Artykuły

Polska klasyka. Reaktywacja

Powołanie teatru grającego wyłącznie rodzimą klasykę proponują reżyser Michał Zadara i dramaturg Paweł Demirski. Zbigniew Zapasiewicz uważa, że projekt wymaga dyskusji: - To dobry pomysł, choć nie mam złudzeń - utopijny. Ale jeśli ma pobudzić świadomość kulturalną społeczeństwa, warto go poprzeć - mówi Jackowi Cieślakowi z Rzeczpospolitej.

Wraz z upadkiem PRL pojawiła się opinia, że polski dramat klasyczny skazany jest na zapomnienie. Jego tematykę redukowano bowiem najczęściej do spraw niepodległościowych, które w wolnym kraju miały stracić na aktualności. Tak uproszczone rozumienie klasyki sprawiło, że w pierwszej połowie lat 90. polskie sztuki zostały wyparte głównie przez europejski dramat współczesny. Próbował temu przeciwdziałać minister Kazimierz Dejmek. Zorganizował konkurs na wystawianie klasyki. Dyrektorzy decydujący się na granie tekstów klasycznych mogli liczyć na dofinansowanie, a reżyserzy - na nagrody. Młodzi klasycy. - Pamiętam, że kiedy pod koniec lat 90. Jerzy Bińczycki obejmował dyrekcję Starego Teatru i zapowiedział, że wystawi "Kordiana", "Dziady" i "Nie-Boską komedię", brzmiało to dość absurdalnie - mówi Michał Zadara. - Problem polegał na tym, że pokolenie Krzysztofa Warlikowskiego i Grzegorza Jarzyny, które zaczęło wtedy dominować w polskim teatrze, nie interesowało się klasycznym polskim repertuarem. Podobny problem miał Teatr Narodowy w Warszawie. Gdy rozpoczynałem z nim współpracę, usłyszałem, że dyrektor Jan Englert złożył propozycję wystawienia jednego z utworów Słowackiego wielu reżyserom. Nikt nie wyraził zgody.

Zdaniem Zadary w ostatnich latach nastąpiła zmiana.

- Pojawiło się wielu młodszych reżyserów, rówieśników Jana Klaty i moich, którzy chcą wystawiać polską klasykę - mówi pomysłodawca. - Zmienił się też jej odbiór. Pamiętam zdziwienie Grzegorza Niziołka, krytyka z pokolenia Warlikowskiego, który po moim "Weselu" w krakowskiej PWST zauważył, że można tekstem Wyspiańskiego mówić o współczesnej Polsce. Do tej pory dominował wśród młodych twórców pogląd, że najważniejsze są problemy osobiste, płci, narkotyków, konsumeryzm i kapitalizm.

Reżyser, który wystawił już "Odprawę posłów greckich" Kochanowskiego i "Księdza Marka" Słowackiego, uważa, że czas powołać instytucję, która będzie grała wyłącznie polską klasykę:

- Problem polega na tym, że dyrektorzy większości teatrów, wyłączając Stary, nie stawiają na nią. Dla wielu jest kwiatkiem do kożucha, niechcianym dodatkiem.

Zapomniane utwory

Jako dobry przykład Michał Zadara podaje Royal Shakespeare Company, gdzie wystawia się najgłośniejsze sztuki Szekspira, ale i mniej znane pozycje współczesnych mu autorów.

- U nas w najlepszym razie można zobaczyć "Dziady" albo "Balladynę" - zauważa Zadara. - Nasz pomysł polega na tym, żeby raz do roku pokazać dużą produkcję poprzedzoną seminarium z udziałem reżysera, aktorów, krytyków. Taka premiera mogłaby się odbywać 11 listopada w Święto Niepodległości. A przez cały rok repertuar wypełniałyby mniej znane tytuły - na przykład "Dziady" Słowackiego czy "Pierścień wielkiej damy" Norwida.

Michał Zadara i Paweł Demirski przedstawili pomysł ministrowi kultury Bogdanowi Zdrojewskiemu.

- Minister poparł ideę, ale radził nie zakładać osobnej instytucji. Moim zdaniem idealnym miejscem byłby Teatr Polski w Warszawie. Ma odpowiednią nazwę, siedzibę, lokalizację i tradycję. Nie przygotowuję planu przejęcia sceny - zastrzega Zadara. - Naszą ideę może tam realizować ktoś inny. Służymy pomocą. Jesteśmy pewni, że tak pomyślany teatr byłby dużą atrakcją turystyczną stolicy.

Poprosiliśmy o komentarz Jarosława Kiliana, dyrektora artystycznego Teatru Polskiego. - O tym, że są jakieś pomysły na Teatr Polski, dowiaduję się od pana i trudno mi je komentować - powiedział Jarosław Kilian. - Jeśli chodzi o ideę teatru grającego klasykę polską, wywiązujemy się z tej roli dobrze. Podczas mojej dyrekcji komedie Aleksandra Fredry były grane aż sześciokrotnie - pięć razy reżyserował Andrzej Łapicki, raz ja. Jesteśmy jedynym teatrem w Warszawie, który ma na afiszu sztukę Słowackiego - "Balladynę" - a wcześniej pokazywaliśmy "Kordiana". Graliśmy Norwida, Rittnera i Zapolską. Najmłodsi reżyserzy wystawili "Wyzwolenie" Wyspiańskiego. Mamy w repertuarze "Przygody Sindbada Żeglarza" Leśmiana i "Pastorałki" Schillera. Klasykę polską dopełniamy światową, co jest tradycją sceny od czasu jej stworzenia przez Szyfmana.

Problem polega na tym, jak wystawiać klasykę?

- W muzeum trzeba mieć pomysł, by po raz kolejny pokazać obrazy Jacka Malczewskiego. W teatrze też musi pojawić się nowa interpretacja - uważa reżyser. - Wystawienie klasycznych polskich utworów ożywiłoby polski teatr, ponieważ nasi twórcy pisali w sposób odbiegający od europejskich kanonów. Byli artystami poszukującymi i dziś też mogliby inspirować teatr.

Warto dyskutować

O generalną ocenę pomysłu stworzenia teatru klasycznego w Polsce zapytaliśmy Zbigniewa Zapasiewicza: - To dobry pomysł, choć nie mam złudzeń - utopijny. Ale jeśli ma pobudzić świadomość kulturalną społeczeństwa, warto go poprzeć. Scena musi być jednak otwarta dla wszystkich środowisk, a koncepcja wymaga szerokiej dyskusji. Trzeba przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, dla kogo ma być taki teatr i jak interpretować klasyczne sztuki. Z jednej strony nikt nie wie, co to znaczy grać z duchem utworu, który zmienia się wraz z czasem, w którym jest wystawiany, z drugiej - warto ustrzec się przed nadinterpretacjami.

Teatr klasyczny nie może być na pewno miejscem, gdzie młodzież przychodzi zapoznać się z lekturami. Taka działalność jest przekleństwem scen w mniejszych ośrodkach. Jeżdżę po kraju i widzę, jak od rana wystawiają dla szkół. Aktorom nie chce się grać, a młodzież nic nie rozumie. To powinien być uniwersytet teatralny, forum dyskusji. Chodzi o to, by wytłumaczyć młodym ludziom, że Kordian szukał pomysłu na siebie, na świat - tak jak oni, i był bezradny, bo nie mógł wybrać jednej drogi.

***

Michał Zadara o "Kupcu" Reja w Starym Teatrze

- To sztuka sprzed ponad 500 lat, która nie doczekała się premiery, a ostatni raz została wydana drukiem w 1924 r. Dlatego nasz spektakl przypomina działania archeologiczne. Odkopujemy wątki kultury polskiej pogrzebane przed wiekami. Jedno z największych dzieł Reja jest krytyką Kościoła. Do tytułowego Kupca przychodzi Śmierć, co staje się pretekstem do spowiedzi życia. Kupiec szuka pomocy u Plebana, ale ten mu nie pomaga. Rozmawia z Sumieniem i Czartem. Problem Kupca zauważa Jezus. Wysyła do niego Pawła, który nawraca go na protestantyzm. Bohater zostaje zbawiony, zaś dostojnicy kościelni i świeccy ukarani. Okazuje się, że w głównym nurcie kultury polskiej funkcjonował wielki pisarz, uważany do dziś za reformatora polszczyzny i archetyp Sarmaty, który jednocześnie nie miał nic wspólnego z pojęciem Polaka katolika. To ciekawy przykład, pokazujący, że Polska nie była monokulturą, a o religii dyskutowano swobodniej niż dzisiaj, mimo że utwór mógł kosztować Reja głowę. Dzisiaj nic nam nie grozi, a mimo to debata religijna nie jest otwarta.

Na zdjęciu: "Odprawa posłów greckich", reż. Michał Zadara, Stary Teatr, Kraków

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji