Artykuły

Wspaniałe przedstawienie

Czytelnicy moich recenzji wiedzą, że jestem raczej powściągliwy, za­równo w "chlastaniu", jak wyno­szeniu pod niebiosy. Tym razem jednak "Ksiądz Marek" Słowackiego, pokazany w Teatrze Dramatycznym Warszawy, w reżyserii Hanuszkie­wicza, dekoracjach Kosińskiego, ko­stiumach Wojciechowskiej i z muzy­ką Serockiego nie pozwala mi się cofać przed superlatywami przy oce­nie inscenizacji i gry poszczegól­nych aktorów.

Zacznijmy od tego, że "Ksiądz Marek" jest przepięknym dramatem poetyckim, czy tez poematem dra­matycznym, jak kto woli. Jest owo­cem przemyśleń twórcy o bardzo precyzyjnym mózgu, gdy zrywał ze zbyt dlań mętnym filozoficznie towianizmem. Jest rozprawą z mi­stycyzmem, a nie jego prostym przejawem. Z Księdza Marka czyni bardziej moralistę i społecznika niż cudotwórcę. Postać Judyty, córki rabina obdarza dobrze tłumaczącą się przenikliwością i napięciem woli, czyniąc z na pozór nadprzyrodzonych akcesoriów przenośnię artystyczną. Konkwistadorzy na arenie walącej się w gruzy Rzeczypospolitej przed pierwszym rozbiorem są opracowani w sposób godny pozazdroszczenia przez tak zwanych realistów.

Spojrzenie poety na Konfederację Barską nie jest jednoznaczne. Ta wielka, nieskoordynowana ruchawka, głównie przeciw Stanisławowi Augustowi, wspieranemu przez Ka­tarzynę II, a więc szukająca zawod­nych pomocy u innych ówczesnych mocarzy, budzi sympatię dla męż­nych republikanów szlacheckich, ale jednocześnie demaskatorskie skłon­ności Słowackiego nie śpią i widzi obie strony medalu.

Przegryźć się przez lekturę tego przepięknego poetycko i stylistycz­nie utworu nie jest fraszką, a cóż dopiero wystawić go w sposób god­ny! Albo klapa - albo tryumf!

Ten "ksiądz Marek" stał się wyso­kim probierzem talentu, kultury i smaku dla Hanuszkiewicza i Kosiń­skiego. Wywiązali się z zadania bu­dząc podziw najbardziej wyrafino­wanych i zblazowanych znawców, a jednocześnie żywiołowy aplauz całej sali, na której większość stanowili nie specjaliści od spraw teatru, lecz prości entuzjaści. Rozmach insce­nizacyjny był utrzymany w cuglach umiaru, dyktowanego najlepszym gustem, zaś wizje malarskie godne Moore'a nie zatracały siły skojarze­niowej, jak chmury opisywane przez Mickiewicza, a gwiazdy przez Słowackiego.

W tych warunkach, stworzonych przez inscenizację i pod tą reżyser­ską batutą - poszczególni aktorzy sięgali szczytu.

Zofia Rysiówna jako Judyta cyze­lowała wiersz, intonację, gest, po­stawę w sposób olśniewający. Nie zbyt często widywana na scenie, jedna z najlepszych naszych tragiczek, dokumentuje tą kreacją, że jej rozwój, obserwowany od startu w Krakowie poprzez Poznań i Teatr Powszechny w Warszawie i teraz w zespole Teatru Dramatycz­nego, każe ją umieścić w historii naszych scen w blasku pierwszej wielkości. Odczuwało się w jej in­terpretacji także refleks oświęcim­skich przeżyć i obserwacji, co prze­ciągało przęsło do interpretacji cał­kowicie współczesnej, przy wierno­ści stylowi romantycznemu.

Jan Świderski jako awanturnik Kossakowski był niepowtarzalny, za­chwycający. Józef Duriasz jako ksiądz Marek wchodzi w szeregi aktorów już nie tylko budzących nadzieje na rozwój. Opanowanie, skupienie, przytajony ogień granej przezeń postaci zostały przekazane w sposób nadzwyczaj dojrzały. Ja­rosław Skulski, jako ojciec Judyty dał studium niezwykle sugestywne. Tej czwórki wystarczyłoby, żeby przedstawienie stało się pamiętne.

A przecież inni mieli także swo­je słowo. Przede wszystkim Hanusz­kiewicz jako Pułaski, ale także Paluszkiewicz jako Kreczetnikow, Lutkiewicz jako Adiunkt, Nowak jako Towarzysz pancerny, Wyszyń­ski jako Starościc zasługują na stu­dia ich gry, na co recenzent nie może sobie, niestety, pozwolić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji