Artykuły

Opera na estradzie

Trzyaktowa opera Christopha Willibalda Glucka "Orfeusz i Eurydyka" doczekała się w minionym ćwierćwieczu trzeciej realizacji na estradzie naszej Filharmonii. Dzieło to stworzone w Wiedniu w 1761 r. uznane zostało przez historyków za reprezentatywne dla nowego stylu operowego, za zapowiedź dokonującego się w nim przełomu.

Gluck napisał ponad dwadzieścia oper we włoskim stylu, charakteryzującym sie kultywowaniem dźwiękowego piękna przy jednoczesnym bagatelizowaniu treściowo-wyrazowej strony utworu. Głównym przedstawicielem śpiewnej opery włoskiej był Niccolo Piccini - najbardziej zagorzały oponent reformatorskich zamysłów Glucka. Obaj kompozytorzy - antagoniści przebywali wówczas w Paryżu, gdzie Gluck cieszył sie dużym poparciem Marii Antoniny, będącej jego uczennicą jeszcze podczas pobytu twórcy w Wiedniu. Po wystawieniu w 1979 r. opery "Ifigenia na Taurydzie", protekcja królewskiej małżonki stała sie zbędna, bowiem Gluck odniósł swym dziełem wielki triumf, równający sie ostatecznemu zwycięstwu w najsłynniejszym w dziejach muzyki sporze "gluckistów i piccinistów".

Tak wiec Gluck oddał muzykę w służbę poezji dramatycznej. Jego twórcze zamierzenia można by zamknąć w czterech podstawowych tezach: 1. skoncentrowanie wszystkich elementów opery wokół jednego rdzenia dramatycznego, czyli podkreślenie roli libretta, 2. uproszczenie faktury poprzez rezygnację z pustej wirtuozerii partii wokalnych 3. zatarcie różnicy pomiędzy arią i recitativem 4. odrodzenie roli chóru, podniesionego do rangi podstawowego elementu opery na wzór dramatu starożytnego, W ślad za ideami Glucka podążyli później tacy kompozytorzy, jak Salieri, Cherubini, czy Spontkii.

Na łódzkiej estradzie koncertowej orkiestrę i chór filharmoniczny poprowadził Zdzisław Szostak, pod którego batutą słuchaliśmy opery przed ponad jedenastu laty w pierwszym sezonie łódzkiej działalności tego dyrygenta. Pamiętając do dziś tamtą wspaniałą realizację utworu nie sądze, aby ta ostatnia była artystycznie doskonalsza, mimo iż także obfitowała w momenty niezapomniane. Należy do nich na pewno subtelny akompaniament (do arii Orfeusza) wyodrębnionego z całości i usytuowanego w bocznej lożey nonetu, dalej - dwa fragmenty orkiestrowe z drugiego aktu z duetem fletów i przepiękna partia fletu-solo Sławomira Popińskiego (w duecie z Markiem Podgórskim), czy wreszcie w trzeciej scenie tegoz aktu duet obou Mieczysława pawlaka z mezzosporanem Urszuli Mitręgi, ktora przygotowała partie Orfeusza w ciagu kilku dni (!), aby zastąpić niedysponowaną J. Rappe. Śpiewała pięknie, z kulturą i wyrazem, a podczas słuchania jej duetów i recitativów w trzecim akcie ze znakomitym w trudnej partii Eurydyki sopranem Delfiny Ambroziak - "powiało z estrady prawdziwie wielką sztuką. Trudno uwierzyć, że obie artystki wystąpiły tego dnia tylko dzięki istnieniu antyków...

Trzecia solistka, Małgorzata Armanowska w partii Amora popisała sie idealnie czystym, jasnym w barwie, może nieco ostrym brzmieniow sopranem.

Dobrze i tym razem śpiewał przygotowany przez Marka Jaszczaka Chór FŁ; był to dopiero koncert sezonu i... piąty utwór chóralny po zwycięskich realizacjach "Stabat Mater" Poulenca, muzyki do "Snu nocy letniej" Mendelssohna, "In Verona" Kurylewicza i "Requiem" Verdiego. To na pewno swoisty rekord w historii istnienia wartościowego zespołu. Wielkie brawa dla chóru świetnego szefa.

W orkiestrze, obok dobrych partii poczatkowych w kilku innych było tym razem sporo nierówności i to nie tylko w momentach trudnych wykonawczo (taniec Furii w finale pierwszej sceny II aktu z precyzyjnymi I skrzypcami}, ale i najprostszych (wstęp do arii Eurydyki w scenie drugiej). Z przesadną dynamiką grała chwilami grupa instrumentów dętych, oraz za głośny nonet - niegdyś pełniący rolę fascynującego echa w pierwszym akcie utworu.

Gorące brawa nagrodziły realizatorów za ogromny trud włożony w przygotowanie opery, oraz za efekt artystyczny ich wielkiej pracy. Czy jednak percepcja dzisiejszego słuchacza jest równie wrażliwa na uroki gluckowskiej "opery na estradzie" jak percepcja melomana nawet tego sprzed lat jedenastu? Wątpię. Sporo osób wyszło na czas przerwy, a po dwu i pół godzinnym koncercie kilka indagowanych przeze mnie osób było po prostu zmęczonych. Może wiec nadeszła pora, aby operę XVIII-wiecznego reformatora na powrót oddać scenie?...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji