Artykuły

Dobro i piękno zwycięża.

"Burza" Szekspira, ostatnia sztuka jego twórczego życia, ostatni akord po napisaniu trzydziestu z górą wielkich utworów dramatycznych, odegraniu setek ról i inscenizowaniu setek przedstawień, jest tym utworem, który szekspirolodzy całego świata uważają za objaw pogodzenia się z przeciwnościami życia tego autora, targanego tak wieloma trudnymi do rozwiązania zagadnieniami. W postaci Prospera, którego los pozbawiwszy tronu i ojczyzny, wynagrodził siłą czarodziejską, widzą badacze postać samego Szekspira, Szekspira już starego, pogodzonego z losem, wyrozumiałego na słabostki ludzkie, a nawet na zbrodnie i podłości, przebaczającego winy i mającego urzekającą siłę, która każe nawet potworom Kalibanom dźwigać się do poziomu Człowieczeństwa.

,,Burza" to właściwie baśń czarodziejska, którą można by opowiadać przed snem dzieciom, rozpoczynając ją od słów: "Był sobie mądry i dobry książę Mediolanu, którego źli bracia pozbawili tronu i wygnali na wzburzone morze wraz z maleńką córeczką Mirandą..."

Akcja "Burzy" odbywa się na owej wyspie samotnej, na którą fale rzuciły Prospera z Mirandą, na wyspie, ujarzmionej jego czarami. Na usługach Prospera jest duszek czarowny Ariel, są wszystkie żywe stworzenia tej krainy, jest wreszcie w finale sztuki nawet oporny i buntujący się przez całą akcję Kaliban, potwór pozostały po wiedźmie, która niegdyś wyspą władała.

"Burza" właśnie dlatego, że składa się wyłącznie z wątków baśniowych, że rozgrywa się wśród feerii fantastyczne], że bohaterowie jej to nie zwykli ludzie, ale duszki, duchy, gnomy i stwory, jest jedną z najtrudniejszych do wystawienia i inscenizacji sztuk. Jakże bowiem łatwo jest stracić tu dobry smak, jakże łatwo pokazać ją w bibułkowo ckliwo farbowanej formie niby ordynarną kolorową rycinę, ilustrującą książkę z baśniami.

Leon Schiller, inscenizator "Burzy", uniknął tego na całej linii. Pomógł mu w tym znakomicie dekorator Władysław Daszewski, stwarzając na scenie obrazy dalekie od niegustownych rycin; pociągające niesłychaną świeżością pomysłów, a jednocześnie rozwiązujące szczęśliwie techniczną trudność szybkiej zmiany obrazów.

"Burza" rozgrywa się przy akompaniamencie muzyki, jak głosi afisz, opartej na motywach epoki elżbietańskiej. Należy się uznanie za wydobycie i zastosowanie tej muzyki, która wytwarza słodką melancholijną i nieziemską atmosferę, ale wydała mi się ona nieco przewlekła i kładła takie piętno na akcji, która bynajmniej sama przez się przewlekłą nie jest.

Olbrzymim atutem "Burzy" w świetnej inscenizacji, która nic nie uroniła ze skarbów tego niezwykłego utworu, jest postać Prospera w wykonaniu Karola Adwentowicza. Nie widziałam na scenie tego wielkiego aktora od wielu lat i uderzona byłam świeżością jego talentu, ową epicką słodyczą, jaka bije z jego głosu i każdego gestu. To był Prospero, łagodny w swej potędze, wyrozumiały na błędy ludzkie, piękny w każdym calu. A obok niego zawsze wspaniały i wzruszający samym dźwiękiem swego pięknego głosu Józef Węgrzyn. Niewielką miał rolę jako król Alonso, ale kilka słów boleści po rzekomej stracie syna wystarczyło, by wzruszyć nas tak samo, jak za naszych młodych lat wzruszał nas w roli Kordiana, czy Konrada.

Trudną żywiołową rolę Kalibana, w której niegdyś tak zabłysnął Jaracz, odegrał bardzo trafnie p. Pietraszkiewicz. Jego dzikie podrygi i skoki, jego ochrypły śpiew niewolnika, domagającego się zrzucenia więzów, robiły na widzach nie tylko komiczne ale i tragiczne wrażenie. Za to szczerze komicznym, naprawdę doskonałym w grotesce był p. Łapiński w roli opoja Stefana. Sceny odegrane przez trójkę Kaliban, Stefano i Trinkulo (Lubelski) były niezrównane. Doskonałym, obdarzonym znakomitą dykcją, lotnością i nieuchwytnością Arielem, spragnionym wolności duszkiem była p. Hanin. Nieznany to w Warszawie ale świetnie zapowiadający się talent. Uroczą rolą naiwnej Mirandy, która prócz ojca i Kalibana nie widziała innych istot rodzaju męskiego (prototyp wszystkich naiwnych Eliz z "Pigmaliona", "Gałganków" itp. Dzikusek) powierzono Sojeckiej. Szczerze mówiąc, nie podołała tej roli: jej słaby głosik nie oddawał całego uroku tej niezwykłej postaci. Należy jeszcze wymienić znakomitego w roli Gonsala p. Pągowskiego i zaznaczyć, że reszta zespołu świetnie sharmonizowana ręką inscenizatora, oddała w całej pełni baśniowy nastrój czarodziejskich wypadków, dziejących się na niezwykłej wyspie.

Gdy kurtyna zapada po końcowej scenie "Burzy", widz ma jak po przeczytaniu baśni uczucie radosnej satysfakcji z pognębienia "kalibanizmu" i zwycięstwa wiecznie pięknego dobra na ziemi. Ten etyczny "happy end" to chyba największy dorobek uroczej baśni, jaką nam w pięknej oprawie pokazał teatr Leona Schillera.

"Hamlet" i "Burza". Nie naszą rzeczą jest decydować, który z tych dwu utworów zwycięży w festiwalu. Naszą rzeczą jest stwierdzić, że oba spektakle są doprawdy piękne i oddające ducha Szekspira. Czeka nas, zresztą, jaszcze "Sen nocy letniej" i "Jak się wam podoba".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji