Artykuły

Dramat współczesny

To wielkie szczęście być pewnym, że ma się całkowitą i wyłączną rację. Obserwuję to choćby na przykładzie niektórych znajomych, którzy z takim dziecinnym zapałem obmawiają innych znajomych. Są pewni, że ani jedna z wad, które przypisują swoim bliźnim, nie jest także wadą ich samych. Na czym, że między innymi, polegała atrakcyjność ideologicznego fanatyzmu stalinowskiego, jak zresztą wszystkich fanatyków, jak nie na słodkiej beztrosce, na uwolnieniu się od ciężaru rozterki, wątpienia? Tylko silne i pokorne zarazem umysły mają odwagę nie tylko przesłuchiwać innych, ale również siebie. "ANTYGONA" Anouilha napisana została przez bardzo odważnego człowieka.

Jeżeli przyjąć zasadę, że sztuka dramatopisarska zaczyna się tam, gdzie są co najmniej dwie racje, a dowiodła tego nie - wprost praktyka realizmu socjalistycznego z całą jej "dramaturgią" jednotezową - to "Antygona" sięga szczytów dramaturgii. Równoważność racji traktowana jest tu w pełni świadomie i właśnie ona, a nie akcja czy bohaterowie, prowadzi całą sztukę. ("Każdy ma swoją rolę, którą musi grać do końca")

Krakowskie przedstawienie nie skorzystało z tych wskazówek udzielonych tak niedwuznacznie inscenizatorom przez autora, choćby ustami Prologa. Na ogół przedstawienie, z wyjątkami, grano nazbyt tak, jak zawsze dotąd grywano sztuki, w których rozwój wypadków zależy od każdorazowej decyzji i postępowania bohaterów, w których bohaterowie nie otrzymują ról, ale sami je sobie nieustannie wybierają. Czy taka inscenizacja, taka gra, która by tylko uruchamiała sztukę, podawała ją a nie stwarzała - jak tego wyraźnie domaga się Anouilh - byłaby nietwórcza, ograniczałaby i zubożała aktora, teatr? Jestem pewien, że nie, choć moje przekonanie nie ma żadnego znaczenia. Udowodnić to może tylko sam teatr i chyba takie zadanie byłoby dla teatru znacznie ciekawsze, bo poza rutyną, współcześniejsze.

Nieubłagane następstwo faktów wynikających z woli absolutnie wolnej ale tylko w ramach konieczności - może aż nazbyt konsekwentnie odczytał scenograf. Co do sposobu w jaki swoje przekonanie narzucił widzowi - można dyskutować, jeśli ktoś ma ochotę. Można mówić, że jest bardziej malarski niż teatralny, to znowu, że za bardzo kinetyczny. Albo, że za ciężki, za brutalny i deklaratywny w stosunku do - jakże delikatnego mimo ciężaru wniosków i drastyczności szczegółów -rzemiosła Anouilha.

Słyszałem zdanie, że sztuka nie zrobi kasy. Wszyscy wiec powinni oglądnąć ją, co do jednego, choćby dla snobizmu. Jest to bowiem sztuka dla ludzi myślących tyle, co i czujących, a jak wiadomo, ta proporcja powinna być cechą człowieka jako gatunku. Dla widza nie ma tam szansy na wygodne obwarowanie się w łatwych pojęciach, sympatiach i wnioskach. Słowem - "Antygona" Anouilha nie jest w niczym podobna do "Trylogii" Sienkiewicza. Autor co chwila zmienia płaszczyzny i kąty widzenia. Wtrąca nas w konieczność rozumienia co chwila czego innego, a przecież prawo bezwładności, czyli lenistwo stosuje się nie tylko do ciał, ale i do umysłów. Widz zmuszany jest do sytuacji szermierza, który walczy z kilkoma jednocześnie przeciwnikami. Na przykład: ledwo zdążyliśmy wyrobić w sobie przekonanie o jakiejś niematerialnej wzniosłości pobudek Antygony, a już Anouilh podsuwa nam zwątpienie: czy przypadkiem całe to heroiczne awanturnictwo nie wynika u niej z niedostatku i niedosytu normalnej kobiecości? Czy przypadkiem nie powinniśmy bardziej polubić Ismenę? Ale nie, bardziej, wraz z autorem, lubimy jednak Antygonę. Czy wobec tego nieprzeciętność musi się kojarzyć z maleńką choćby patologią? Ale już musimy zostawić te nasze małostkowe i brzydkie podejrzenia, bo nagle sprawa Antygony zyskuje ogromny oddech filozoficzny i jej "wszystko, albo nic" brzmi jak zasadnicze pytanie człowieka. Ledwo zaś, zadyszani, dobiegniemy do tych horyzontów, a już z boku wyskakuje nowa refleksja: a może to, najzwyczajniej w świecie, tylko racja młodości spiera się z racją wieku dojrzałego? Jednak zanim zdążymy to pomyśleć, otwiera się nowa przepaść: wzajemne stosunki władzy i moralności - i tylko po to, żeby natychmiast ustąpić rozważaniom jeszcze szerszym: czy wolność może się wyrażać wyłącznie przez negację? Czy w pełni wolni możemy być tylko poprzez szybsze, niż to wskazuje natura, zniszczenie samego siebie? Ale już za tym pędzi zagadnienie afirmacji w ogóle, codzienności i nieskończoności. Polityka, miłość, (ta jeszcze najmniej) życie nagie i nieuświadomione, funkcjonalne, w osobach strażników i tak dalej i dalej.

I te, które tu mozolnie wyliczyłem - i inne myśli - wybuchają w jednym wspólnym błysku, jak najdalej od mojego nieudolnego podziału czy kolejności, oraz w całym uroku sceny, którego żadna recenzja nie może oddać. Bo komuś, kto by na podstawie powyższego sprawozdania obawiał się intelektualnej nudy - muszę dodać, że jest to przede wszystkim teatr, diamentowa dramaturgia, a nie tylko przerażająca inteligencja, żeby powołać się choćby na scenę ostatnią Antygona - strażnik, gdzie tyle czuje się znakomitego instynktu teatru co i koncepcji intelektualnej.

Teatr Stary im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie. Jean Anouilh - "Antygona". Przekład Zbigniewa Stolarka. Reżyser - Jerzy Kaliszewski. Scenograf - Tadeusz Kantor. As. reżysera - Jerzy Grozowski. Muzyka - Jerzy Kaszycki. Obsada: Maria Kościałkowska, Halina Kwiatkowska, Jadwiga Żmijewska, Tadeusz Burnatowicz, Jerzy Kaliszewski, Julian Jabczyński, Jerzy Nowak, Kazimierz Orzechowski, Zygmunt Rzuchowski, Wiktor Sadecki, Kazimierz Witkiewicz, Roman Wójtowicz, Michał Źarnecki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji