Artykuły

Terapia na strychu

"Jesień i zima", na podstawie tekstu współczesnego szwedzkiego dramaturga Larsa Norena, to przedstawienie rozpoczynające artystyczną działalność w sezonie 1999/2000 wrocławskiego Teatru Współczesnego. Sztuka została wyreżyserowana przez Piotra Tomaszuka, znanego przede wszystkim jako współtwórcę (razem z Tadeuszem Słobodziankiem) Towarzystwa Teatralnego Wierszalin z Supraśla.

Na małej scenie, która na czas remontu wzbogaciła się o przestrzeń teatralnego strychu, przy dźwiękach przeboju Abby "Dancing Queen" rozpoczyna się przedstawienie. Matka Margareta (Halina Skoczyńska), ojciec Henryk (Bogusław Kierc) oraz dwie dorosłe córki - Ann (Małgorzata Rudzka) i Ewa (Elżbieta Golińska) jedzą obiad i prowadzą zwykłą rozmowę. Okazuje się, że ludzi, którzy powinni być sobie bliscy, nic nie łączy.

Cotygodniowe spotkania są tylko smutną i męczącą koniecznością. Bohaterowie nie potrafią ze sobą rozmawiać, a jeśli już poruszają jakiś temat, kończy się szybko na krzyku i wzajemnym oskarżaniu. Rozmowy przez nich prowadzone są jak obraz w lustrze (będącym elementem scenografii) - odbija się tylko to, co powierzchowne, a to, co znajduje się wewnątrz, zostaje ukryte. Nawet wspólne oglądanie fotografii nie pomoże odkryć prawdy. Próba rozbicia rodzinnej fasady przez Ann spełznie na niczym. To świętokradztwo, za które łatwo być oskarżonym o chorobę psychiczną.

Bohaterowie nie potrafią budować własnego szczęścia na skutek rozmaitych lęków i kompleksów. Nie są zdolni do prawdziwej miłości, a jednocześnie niczego bardziej nie pragną, jak autentycznego zbliżenia. Silą napędową ich działania jest agresja - jedyna broń przed własną przeszłością i sobą samym.

Nie ma w tej sztuce zawikłanych wątków, ukrytej intrygi. Akcja budowana jest przez słowo. Wypowiadane zdania, często wyświechtane zwroty, krzyk, budują napięcie dramatyczne i posuwają akcję do przodu. Ważną rolę pełni także muzyka, będąca nie ilustracją przedstawienia, ale jego współbohaterem. Współgrając ze słowem, pełni rolę teatralnej polifonii.

Przedstawienie nie jest, jak w antycznym teatrze, wewnętrznym oczyszczeniem. Scena spełnia raczej rolę freudowskiej kozetki, gdzie publiczność, bez konsekwencji, może uczestniczyć w psychologicznej wiwisekcji. Bohaterowie zostaną tacy sami, nadal będą spotykać się na cotygodniowych obiadach, pić na przemian kawę i whisky, odgrywać rolę porządnej rodziny i tłamsić w sobie pretensje i żale. Ale widz może wstać zmieniony z teatralnego fotela i już teraz zastanowić się nad swoimi relacjami z innymi ludźmi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji