Artykuły

Teatralne niespodzianki 2004 roku

Po obejrzeniu setek przedstawień komentator zwykle potrafi z samego zaproszenia zawierającego tytuł i nazwisko reżysera przewidzieć efekt. Trafia go szlag, gdy się nie pomyli - oto świadectwo czystej rutyny. I podskakuje ze szczęścia, gdy teatr go zadziwi, zaskoczy. Postanowiłem w "Przekrojowym" podsumowaniu roku przyjąć jako kryterium właśnie niespodzianki - pisze Jacek Sieradzki.

"Edyp" w warszawskim Ateneum

Artyści mieszczańskiej sceny, produkującej inteligentne, miłe i najczęściej poczciwie bezproblemowe widowiska, wspięli się tu na rzadko odwiedzane wyżyny. W maksymalnym skupieniu i powadze, w imponującym natężeniu emocji zagrali tragiczne rozpoznawanie goryczy ludzkiego losu z mądrością i mocą, jakiej warszawski teatr nie pamięta od lat. Retoryczny i patetyczny tekst Sofoklesa bierze za pysk młodych ludzi spędzanych tu przez szkołę i odbiera chęć do wszelkich rozrób. Taki jest wymiar współczesnego katharsis, wielkie dzięki i za nie.

"Lochy Watykanu" we wrocławskim Współczesnym

Wykorzystywać starą, nihilistyczno-anarchistyczną powieść André Gide'a do rozprawiania się z radiomaryjną, naskórkową wiarą? Takie naciągnięcie musiało się skończyć popękaniem i w rzeczy samej widowisko aż trzeszczy w szwach. Ale jest w nim rzadka tonacja wściekłej odrazy do farmazonów kupczących fundamentalnymi wartościami. Pewne naiwności przykrywa oskarżycielska pasja, właściwie już niespotykana.

"Proces" w poznańskim Polskim

Stereotypowym obrazem bohatera Kafki był zahukany kancelista w zarękawkach, do którego przychodzą ponurzy agenci i aresztują nie wiadomo za co. Marek Fiedor zadał sobie pytanie: Kim jest urzędnik bankowy? Czy przypadkiem nie pędzącym puste życie, zadowolonym z siebie facetem, który w pewnej chwili musi dorosnąć do procesu - do zdania sobie sprawy z sensu własnej egzystencji? Nie pamiętam, by ktoś tak tę prozę czytał, budząc osłupienie rutyniarzy.

rekordy

"Narty Ojca Świętego" w Narodowym [na zdjęciu]

Oj, wątpiłem ja, człek małej wiary, że coś wyjdzie ze spotkania prozy Jerzego Pilcha - błyskotliwej i dbałej bardziej o kunsztowność frazy niż o głębię spostrzeżeń - z reżyserią Piotra Cieplaka, konfrontującego wyzwania chrześcijańskiej wiary z nieświętą codziennością. Wyszło. Pilch zyskał pogłębienie rozterek swoich bohaterów, Cieplak ocieplił dowcipem problemy całkiem serio, publiczność śmieje się jak w kabarecie, potem poważnieje. Prawidłowo.

"Oskar i pani Róża" w szczecińskim Współczesnym

Anna Augustynowicz robi teatr rzetelny, dobierający się do bólów współczesności odpowiedzialnie, a nie pod hasełka. Tyle że chłodny, oschły. Zabierając się do powieści Erica-Emmanuela Schmitta, odważyła się, zawstydzona okropnie, dosypać do teatralnego garnka szczyptę sentymentu. I powstało dowcipne, stoicko-pogodne przedstawienie o śmierci, zadziwiające publiczność przyzwyczajoną do myśli, że człowiek jak w komputerze ma zawsze z pięć żyć.

"2 maja" w Narodowym

A to już Plama Roku. Jak można było nie widzieć, że pomysł, by pokazać kamienicę, która będzie metaforyczną kwintesencją całej Polski, zawali się i będzie symbolizować rozkład, na kilometr śmierdzi banałem? Jak można było kiczowate truizmy podnosić do wymiaru poważnej wypowiedzi artystycznej, robiąc wodę z mózgu telewizyjnej klienteli: wielcy aktorzy z przejęciem pieprzą tak jak w byle serialu i na tym ma polegać sztuka? Czy naprawdę szefowie Narodowego myślą, że takie podmianki wartości są na dłuższą metę bezkarne?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji