Lekcja Eugene`a Ionesco
PODOBNO nic nie starzeje się tak szybko jak awangarda. Po cóż więc wracać po czterdziestu latach do tekstu z nurtu uważanego dzisiaj za definitywnie zamknięty, stanowiący teren do cna wyeksploatowany przez następną formację, z dzisiejszej perspektywy, jak sądzą niektórzy - jałowy i pusty. Do tzw. "teatru absurdu", szczególnie tego z wczesnych łat pięćdziesiątych powraca się ostatnio jednak często. Z dwóch powodów. Po pierwsza nie powstały jeszcze inne, równie wysokiej klasy sztuki, które oddawałyby w sposób pełniejszy stan dzisiejszej dezintegracji - zbiorowej i indywidualnej, dezintegracji kulturowej, światopoglądowej, moralnej, językowej, coraz głębszego rozziewu pomiędzy zdehumanizowanym współczesnym światem a uwikłaną w ten świat jednostką, coraz tragiczniejszej niemożności porozumienia się i zrozumienia. Czyta się dzisiaj te sztuki odważnie i nowocześnie, rezygnując ze sztywnej, udziwnionej formy na rzecz realizmu i psychologii. Ożywia to zetlały już nieco dowcip tych dramatów, jednocześnie ich wymowę czyniąc bardziej tragiczną. Drugim powodem sięgania po twórczość Adamova czy Ionesco jest wpisana w ich sztuki możliwość aktorskiego popisu. "Łysa śpiewaczka'', "Krzesła" i "Lekcja", małoobsadowe, kameralne dramaty stanowią wspaniały materiał dla ukazania zawodowego kunsztu i finezji
Wydaje się, że te właśnie powody zadecydowały o wyborze młodej włoskiej reżyserki - Eliny Lo Voi która w Starym Teatrze w Krakowie, dwa lata temu zrealizowała słynną Ionescowską "Lekcję". Przedstawienie stało się głośne za sprawą pewnej znaczącej zmiany w obsadzie. Graną dotychczas przez mężczyzn rolę Profesora reżyserka powierzyła kobiecie, wybitnej krakowskiej aktorce - ANNIE POLONY (na zdjęciu). "Najpierw osłupiałam - wspomina aktorka - potem, zrozumiałam i prawie bez wahania - przyjęłam. No i zaczęło się. Już po pierwszej próbie pojęłam, że ciężar zadania przerasta moje siły. Poczułam się jak ryba w sieci Mój Boże! - iluż sposobów użyłam, aby się z niej wyplątać! Na ile stresów naraziłam moje koleżanki - ciągle niepewne czy dojdzie do premiery, czy nie. A pani reżyser (sprytna, inteligentna) chodziła za mną powtarzając tylko ciągłe: Wytrzymasz, jesteś wspaniała, kocham cię! i choć nie jestem mężczyzną - uległam. Zagrałam. Zagrałam tak jak sobie życzyła - no, może trochę ostrzej, bardziej charakterystycznie".
Napisano bardzo wiele o Annie Polony w tej roli - wybitna, wspaniała, wielka, perfekcyjna, stała się rzeczywiście bezapelacyjnym popisem jej aktorskiego kunsztu. Wielu recenzentów opisuje bardzo drobiazgowo sposób, w jaki przemienia się na scenie z dobrodusznego koczkodana w peruce w demonicznego potwora dokonującego zbrodni. Lekcją aktorskich umiejętności. A co to oznacza dla interpretacji? Odrzucenie wątku erotycznego, jaki jest w tekście pomiędzy Profesorem a Uczennicą, pozwoliło na wydobycie konfliktu między pokoleniami, między kulturą i jej brakiem, na podkreślenie problemu władzy, która może stać się w rękach szaleńca "narzędziem zbrodni".
Przedstawienie zostało zarejestrowane w piwnicy przy Sławkowskiej, na malej scenie Starego Teatru w Krakowie. Surowe mury, specyficzna i niepowtarzalna atmosfera tego miejsca współgrają tutaj na równi z aktorami. Pani profesor zaczyna lekcję. Uczennica jest tępa i bolą ją zęby. Nie udaje jej się ani dodawanie, ani odejmowanie. Rozzłoszczona nieudolnością uczennicy pani profesor rozpoczyna swój wielki wykład o językach. "Arytmetyka prowadzi do filologii, a filologia do najgorszego..". Nóż jest przygotowany. Lekcja skończona.