Artykuły

Utajone pragnienia, obnażony warsztat

O "Sklepach cynamonowych" w reż. Franka Soehnle z Białostockiego Teatru Lalek prezentowanych podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych pisze Alicja Morawska-Rubczak z Nowej Siły Krytycznej.

Pośród spektakli uznawanych za jedne z najwybitniejszych w polskim teatrze lalkowym, bardzo ważne miejsce zajmują te oparte na prozie Brunona Schulza. "Samotność" Teatru Lalek Banialuka w reżyserii Francoisa Lazaro czy "Ostatnia ucieczka" w reżyserii Aleksandra Maksymiaka Wrocławskiego Teatru Lalek zdobyły uznanie również na świecie. Oniryczność, niedosłowność, wizyjność tekstów drohobyckiego pisarza, akcentowanie wymiaru symbolicznego przedmiotów i przestrzeni oraz specyficzne skupienie się na rzeczach, sprowadzonych niekiedy do rangi idola czy fetysza, stwarza świetne możliwości do wykorzystania technik lalkowych. Bardzo wyraźnie widać to również w "Sklepach cynamonowych" w reżyserii Franka Soehnle, które otwierają monografię Białostockiego Teatru Lalek na 29. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych.

Rozpoczęcie tym przedstawieniem pierwszej w historii warszawskiego festiwalu prezentacji sceny lalkowej (notabene spotkania teatrów lalkowych z dramatycznymi zdarzają się w Polsce jedynie przy okazji festiwali dla dzieci) okazało się wyborem trafionym. Spektakl jest świetny warsztatowo i prezentuje różnorodne formy wykorzystania technik lalkowych. Na scenie pojawiają się kunsztownie animowane, niezwykle skomplikowane do prowadzenie marionetki na niciach, lalka z dłońmi na czempurytach przypominająca konstrukcją jawakję, maski, a nawet ożywiany manekin krawiecki z doczepionymi rękami. Wymiar animacji poszerzony zostaje również o wizualizacje rzucane na jeden z okiennych detali scenografii. Szóstka białostockich aktorów (Barbara Muszyńska-Piecka, Małgorzata Płońska, Izabela Wilczewska, Krzysztof Bitdorf, Wiesław Czołpiński, Artur Dwulit) pokazuje iluzyjne zabiegi ożywiania przedmiotów, które w korespondencji z tekstem Schulza rozszerzają swoje znaczenie, rozsadzają pojęcie rzeczy martwych. Nie brakuje również scen, w których ukazana zostaje "tandetna anatomia lichoty" przedmiotów, ich bezosobowość - jak chociażby w jednym z końcowych fragmentów spektaklu, w którym grupa aktorów czających się za postacią prowadzoną przez Andrzeja Dwulita, nagle odrzuca wszystkie ożywiane jeszcze przed chwilą formy, dobitnie podkreślając ich materialność czy wręcz martwotę. Spektakl uzyskuje również wymiar autodefinicji teatru lalek, nigdzie indziej "Traktat o manekinach" nie zabrzmiałby tak sugestywnie.

Podawanemu w obszernych fragmentach tekstowi zabiegi animacyjne nadają wyraźną linię interpretacyjną. Rozpisanie roli Jakuba na trzech aktorów i upostaciowienie jej kilkoma lalkami o rozmaitych formach i rozmiarach to niezwykle ciekawe wcielenie obrazu ojca wyłaniającego się z opowieści Józefa. Status ontologiczny lalki, sytuowanie jej pomiędzy człowiekiem a materią pozwala zaakcentować te fragmenty książki Schulza, które dotykają zagadnień życia, ożywiania, przemijania, śmierci. Niemiecki reżyser wybrał ze "Sklepów cynamonowych" opowiadania zimowe. Bardzo rzadko ingeruje w tekst, nie próbuje go również udramatyzować - daje wybrzmieć słowom. Problematyczne, zwłaszcza dla widzów przywykłych do oglądania dobrych aktorów dramatycznymi, może okazać się aktorstwo "Sklepów". Znaczna część tekstów jest czytana i choć oczywiście jest to forma gry z tekstem, a nie zabieg odciążający pamięć aktorów, jednak wpadanie w recytatorski ton lub podawanie tekstu ze zbytnią emfazą (niezwykle naturalny, hipnotyzujący barwą i tonem głosu jest jedynie Wiesław Czołpiński), może stanowić barierę w odbiorze spektaklu. Taka forma podawania tekstu Schulza wydaje się jednak wysoce uzasadniona strukturą i znaczeniami opowiadań.

W "Sklepach cynamonowych" możemy odwiedzić zakamarki świata i świadomości, obejrzeć (nie poznać) rozmaite tajemnice, co scenograficznie ujęte zostało poprzez zbudowanie podłogi sceny z licznych szuflad i skrytek. Przekucie wizyjności tekstów Schulza w niezwykle plastyczne i iluzyjne obrazy pozwala zanurzyć się w onirycznym świecie tej prozy. Scena wędrówki Józefa z teatru, jego dotarcie do sklepów cynamonowych jest wizualnie przepiękna. Piątka aktorów stojących jeden za drugim podświetla zamazane białą farbą prostokątne kawałki pleksiglasu. Gra światła i cienia, dźwięk wydawany przez wprawiony w wibrację plastik, lot marionetki prowadzonej jakby w zwolnionym tempie, wszystko to daje niezwykłe poczucie zanurzenia w świecie obrazów drohobyckiego pisarza. Scenografia Austriaczki Sabine Ebner oraz lalki Franka Soehnle akcentują przede wszystkim mroczność tekstu, smutną wymowę przedstawienia udaje się jednak przezwyciężyć dzięki świetnym formom autoironii lalek, które często dziwią się swemu materialnemu jestestwu, a nawet z niego drwią.

Spektakl jest ciekawą formą interpretacji prozy Schulza, pozwala widzom zarówno zanurzyć się w jej atmosferze, jak i rozsmakowywać się w kompozycji i strukturze wywodu autora. Niestety drugie przedstawienie grane wczorajszego dnia stwarza silne wrażenie techniczności, serii świetnie rozegranych etiud z lalką lub przedmiotem, które jednak zbyt mocno wskazują same na siebie, satysfakcjonują kunsztem animacji, ale pozostawiają widza z uczuciem patrzenia na wykonawstwo, a nie wejścia w energetyczną całość spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji