Artykuły

Pedagog-teatroman

Mariana Bednarka, wrocławskiego polonistę i wychowawcę wspomina w felietonie pisanym dla e-teatru Rafał Węgrzyniak

Tydzień temu, w poniedziałek wielkanocny, zmarł mój polonista i zarazem wychowawca z liceum - Marian Bednarek. Gdy zetknąłem się z nim we wrześniu 1975 w III Liceum Ogólnokształcącym im. Adama Mickiewicza we Wrocławiu miał już wypracowany własny styl prowadzenia lekcji polskiego łączący szkolny rygor ze sporym marginesem wolności przyznawanej uczniom. W jego gabinecie zamiast ławek znajdowały się kawiarniane stoliki i foteliki. Zajęcia prowadzone były raczej w trybie akademickim i wypełniały je referaty, dyskusje, omawianie zawartości pism kulturalnych. Odpytywanie zastępowały krótkie sprawdziany pisane na fiszkach. Oprócz realizowania obowiązkowego programu z zakresu języka i historii literatury, celem zajęć było przygotowanie do odbioru współczesnej kultury przede wszystkim poprzez udział w życiu teatralnym.

Regularne wizyty uczniów w teatrach - często na premierach i na występach zespołów pozawrocławskich - powiązane były z obowiązkiem pisania recenzji. W przypadku trudniejszych utworów, przed spektaklem wysłuchiwaliśmy przygotowanych przez nas wprowadzeń, natomiast po nim odbywała się na lekcji dyskusja, nierzadko burzliwa. Bednarek zabierał głos w tych debatach, ale nigdy nie narzucał swych interpretacji czy ocen. Respektował bowiem krystalizujące się indywidualności uczniów i prowokował ich do samodzielnego myślenia. Prostował tylko błędne sądy wynikające z niewiedzy lub znikomych doświadczeń. A mieliśmy o czym dyskutować w ciągu czterech lat spędzonych w liceum, bo w Teatrze Polskim reżyserował wówczas Henryk Tomaszewski (jego inscenizacja "Księżniczki Turandot" Carla Gozziego zainicjowała naszą edukację) i Jerzy Grzegorzewski, we Współczesnym zaś Kazimierz Braun czy Helmut Kajzar. Dość, że poznaliśmy wszystkie dramaty Witolda Gombrowicza, gdyż w Polskim Grzegorzewski wystawił "Ślub" a Witold Zatorski "Iwonę", natomiast we Współczesnym Braun "Operetkę". Ponadto raz w roku Bednarek organizował kilkudniowe wyjazdy do Warszawy w celu zapoznania się repertuarem stołecznych scen. Pamiętam, że pierwsza taka eskapada, w której uczestniczyłem, zaczęła się w Teatrze na Woli od obejrzenia "Gdy rozum śpi" Antonia Vallejo w inscenizacji Andrzeja Wajdy z Tadeuszem Łomnickim jako Goyą. Ta poniekąd przymusowa edukacja w zakresie kultury teatralnej wywoływała sprzeciw bardziej opornych uczniów. Ale dla pozostałych oglądanie przedstawień stawało się niepostrzeżenie źródłem intelektualnych lub duchowych inspiracji, estetycznym doznaniem, a nawet nieco snobistycznym rytuałem towarzyskim. W każdym razie w naszym kręgu niedopuszczalne było - tak częste podczas zbiorowych wizyt całych szkół w teatrach bez odpowiedniego przygotowania - demonstrowanie znudzenia spektaklem, a tym bardziej wyładowywanie agresji wobec aktorów.

Bodaj w 1966 Bednarek jako początkujący polonista założył w III LO klub miłośników teatru i nawiązał współpracę z Krystyną Skuszanką, która właśnie objęła dyrekcję Polskiego. Ta inicjatywa dała początek organizowanemu przez Polski regularnie przez szereg lat ze znakomitymi rezultatami konkursowi "Młodzież poznaje teatr". Wychowankowie Bednarka zazwyczaj go wygrywali, szczególnie w dziedzinie pisania recenzji. A z tego grona wywodzą się wrocławski kompozytor Rafał Augustyn i piosenkarz rockowy Lech Janerka, warszawska aktorka Gabriela Kownacka, czy krakowski teatrolog Grzegorz Niziołek. W istotny sposób Bednarek wpłynął też na wykrystalizowanie się moich zainteresowań i wybór studiów. Trochę jak Piłat w "Credo" znalazłem się bowiem w klasie z rozszerzonym programem matematyki i po stwierdzeniu, iż nauka ta jest mi obca, miałem zmienić szkołę. Bednarek, gdy tylko ujawniłem swe humanistyczne predyspozycje, dostrzegł jednak we mnie sprzymierzeńca w realizowaniu swego programu i zdołał wszystkich przekonać, iż powinienem pozostać wśród matematyków. Ten eksperyment przysporzył mu niemało kłopotów, których raczej nie zdołały zrekompensować moje rozmaite osiągnięcia. Być może bez spotkania z Bednarkiem także zainteresowałbym się teatrem, skoro już w trakcie pierwszego roku nauki w liceum, na własną rękę obejrzałem "Apocalypsis cum figuris" i "Umarłą klasę". Ale on nadał kierunek mojej teatromanii i zadbał o jej rozwój nakłaniając do podejmowania coraz trudniejszych zadań.

Po dłuższej przerwie w kontaktach, spotkaliśmy się niespodziewanie pięć lat temu we Wrocławskim Teatrze Współczesnym na "Lochach Watykanu" Andre Gide'a. Bednarek, który oczywiście przyprowadził do teatru grupę licealistów, był podekscytowany inscenizacją Jana Klaty. Ale przypuszczam, że owego wieczoru odczuwał dodatkową satysfakcję jako pedagog, ponieważ wraz ze mną do teatru wybrała się dwójka jego uczniów, małżeństwo wywodzące się z naszej klasy, a prowadzące świetnie prosperującą firmę informatyczną. Wypytywał ich o losy pozostałych swych wychowanków. A spotkał wtedy jeszcze jednego swego ucznia, Jarosława Minałto - obecnie sekretarza literackiego Polskiego i współredaktora "Notatnika" - w towarzystwie aktorki Teatru Narodowego - Bożeny Stachury. Żałował więc, że musimy się rozstać.

Po raz ostatni rozmawialiśmy również we Współczesnym w listopadzie 2008 przed premierą polsko-izraelskiego przedstawienia "Bat-Yam Tykocin". Bednarek napomknął, że kilka miesięcy wcześniej przeszedł na emeryturę i uczy się żyć bez obowiązków pedagogicznych. Jako wytrawny teatroman pragnął ujrzeć spektakl mimo, iż nie miał zaproszenia ani biletu. Zdziwiłem się, że zależy mu na obejrzeniu kolejnej inscenizacji Michała Zadary, lecz odparł, że bynajmniej nie był zbulwersowany jego "Kartoteką" całkowicie odmienną od wszystkich wcześniej oglądanych. Przyznał się, że nie widział jeszcze głośnej "Sprawy Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej w reżyserii Klaty i wspominał jej pierwszą powojenną inscenizację przygotowaną też w Polskim przez Jerzego Krasowskiego w 1967. Miałem skrupuły, że nie zdołałem wprowadzić swego nauczyciela na spektakl, gdyż dysponowałem tylko jednym miejscem na widowni. Ale zapewnił mnie, że jakoś sobie poradzi. Już po zakończeniu przedstawienia dostrzegłem jego charakterystyczną niewielką sylwetkę w tłumie kłębiącym się wokół szatni. Pomachał mi na pożegnanie teatralnym programem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji