. W sztuce ta kwestia łączy się ze stosunkiem do młodych kadr lekarskich, odsuwanych przez rutynistów od ciekawszych przypadków.

Drugi, kompleks zagadnień to sprawy produkcji, związane z fabryką odlewów. Historia leczenia snem starego racjonalizatora splata się z dziejami jego wynalazku, co pozwala na pokazanie: z jednej strony - dojrzewania ideowego robotników w procesie produkcyjnym; a z drugiej - niekapitulującej penetracji wroga klasowego. Tutaj również udało się Lutowskiemu wyraziście uwypuklić powiązanie odrębnych na pozór spraw i środowisk, ich wzajemnej zależności i przenikania się w całokształcie walki społecznej.

Jednak i to jeszcze nie wyczerpuje problematyki "Próby sił". Autor stawia zagadnienie roli Partii na terenie kliniki, etyki człowieka partyjnego, jego autorytetu wobec bezpartyjnych. Niejako na marginesie utworu toczy się sprawa odbudowy powojennych ruin w psychice ludzkiej; - to postać adwokata Meiselsa, dźwigającego ciężki bagaż prześladowań rasistowskich. Oprócz tego sztuka zawiera akcenty satyry na obyczajowość mieszczańską (żona profesora - Olimpia, jego córka - Misia, złoty młodzieniec - Tolo).

Rozwiązanie sceniczne wspomnianych ostatnio kwestii nie zadawala w pełni; duże walory sztuki pozwalają na stosowanie ostrzejszych kryteriów. Rzecz łączy się tutaj z techniką pisarską Lutowskiego, konkretnie ze sposobem stawiania postaci. W dosyć wymyślnej, misternie powiązanej fabule spotykamy figury jakby z reportażu, jakby po dziennikarsku zarysowane. Nie widać w nich dociekliwości autora, pasji wobec stworzonego przez siebie człowieka, chęci wydobycia pełni ludzkiej z postaci. Lutowski chętnie używa barw: białej i czarnej; bohaterowie utworu sprawiają wrażenie pionków potrzebnych jedynie do przeprowadzenia wymyślonej bez nich rozgrywki. Niedosyt artystyczny mści się oczywiście natychmiast na stronie ideowej. Podstawową organizację partyjną reprezentuje pozbawiony krwi i mięsa chirurg Kenwacki. Postać blada i nieinteresująca; jest po prostu sekretarzem i kropka. Wiemy o nim nader mało, nie tylko jako o człowieku prywatnym, ale i działaczu. Na przykład: dlaczego Konwacki jest członkiem Partii, a bohater pozytywny dr Czarnota - nim nie jest? Drugi partyjniak - Poręba - zdawkowo, za kulisami przeżywa swoją samokrytykę. Autor początkowo zbyt zamaszyście kompromituje go, a potem pochopnie wkłada mu w usta zasadniczą tyradę, osadzającą błędy profesora. Mokrzycki w ogóle, nie ma szczęścia do swoich nauczycieli - moralistów. Najbardziej po pisarsku ujęta i najciekawsza aktorsko postać: Meisels - nie tłumaczy się jasno. Jedynie aluzyjnie zasugerowano nam czym stary adwokat "truje" ludzi i dlaczego jednak profesorowi "dobrze jest z nim rozmawiać". Być może że któryś z wykonawców znajdzie klucz do tej roli - w przedstawieniu częstochowskim (o którym będzie mowa za chwilę), nie została ona do końca rozwiązana.

Jednym z uproszczeń debiutującego autora jest opieranie postaci na powtarzających się gierkich sytuacyjnych lub słownych. A więc radiomanka, siostra Jadwiga przy wszystkich swoich wejściach na scenę włącza wbrew zakazowi głośnik; roztargniony dr Nowak za każdym razem zapomina, że ma fonendoskop na szyi, mieszczańska żona profesora ustawicznie narzeka na służbę domową.

Parę figur wymknęło się autorowi spod szkiełka analizy społecznej. Nie wiemy na przykład kogo w tym sensie ma reprezentować dr Aniela Kruczkiewicz. Jeśli jest to typ "apolitycznej" lekarki, to dlaczego autor nie wyciąga z tego konsekwencji w stosunku do postaci? Podobnie nie wiemy jak traktować córkę profesora - Misie. Wydaje się, że posiada ona symprtię autora, podczas gdy widz mało ma powodów do obdarzania jej zaufaniem. Wreszcie Czarnota, figurujący na czele spisu osób, młody lekarz prowadzący leczenie nową metodą radziecką. Jak na pozytywnego bohatera jest postacią za mało określoną: nie wiemy z jakiego środowiska pochodzi, skąd się biorą jego postępowe przekonania. Nie po raz pierwszy w nowej sztuce polskiej obserwujemy, jak brak pogłębionej socjalnej analizy postaci powoduje jej anemiczność literacką.

"Próba sił" stoi jeszcze na pograniczu dwóch teatrów: mieszczańskiego i rewolucyjnego. Do tego ostatniego skłania ją postępowa i humanistyczna tendencja, czujny stosunek do przedstawionego środowiska lekarskiego. Do pierwszego - banalny schemat wątku miłosnego (Czarnota w sprawach uczuciowych zachowuje się jak typowy mieszczuch, tradycyjny stosunek do postaci kobiecych); dalej związana z teatrem burżuazyjnym salonowość akcji. Jednak wprowadzenie nowej problematyki łamie konstrukcję formalną utworu, wdziera się do aktu umiejscowionego w salonie; dosłownie burzy jego ściany, gdy autor na drugim planie metodą filmową włącza do akcji migawki z fabryki, z zebrania partyjnego, z kliniki.

Po interesującym, wiele zapowiadającym debiucie Lutowskiego mamy prawo , oczekiwać następnej jego sztuki w pełni dojrzałej ideowo i artystycznie. Młody dramaturg posiada zdolność ciekawego i przejrzystego prowadzenia akcji, żywego dialogu, zna język teatru. Epizodami scenicznymi, przebiegiem losów postaci umie wyrazić swoją myśl i tendencję nie uciekając się do rezonerstwa. Poszczególne sytuacje rozwijają potoczyście akcję, a równocześnie w sposób konsekwentny i nienarzucający się dopełniają charakterystyki bohaterów (np. telefon z Partii w sprawie chorego robotnika i reakcja zebranych - akt I-szy).

Prapremiera- "Próby sił" odbyła się w Państwowym Teatrze w Częstochowie. Staranna reżyseria Mieczysława Mieczyńskiego, poszła po autorskiej linii wyraźnego punktowania i rozwoju akcji, pewnej rezygnacji z pogłębienia scenicznego postaci ludzkich. Dosyć skomplikowana faktura teatralna drugiego aktu (trzy przerzuty na inny teren akcji) została przekonywująco rozwiązana, scenki: fabryczna i szpitalna były najbardziej sugestywnymi momentami przedstawienia. Cześć zasługi przypisać należy scenografowi Władysławowi Wagnerowi, któremu natomiast nie udał się obraz salonu; niezrównoważony kolorystycznie, pełen pretensjonalnych szczegółów (krata zamiast ściany, olbrzymia lampa na wygiętym stojaku), dekoracja pierwszego i trzeciego aktu (klinika) przyjemnie współgrała z optymistycznym charakterem tekstu, mimo pewne niesharmonizowanie naturalistycznych rekwizytów z syntetycznym kształtem architektonicznym.

Na plus reżysera zapiszmy jeszcze nader trafne dobranie zewnętrznych typów aktorów do charakterów postaci. Z zespołu wyróżnili się odtwórcy postaci robotniczych: Ferdynand Sarnowski (majster Jesionek) i Sławomir Misiurewicz (Klejonka). Pełną wdzięku i ciepła (acz postarzałą nieco) figurę dr Nowaka dał Tadeusz Olderowicz. Marian Łoziński słusznie położył nacisk na aktorskie rozwiązanie postaci profesora w jej wewnętrznych przemianach. Eugeniusz Lotar prosto zagrał dr Porębę, szczęśliwie łącząc w jedną całość różne bieguny roli. Romuald Bojanowski niepotrzebnie podbarwił gierkami farsowymi przemysłowca Kaliskiego, a Eugeniusz Dobrowolski na jednym tonie "szwarc-charakteru" przeprowadził figurę dr Grodeckiego. Odtwórczynie ról kobiecych salonową manierą gry podkreślały pewne mielizny sztuki.

Na koniec parę słów o teatrze w Częstochowie, prowadzonym przez Eugeniusza Poredę. Na przestrzeni roku wystawił on rekordową ilość dziewięciu prapremier, w tym pozycje tak ambitne jak "Zielona ulica" Surowa, "Tai-Yang budzi się" Wolfa, "Załoga" Skowrońskiego i Słotwińskiego. Należy podkreślić, że przygotowując "Próbę sił" teatr zrezygnował z jednej pozycji repertuarowej, aby wzmocnić aktorsko debiut polskiego pisarza.

Rzetelne przedstawienie sztuki Lutowskiego świadczy, że teatr Częstochowski stara się nie tylko o ciekawy repertuar, ale dąży również do podniesienia poziomu wykonania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji