Artykuły

Wszystkie kobiety kochają Richarda

"Tektonika uczuć" w reż. Zbigniewa Najmoły w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Andrzej Buck w Pulsie.

Lubuski Teatr w ciągu ostatniego roku zaproponował dwa nurty przedstawień, jeden to dialogowane spektakle Z. Najmoły i częściowo Sz. Kuśmidera. Drugi nurt to śpiewogry, które prywatnie nazywam "składankami muzycznymi" (choć twórcy chcą by zwano je "komediami muzycznymi"). Oba nurty są dla Lubuskiego Teatru niczym trup w "Zabiciu ciotki" Andrzeja Bursy.

Opis zamieszczony na okładce programu "Tektoniki uczuć" zachęcał bezkrytycznie: "Richard i Diane są w sobie szaleńczo zakochani i wkrótce zamierzają się pobrać. Chociaż... może nie tak szaleńczo, jak się wydaje. A z tym ślubem to też nic pewnego... Tak naprawdę, to myślą o rozstaniu. Czego oni właściwie chcą? Błyskotliwy dramat Schmitta, pełen ciągłego napięcia między dwojgiem bohaterów, to laboratoryjna analiza mechanizmów manipulacji i błyskotliwa wiwisekcja ludzkich dusz. Wśród intryg i podchodów, aluzji i podtekstów Schmitt kolejny raz pokazuje, że najsilniejszych uczuć nie można od siebie odróżnić i wszyscy nosimy maski. Bo miłość to nieustająca gra".

Prawda, że brzmi zachęcająco? A co otrzymaliśmy podczas 90 minut spektaklu? Nudę i plastikowych bohaterów, którzy mieli nam opowiedzieć o skrajnych uczuciach, ale nie bardzo potrafili, bo pozbawieni zostali osobowości. Jak ludzie z papieru. Płytkość fabuły nie została w żaden sposób wynagrodzona inscenizacją tekstu. Postaci nadal były naiwne, kobiety puste i pretensjonalne, wbrew zapewnieniom wydawcy na okładce, nie miały nam absolutnie nic nowego do powiedzenia. Tekst i spektakl nie potrafił zaskoczyć widza.

Siedząc w sali kameralnej Lubuskiego Teatru przypominała mi się inscenizacja Tomasza Dutkiewicza "Love story" sprzed kilkunastu lat. Bardzo zbieżna z pomysłem inscenizacyjnym Z. Najmoły. Ten ostatni, tak uważam, powinien skupić się na reżyserii słuchowisk radiowych, gdyż jak się znów przekonaliśmy (wcześniej wyreżyserował "Obok" według Iredyńskiego) w teatrze interesuje go tylko dialog, nie inscenizacja.

Gdzie te czasy, gdy na scenie LT pojawiała się znakomita scenografia? W "Tektonice uczuć" odnajdujemy często powielany ostatnio schemat wszechobecnej plexi i podświetlanych podestów. Gdybyśmy policzyli ile czasu zajmują w przedstawieniu zmiany, polegające na nieustannym przemieszczaniu się aktorów na tzw. wyciemnieniu, to doszlibyśmy do wniosku, że zmiany te zajmują tyle samo czasu ile właściwe sceniczne obrazy. Zastosowana w spektaklu technika symultaniczna, polegająca na jednoczesnym przedstawianiu kilku terenów akcji, poprzez operowanie światłem i przemieszczanie aktorów, szybko zaczyna nużyć, wręcz przeszkadza.

Aktorsko wybronił się Jacek Krautforst, grający Richarda, głównego bohatera sztuki. Za dobry debiut warto pochwalić Izę Bień za rolę Eliny, poruszającą delikatnością i prawdziwością. Bień nie krzyczała, nie dramatyzowała, nie odgrywała uczuć, tylko je kreowała. Z tak skonstruowanymi emocjami wzbudziła rezonans w aktorstwie Krautforsta. To dobrze, że ten niedoceniany aktor wreszcie pojawił się na scenie. Obie role, a właściwie postaci, z tektoniką uczuć obeszły się z dużą dozą prawdy. Cóż można powiedzieć o pozostałej obsadzie? Anna Haba w roli Diany sprawiła wrażenie jakby kreowana przez nią postać nie przekonała jej samej. Jeszcze gorzej było w przypadku Tatiany Kołodziejskiej (w roli Rodici Nicolescou) i Elżbieta Lisowska-Kopeć (w roli pani Pommeray). Tu tektonika uczuć wypadła momentami zbyt dosadnie, emocjonalnie hałaśliwie, przez to nie do końca prawdziwie.

Wiem, że banał love story zapewne części widowni się spodoba, ale zawsze pytam: po co powielać schematy, kiedy jest tyle dobrej literatury. Lubuski Teatr w ciągu ostatniego roku zaproponował dwa nurty przedstawień, jeden to dialogowane spektakle Z. Najmoły i częściowo Sz. Kuśmidera. Drugi nurt to śpiewogry, które prywatnie nazywam "składankami muzycznymi" (choć twórcy chcą by zwano je "komediami muzycznymi"). Oba nurty są dla Lubuskiego Teatru niczym trup w "Zabiciu ciotki" Andrzeja Bursy, takim kołem ratunkowym i zarazem kamieniem u szyi. Ratują frekwencję i zajmują Dużą Scenę, która inaczej byłaby niepełna. No i umożliwiają maleńki eksport do Koszalina!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji