Artykuły

Rechot

Apel do widzów, aby nie śmiali się zbyt głośno w czasie premier prasowych - pisze w felietonie dla e-teatru Rafał Węgrzyniak

Trochę czuję się winny. Oglądając bowiem w poprzedni piątek w Teatrze Polskim we Wrocławiu premierę "Szajby" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk - podobnie jak większość widzów - nie byłem w stanie powstrzymać się od śmiechu. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, że na widowni siedzi przybyły z Warszawy poważny recenzent i szef działu kulturalnego "Dziennika", którego ów rechot wyprowadza z równowagi i nie pozwala mu śledzić w skupieniu spektaklu, a tym samym zrozumieć dramatu ani inscenizacji Jana Klaty.

Ponieważ nic poza śmiechem do niego nie docierało, uznał, iż grana jest "banalna farsa" albo sitcom przypominający mu zapewne z upodobaniem oglądany serial Polsatu "Świat według Kiepskich" realizowany również we Wrocławiu. "Nie ma fabuły - zawyrokował w poniedziałkowej recenzji zdezorientowany Jacek Wakar - bo liczą się tylko co chwila bardziej ryzykowne gagi. Za śmiech z offu może zaś robić nieustający rechot publiczności." Doszedł do przekonania, że Sikorska-Miszczuk spożytkowała najprostszy "przepis na sukces i medialny rozgłos" pisząc sztukę będącą "jazdą bez trzymanki" i starającą "dowalać wszystkim" w celu rozbawienia "zadowolonej z siebie publiczności". Również reżyseria Klaty "sprowadza się do wywoływania rechotu wpatrzonej w niego publiczności", choć w rzeczywistości pojawił się on na scenie dopiero w trakcie końcowej owacji wraz z innymi twórcami przedstawienia.

Rozdrażniony recenzent najwyraźniej pomylił trzydziestosześcioletniego i pracującego w teatrze dopiero szósty sezon reżysera z którymś ze starszych aktorów wrocławskich. Założył bowiem, iż jest on już sędziwym twórcą, który "próbuje oszukać czas", więc "staje przed lustrem i powtarza sobie, że nigdy nie przestanie być młody", a w istocie jedynie "odcina kupony od dawnej sławy". Dlatego Wakar ubolewa, że reżyser, którego jakoby cenił za to, iż "budował światy zamknięte, rządzące się wewnętrzną logiką", pomimo podeszłego wieku "nie wszedł w togę akademika" i nadal "woli siarczyste pogo na scenie". Lecz "Szajba" zadowoli wyłącznie bliżej nieokreślonych "podekscytowanych" krytyków czy raczej prasowych klakierów, którzy jak zawsze napiszą, że objawił "oto znów Klata drapieżny, bijący prosto między oczy". Jedynie Wakar przenikliwie dostrzegł, że spektakl Klaty to "anarchiczna zabawa w obalanie świętości" i "prowokacja", która jednak "nie doczeka się oczekiwanego rezonansu", bo "trudno wyważać drzwi", gdy "wszystkie dawno zostały otwarte".

Stwierdzenie to wydało mi się nieco ryzykowne zważywszy, że "Szajba" wymierzona jest przede wszystkim w islamski terroryzm. Redaktor Wakar bodaj nie orientuje się, jak gwałtownie reagują wyznawcy Mahometa na wszelkie próby szydzenia z ich religii czy nawet kultury. Na dodatek w "Szajbie" Klaty w islamskim fanatyzmie przegląda się polska gotowość do umierania za ojczyznę i wysyłania na męczeńską śmierć dzieci jak w Powstaniu Warszawskim. (Wakar powinien znać drukowaną w "Dzienniku" rozmowę Cezarego Michalskiego z Klatą o "Kinderszenen".) Ponadto Sikorska-Miszczuk i Klata ukazują w krzywym zwierciadle demonstracyjne pojednania między Polakami i Żydami czy próby uwolnienia się Niemców od odpowiedzialności za zbrodnie z czasów nazizmu poprzez ukazywanie siebie jako ofiar lub eksponowanie przejawów oporu. W spektaklu bynajmniej nie wszystkie świętości zostały ośmieszone, skoro najzupełniej serio śpiewane są "Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny", wygłaszany jest monolog Konrada z "Wyzwolenia" Stanisława Wyspiańskiego ("Chcę, żeby w letni dzień..."), a wreszcie w epilogu Polska objawia się jako drobna i delikatna starsza kobieta, czyli matka.

Marcie Wróbel z "Gazety Wrocławskiej" rechot widzów również nie pozwolił uważnie obejrzeć sztuki. W rezultacie swą wtorkową recenzję oparła na relacji Wakara konstatując, że w spektaklu "ważniejszy od ciągu przyczynowo-skutkowego jest ciąg skeczy i słownych gierek rodem z sitcomu", a przecież "śmiech to o wiele za mało". Z kolei Katarzyna Kamińska z wrocławskiej "Gazety Wyborczej" dyskutując z opinią Wakara o desperackiej próbie zachowania przez Klatę swego wizerunku "wiecznie młodego wichrzyciela z irokezem na głowie" , sugerowała, iż wręcz przeciwnie - stara się on go zmienić. "Być może Szajba jest polemiką Klaty z jego wizerunkiem twórcy zaangażowanego, rażącego niezależnością myśli i radykalną wizją. Może Klata nie chce już być demiurgiem, ale tylko wtopić się w sceniczny mechanizm wynikający z tekstu?". Jednak "Szajba" jest kontynuacją wcześniejszych przedstawień Klaty, w których pojawił się zarówno temat udziału Polski w walce z ekspansją muzułmanów ("Fanta$y" z żołnierzami wracającymi z Iraku lub "Trylogia" ukazująca Polaków jako obrońców chrześcijaństwa obawiających się, że kościoły zostaną zmienione na meczety), jak i możliwości pojednania Polaków z Niemcami po doświadczeniach z okresu wojny ("...córka Fizdejki" oraz "Transfer!"). Poza tym trudno sobie wyobrazić, aby biorąc na warsztat dramat napisany dwa lata temu, Klata go modernizował albo dekonstruował. I tak usunął jedną postać, zmienił tożsamość Charliego, Johna i Dziwki, oraz wprowadził do inscenizacji motywy spoza tekstu.

W środę Joanna Derkaczew na łamach ogólnopolskiej "Wyborczej", choć dostrzegła, że sztuka wywodzi się z groteskowych dramatów Witkacego i filmu "South Park" oraz wnikliwie analizowała rozmaite aspekty jej inscenizacji, jakby nie zorientowała się w prostej fabule "Szajby", skoro utrzymywała, że w jej realiach "Polska to okupant". W istocie tylko Kujawy usiłują się od niej oderwać, gdyż zostały opanowane przez islamskich terrorystów. A więc Polska jako państwo znalazła się w identycznej sytuacji jak Izrael, mający w swoich granicach Autonomię Palestyńską będącą ośrodkiem terroryzmu. Nie przypadkowo też Niemiec Hans wybacza Polakom mordy rytualne na dzieciach, rozpijanie chłopów i ukrzyżowanie Jezusa, czyli zbrodnie mające uzasadniać nienawiść do Żydów. A premier Mister Ble przywołuje etymologię hebrajskiej nazwy swego państwa, ,"Po-lin", mającą znaczyć "tu odpocznij". Polska ze sztuki Sikorskiej-Miszczuk to jak gdyby wschodnioeuropejski Izrael, którego widmo pojawia się w "Janulce" Witkacego, gdzie jego władcą zostaje Joel Kranz. Ale wystawiając w 2004 dramat Witkacego, Klata pominął ów zbyt drażliwy wątek. Teraz do niego powrócił. Dlatego też Wiktoria jako blondynka z długim warkoczem wydaje się dojrzalszym wcieleniem Janulki. Derkaczew zastanawiała się głównie czy uprawiająca seks z mężem i arabskim terrorystą, a potem mordująca obu mężczyzn Wiktoria nie jest karykaturalnym portretem rodzimych feministek. Ale jest ona również uosobieniem polskości, niekoniecznie "kartoflano-bogoojczyźnianej", jak ją pogardliwie określiła recenzentka "Wyborczej".

W środę także Tobiasz Papuczys z Nowej Siły Krytycznej zrewidował nieco uwagę Wakara stwierdzając, że dramat Sikorskiej-Miszczuk "to nic więcej niż zwykła farsa", a zarazem wyjątkowo "miałki tekst". W piątek Sebastian Krysiak z owego grona podjął się obrony "Szajby", lecz dostrzegł w niej wyłącznie satyrę na Polskę jakby nie była ona również odbiciem globalnego szaleństwa.

W sobotę Jacek Cieślak w "Rzeczpospolitej" orzekł, że "Szajba" to "zwykły polityczny kabarecik", choć Mister Ble nie został ucharakteryzowany na Jarosława Kaczyńskiego ani Donalda Tuska. Wreszcie w niedziele Jacek Sieradzki w "Tygodniku" TVP Kultura rozwinął zdawkową opinię Cieślaka o "Szajbie" jako widowisku kabaretowym. Redaktor "Dialogu" dodał, że okazało się, iż Klata to po prostu Benny Hill polskiego teatru, więc nie należy już od niego oczekiwać poważnych przedstawień.

W tej sytuacji pozostaje mi zaapelować do widzów, aby się nie śmiali zbyt głośno, gdy obok siedzą recenzenci przyzwyczajeni do ciszy panującej w trakcie prasowych premier.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji