Artykuły

Reżyser w rozterce

Fryderyk Schiller i "Don Carlos". Poemat dramatyczny. Przekład: Zbigniew Krawczykowski, scenografia: Łukasz Burnat. Adaptacja i reżyseria: Maciej Prus. Premiera w teatrze Ateneum w Warszawie. Aleksander Fredro: "Śluby panieńskie". Komedia. Reżyseria: Maciej Prus, scenografia: Łukasz Burnat. Premiera w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu.

Maciej Prus jest jednym z tych młodych, utalentowanych reżyserów, których, uważamy za najbardziej powołanych do kształtowania teraźniejszego i przyszłego oblicza teatru polskiego. Jego prace są nie tylko dostrzegane i omawiane uważnie, ale także honorowane: przyznawana przez SPATiF nagroda im. Leona Schillera dla młodych twórców teatru, jemu właśnie przypadła w 1971 r w udziale. A więc nagroda ze strony środowiska, zwracająca szczególną uwagę na sprawy warsztatowe, umiejętności zawodowe. Droga twórcza Prusa biegnie od Koszalina przez Kalisz do Warszawy, gdzie Prus jest obecnie etatowym reżyserem w Ateneum. Jako aktor przesunął się też przez Teatr Laboratorium Grotowskiego. W Słupsku (Koszalinie) dał się poznać z dobrej strony od razu pierwszą reżyserska pracą: inscenizacją "Edwarda II" Marlowe'a. W Teatrze im. Bogusławskiego (Kalisz) wyróżnił się "Wyzwoleniem" Wyspiańskiego, w Ateneum warszawskim śmiała reżyserią "Peer Gynta" Ibsena. W Ateneum zyskał także pochwały za niedawną, przeniesioną z Kalisza, inscenizację "Szewców" Witkiewicza, a w Kaliszu dał się ponadto ulubić jako Wesoły reżyser komiksu z "Trędowatej" Mniszkówny. Ostatnio wyreżyserował w Kaliszu "Śluby panieńskie", a w Warszawie "Don Carlosa".

A więc, poza wszystkim, reżyser pracowity i wielostronny. To na pewno ogromna zaleta. I poniekąd gwarancja dalszych, sukcesów. Sukcesów - czy także porażek? To się okaże. Reżyser Prus jest bowiem jako artysta teatru na rozdrożu. A raczej - w poszukiwaniu własnego stylu teatralnego. Eksperymentuje, sprawdza swe pomysły na scenie. A pomysłów ma mnóstwo, kipi od ich nadmiaru. Nie zawsze pomyślny koniec wieńczy dzieło, nie każde spotkanie w turnieju kończy się strąceniem siodła przeciwnika. Czasem samemu się spada. Nic to strasznego - jeśli walka była prowadzona prawidłowo.

"Sukces aktora na scenie staje się także moim osobistym zwycięstwem".

Maciej Prus w wywiadzie dla "Sztandaru Młodych", zatytułowanym "Przymierze reżysera z aktorem". Jeżeli to aktorzy warszawscy, wypróbowani, zahartowani, siła ich talentu dominuje na scenie. JAN ŚWIDERSKI jako Filip II w tragedii Schillera jest przede wszystkim dziełem tego aktora, zarówno w znakomitym poprowadzeniu roli jak w odjęciu Filipowi feudalnych majestatów. Jego Filip jest kameralny i nieledwie mieszczański, co się wyraża także w charakteryzacji zewnętrznej (czarne wąsy). W tym królu wypaliły się namiętności choć pozostała wiara w katolickiego Boga i poczucie posiadania na własność - państwa, korony, syna, a także młodej tony. ALEKSANDRA ŚLĄSKA gra tę młodą żonę jako romantyczną heroinę, w geście, w modulacji głosu, w porywach tłumionego siłą woli uczucia. ANDRZEJ SEWERYN, wbrew Schillerowi, ale w zgodzie z historią, podkreśla niezrównoważenie psychiczne nieszczęsnego, psychopatycznego następcy tronu, którego Filip z tyrańską bezmyślnością usunął z drogi królestwa. Trzeba mi jeszcze wspomnieć, pozytywnie w innych rolach w obecnym "Don Carlosie": ROMAN WILHELMI dzielnie dźwiga doskonałość markiza Posy i jego wiarę w dobrą wolę Filipa; STANISŁAW ZACZYK i JERZY KAMAS z energią świecką i duchowną realizują podstępne plany księcia Alba i Ojca Domingo, spowiednika króla. Resztę postaci, zaludniających "Don Carlosa" zredukował Prus do trzech tylko osób: kardynała - Inkwizytora (IGNACY MACHOWSKI), księżniczki Eboli (JOANNA JĘDRYKA-CHAMIEC) i markizv Mondecar (MONIKA DZIENISIEWICZ). Zespołowo otrzymaliśmy stylowe i popisowe przedstawienie aktorskie.

"Chce być wierny literackiemu pierwowzorowi... Staram się zachować z niego to, co najistotniejsze dla autora..." - Maciej Prus w cytowanym wywiadzie. Czy aby naprawdę - wierny autorowi? Po "Szewcach", po "Don Carlosie", sądząc - tak, co przy tym nie wyklucza ani głębokiej ingerencji w tekst, ani bardzo różnych koncepcji ujęcia dramatu. Spójrzmy na "Don Carlosa". Ów rozgadany, rozwichrzony poemat dramatyczny, pełen egzaltacji i romantycznej emfazy, naszpikowany naiwnościami politycznymi i psychologicznymi, od których wielki Schiller nie wyzwolił się do końca życia - zmontował Prus w dramat, przypominający powściągliwością nieskazitelne tragedie mistrzów barokowego klasycyzmu. Nie był to gwałt na utworze Schillera, było to wywiedzenie racjonalnego jądra z jego tragedii. Prus ten ekstrakt z Schillera (ekstrakt, ale z Schillera) ujął również zewnętrznie w przedstawienie klasycyzujące, zrezygnował z wszelkich dekoracji, kładąc cały nacisk na ruch i słowo: tak, że ów Prusowski "Don Carlos" przypomniał mi pewne przedstawienia Vilara. Mądre i przez świetnych aktorów wypowiadane słowa - to bardzo dużo. Retoryka Schillera zajaśniała pełnym blaskiem. Ale Prus bywa różny. Gdy go ogarnia reżyserski amok - potrafi zrobić takie okropieństwo jak kaliskie "Śluby panieńskie". Nie dopisał do tekstu Fredry ani słowa, nawet wąsik żadnej postaci nie dorobił, jak to uczynił Jaracz w pamiętnej inscenizacji farsy "Damy i huzary", a jednak posunął się znacznie dalej. Zrobił jak gdyby "Antyśluby", ośmieszył nie tyle osoby z komedii Fredry, ile raczej widzenie teatru i świata. I na taki zabieg można by się ostatecznie zgodzić, gdyby zachować jakiś pozór. Ale nic z tego. Powstała więc - parodia, jakby dla teatrzyku estradowego, polującego na łatwiznę. I bez uprzedzenia widza go czeka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji