Artykuły

Rodzinny horror na strychu

Wchodząc na sobotnią premierę "Jesieni i zimy" w reżyserii Piotra Tomaszuka - jaka odbyła się na nowej scenie "na strychu" wrocławskiego Teatru Współczesnego - widzowie przechodzili przez stylowe, mieszczańskie wnętrze, które później okazało się polem gry.

W tym właśnie wnętrzu rozegrał się psychiczny horror w postaci cotygodniowego spotkania matki, ojca i dwóch dorosłych córek. Wszyscy zasiedli przy wspólnym stole, lecz już od samego początku było widać, że nie bardzo zgrana jest to rodzinka. Z pozoru chłodna, wyniosła matka Margareta (Halina Skoczyńska), układny i jakby nieobecny ojciec Henryk (Bogusław Kierc) oraz córki - kobieta sukcesu Ewa (Elżbieta Golińska) i zbuntowana Ann (Małgorzata Rudzka), to nie wróżyło nic dobrego. I rzeczywiście. Kolejne rozmowy ujawniały, jak niewiele ci ludzie mają ze sobą wspólnego oraz ile niedomówień i zadawnionych urazów kryje się w ich stosunkach. Najbardziej prowokująca była Ann, lecz i słowa wypowiadane przez pozostałe postacie coraz bardziej raniły. Mityczna wizja wysportowanej, dobrej rodziny z minuty na minutę waliła się proch. Okazało się, że kłamstwo oraz pozory królują wśród eleganckich sprzętów i wszystkie spotykające się w ich otoczeniu osoby doskonale o tym wiedzą. Spętane - no może z wyjątkiem Ann - konwenansem nie są jednak w stanie nic na to poradzić, choć każda z nich nosi w sobie wiele zapiekłych krzywd oraz żalów i w cichości ducha marzy o tym, by znaleźć wsparcie ze strony innych członków rodziny.

Emocje coraz bardziej dochodziły do głosu. Córki i rodzice ranili siebie nawzajem, decydując się wreszcie - chyba po raz pierwszy w życiu - na objawienie swych tęsknot i zarzutów wobec innych. Jednak ta "rodzinna psychodrama" nie przyniosła oczyszczenia czy zrozumienia. Wszyscy odkryli się aż do bólu, lecz nic z tego nie wyniknęło.

Tego spektakl wyreżyserowany przez Piotra Tomaszuka nie precyzuje. Jest w nim natomiast coś z atmosfery Strindbergowskich dramatów - dusznej i mrocznej. W przedstawieniu pojawia się wiele wątków, zmuszających widzów do zastanowienia się nad kondycją współczesnej - chyba także własnej - rodziny. Ujawniają się one wyraziście zarówno w warstwie słownej, jak też dzięki zindywidualizowanej grze wszystkich aktorów. Istotna dla budowania klimatu sztuki oraz punktowania padających w niej kwestii jest także muzyka Jacka Ostaszewskiego, która jakby niesie słowa dramatu. Wiele uznania należy się także Zofii de Ines - autorce scenografii. Dzięki wkomponowaniu w pole gry licznych luster przyczyniła się ona do zaistnienia efektów, które nie tylko budują atmosferę przedstawienia, lecz również dają aktorom szansę ciekawego ogrywania przestrzeni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji