Artykuły

Wyznania dramaturżnicy

Fala zalewa pokład - pisze w felietonie dla e-teatru Małgorzata Sikorska-Miszczuk

Pławik i Wyrzutek, kociaki przygarnięte przez Caldwella w Panamie, zajęte były obgryzaniem rybich ogonów w tubylczej łodzi na wyspie Caroline. Nawet nie zauważyły, że "Poganin" wciągnął kotwicę i oddala się na pełnych żaglach w stronę Australii. Wtedy Caldwell i ja widzieliśmy je po raz ostatni. Ale dobrze zrobił samotny żeglarz, że zostawił kociaki na tubylczym outriggerze, bo wkrótce napotka na swojej drodze huragan tak straszny, że mój syn Michał schowa się pod kołdrę - a jesteśmy dopiero na fragmencie, kiedy pękła prawoburtowa wanta podtrzymująca maszt.

Zadzwoniła do mnie dziennikarka pytając, jak można pogodzić pracę przy serialach i pisanie dla teatru? Jak się żyje w dwóch światach? Pytanie, w ilu światach żyjemy. U mnie i Michała ciągle huragan, z przerwą na szkołę (Michał) i pisanie serialu (ja). A tak serio, dopiero gadając do słuchawki zdałam sobie sprawę, ile też zależy od ludzi, z którymi pracujemy. Ja przy "Niani" pracowałam z Darkiem Suską, poetą, finalistą nagrody Nike, a moja obecna redaktorka, Joaśka Moreń, pisze takie mejle, że dzień się rozjaśnia. Ale do tematu: jasne jest, że pytanie o seriale zawierało również wątek-sugestię o potencjalny konflikt między tym, co "niskie" i "wysokie", o robienie chałtur, o to, co znaczy być artystą. Czy artysta pisze seriale? Majaczy w oddali marzenie o idealnej sytuacji do pisania, o stu procentach czasu dla siebie, ale jest też inna strona. Gdy pisałam "Śmierć Człowieka-Wiewiórki", współpracowałam z firmą zajmująca się pi-arem dla jednego z projektów społecznych Tepsy. Jeździłam z kamerą po Polsce i gadałam z sołtysami i przedstawicielami organizacji pozarządowych na tematy związane z ich gminami - o tym, co da się zrobić z pieniędzy z grantu. Z jednej strony - sztuka mi stygła, a termin się zbliżał, ale z drugiej - co za ludzie, co za spotkania! Sołtys z Lubiewa pojawił się potem w dwóch sztukach, a jego koncepcja herbu Lubiewa rozhuśtała moją wyobraźnię do granic wytrzymałości A seriale? Ilu ludzi poznałam, w ilu dziwacznych historiach brałam udział, ile emocji przeżyłam uczestnicząc np. w pokazie w pałerpoincie, jak wygląda grupa docelowa "Niani" (np. dowiedziałam się, że grupa docelowa uwierzy w najbardziej niezwykłe i bajkowe perypetie, ale cena bochenka chleba musi się zgadzać z rzeczywistością, proste, nie?).

Więc całe to ocenianie, zadawanie pytań ma sens o tyle, o ile tworzy pretekst do rozmowy, do snucia historii, a nie do wzajemnego poniżania lub wywyższania. Myślałam o tym ostatnio, szczególnie o ocenianiu się. I tak: spędziłam intensywnie pięć dni na festiwalu w Gdyni, nie oszczędzając się i bawiąc. Obejrzałam prawie wszystkie spektakle mając poczucie, że uczestniczę w święcie: każdy spektakl wnosił swój klimat, energię, próbę zmierzenia się z rzeczywistością. Wolność, wolność, nieskrępowana wyobraźnia innych wobec mnie, jako widza - czego więcej trzeba?

Jest taka historia, która opisuje Osho: do kawiarni wchodzą lew i zając. Wszyscy patrzą i myślą: jak to możliwe? Podchodzi kelner do zająca i pyta: - Co panu podać? - Kawę i ciastko - mówi zając. - A temu panu? - pyta kelner, patrząc niepewnie na lwa. - A zając w śmiech: - Co za pytanie!? Gdyby był głodny, nie mógłbym z nim pójść do kawiarni, bo zaraz by mnie zjadł!

Z lwem da się być w dobrej relacji tylko wtedy, gdy nie jest głodny. Rozumiem tego lwa. Trudno jest dobrze się bawić, gdy jest się głodnym. Nawet taki fajny kompan jak królik traci swój urok rozmówcy i zamienia się w kulkę mięsa. Gdy jesteś głodny, musisz kogoś zjeść. Rozumiem tego lwa, ale nie jestem nim. Jestem teraz na Pacyfiku, przywiązana liną do poręczy nadbudówki, i naprawiam prawą wantę.

Fala zalewa pokład - ale męczeństwo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji