Artykuły

Jan Nowicki: Starość ma jeden plus, używki już mi nie szkodzą

- Żadna z kreowanych przeze mnie w życiu ról nie miała dla mnie znaczenia. Podobnie, jak nie mam żadnych ulubionych. Wręcz przeciwnie, większość filmowych postaci gram zupełnie bez przekonania - mówi aktor JAN NOWICKI.

Z krakowskim aktorem Janem Nowickim o roli Jerzego w filmie "Jeszcze nie wieczór" rozmawia Joanna Weryńska.

W filmie w reżyserii Jacka Bławuta kreuje Pan rolę gwiazdora kina i teatru. Jak to jest grać samego siebie?

- Nieciekawie. Zgodziłem się na to, bo wiedziałem, że Jacek jest wybitnym artystą, a ten film to jego debiut fabularny. Nie pomyliłem się. To świetny obraz, jakich dziś już nie ma. Bo w Polsce sztuka obecnie miewa się bardzo źle.

Co konkretnie ma Pan na myśli?

- Wszystko dookoła ma złą jakość. Ludzie ogłupiani są kiepską telewizją. Jak można na przykład uważać za normalną sytuację, kiedy w programie Gwiazdy tańczą na lodzie nie ma ani jednej gwiazdy? Pojawia się jakaś sierotka, nazywa się Iksińska i mówią o niej gwiazda. No i jeszcze wszystkie te idiotyczne seriale.

Przecież tego, co Janusz Gajos potrafi swoją rolą pokazać w ciągu minuty, taki Mroczek, Cichopek i cała ta serialowa hałastra nie zrobią w ciągu całego życia. W takiej sytuacji nie wróżę filmowi Jeszcze nie wieczór wielkiej popularności.

Dlaczego?

- Bo to obraz o przemijaniu i starości. Takiego filmu nikt nie będzie chciał oglądać. Teraz ludzie żyją tak, jakby nigdy nie mieli się zestarzeć.

A jednak, jeszcze na długo przed premierą film zdobył Srebrnego Lwa na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni...

- Ten festiwal nie ma kompletnie żadnego znaczenia. To jest taka zabawa środowiskowa. Moim zdaniem, sens mają te festiwale, których werdykty powodują, że film, aktor czy reżyser zdobywają popularność, albo gdy idą za tym jakieś pieniądze. Tyle że takich jest coraz mniej.

Pamiętam sytuację, kiedy Jadwiga Jankowska-Cieślak dostała Złotą Palmę w Cannes. Wtedy nasi reżyserzy nie chcieli jej już angażować, obawiając się, że będzie dla nich za droga.

W Gdyni zdobył Pan nagrodę dla najlepszego aktora, właśnie za rolę w filmie Jeszcze nie wieczór. Rozumiem, że i ona nie wywarła na Panu żadnego wrażenia?

- Ja jestem już w takim wieku, że lata mi zarówno nagroda, jak i jej brak.

Jakie w takim razie znaczenie miała dla Pana rola Jerzego?

- Żadna z kreowanych przeze mnie w życiu ról nie miała dla mnie znaczenia. Podobnie, jak nie mam żadnych ulubionych. Wręcz przeciwnie, większość filmowych postaci gram zupełnie bez przekonania, co nie znaczy, że robię to po łebkach. Niezależnie od tego, kogo gram, zawsze pracuję na najwyższych obrotach.

Na planie obrazu Bławuta zagrali nie tylko dojrzali aktorzy, jak Pan, ale i młodzi. Jak wyglądała praca z nimi?

- Zauważyłem, że młodzi są zdecydowanie bardziej zdyscyplinowani od nas.

Zdjęcia do filmu kręcone były w Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Co Pan myśli o tym miejscu?

- Nie ma czegoś drugiego na ziemi, takiego jak Skolimów. To miejsce piękne, wręcz urzekające, z cudownym parkiem. Niejednokrotnie ludzie zdecydowanie lepiej spędzają tam czas niż we własnej rodzinie. Mają tam tak potrzebny spokój. Ja sam nie miałbym nic przeciwko temu, żeby tam się zestarzeć.

Na dodatek w tak miłym towarzystwie. Skolimów ma wyjątkowych mieszkańców. Wszyscy bardzo przeżywali to, że grają w tym filmie, a teraz z wielkim zainteresowaniem śledzą jego dalsze losy, jak choćby Danuta Szaflarska. Ona żyje tym filmem. Bardzo chętnie bierze udział w różnego rodzaju spotkaniach, jak to dzisiejsze w Krakowie.

Czym jest starość dla aktora?

- Tym samym, czym dla każdego człowieka. Starzeje mu się warsztat pracy. Ale zdarza się i tak, że aktor w młodości jest kiepski. Dopiero kiedy się zestarzeje, pokazuje, co potrafi. Na przykład taki Jan Świderski, dopiero jako starszy mężczyzna stał się aktorem wybitnym.

Pan boi się starości?

- Ja się boję wszystkiego. Starość, do której się zbliżam, ma niewiele plusów, ale z całą pewnością ma jeden. Pewne używki już mi nie zaszkodzą, a jak zaszkodzą, to specjalnie nie będzie czego żałować.

Nad czym Pan obecnie pracuje?

- Od czasu do czasu razem z moimi kolegami z zespołu De Profundis występujemy tu i ówdzie. To muzycy z najwyższej półki. Zarabiamy szlachetnie parę groszy. I to w zasadzie wszystko. Może zagram w najnowszym filmie Krzysztofa Zanussiego, a może nie. Nie lubię robić planów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji