Artykuły

Koniec świata

Ziemia jest okrągła. Idąc przed siebie, w końcu dojdzie się do tego samego miejsca. Ale aby zacząć drogę - trzeba najpierw odkryć jej początek - o spektaklu "O dwóch krasnoludkach i jednym końcu świata" w reż. Krzysztofa Babickiego w Teatrze im. Osterwy w Lublinie pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.

W Lublinie na chwilę zamieniono się rolami. W Teatrze im. Osterwy przygotowano spektakl dla dzieci, z kolei w Teatrze im. Andersena powstał monodram na podstawie "Pieśni o Rolandzie" Daniela Arbaczewskiego, a tym samym doszło do reaktywacji tamtejszej sceny dla dorosłych.

Szczególnie ciekawe jest to, jak z wystawieniem bajki dla dzieci, poradził sobie zespół aktorski, przyzwyczajony do gry w zupełnie innym repertuarze. Na warsztat reżyserski Krzysztofa Babickiego trafiła napisana na zamówienie przez Grażynę Lutosławską bajka "O dwóch krasnoludkach i jednym końcu świata".

To opowieść, w której podróż krasnalego rodzeństwa Lena (Przemysław Gąsiorowicz) i Lenki (Hanka Brulińska) w poszukiwaniu końca świata, staje się drogą prowadzącą do odkrycia prawdziwych wartości. Historia o przygodach krasnoludków ma przejrzystą, klamrową kompozycję, co przyczynia się do wyrazistości wybrzmiewających w sztuce morałów. Akcja przeplatana jest licznymi piosenkami (muzyka Janusz Grzywacz), z których niestety tylko część zapada w pamięć oraz prostymi, ale często ujmującymi humorystyką, układami tanecznymi (choreografia Jacek Tomasik). Akcja zatrzymywana wielokrotnie przez fragmenty muzyczne traci na dynamice, spektakl staje się zbiorem portretów zwierzęcych bohaterów napotykanych w czasie wyprawy. W ten sposób każdy aktor ma swoje pięć minut na indywidualne zaprezentowanie odgrywanej postaci. Pomagają w tym barwne kostiumy i charakteryzacje (o dziwo rozśmieszające głównie dorosłych), zawierające w sobie atrybuty, które bez trudu pozwalają rozpoznać dane zwierzę. Co ważne, praktycznie wszystkim występującym aktorom udało się przełamać potencjalny dystans i zbliżyć się do małego odbiorcy. A stworzone kreacje niejednokrotnie były przyjemniejsze w odbiorze, od granych na co dzień ról z repertuaru dla dorosłych. Na pochwałę zasługuje zwłaszcza para głównych bohaterów, którzy swoją dziecinną prostotą i zaufaniem we wzajemnej relacji, urzekli widzów.

Babicki skutecznie wykorzystuje możliwości prawdziwej sceny teatralnej. Stwarza świat, o który o wiele trudniej w Teatrze im. Andersena - jedynym stale poświęconym dla dzieci, teatralnym miejscu w Lublinie. Olbrzymia, pełna rozmachu scenografia (Barbara Wołosiuk) sprawia, że rzeczywiście oglądamy miniaturowych bohaterów. Dzięki dużym możliwościom technicznym na scenie kreowany jest świat zaskakujący odbiorców. Choć dziecko przyzwyczajone jest dziś do wizualizacji rzeczy niemożliwych w kinie czy telewizji, to bezpośrednie zetknięcie z cudami, wciąż je fascynuje. I tak, w oka mgnieniu, na scenie wyrastają wielobarwne kwiaty, sowa, pszczółka czy pająk latają w powietrzu na olbrzymich huśtawkach, fantastyczne postaci wyskakujące wprost z wielkiej Księgi Bajek Lutosławskiej, a w finale przekonujemy się, że śnieg może padać nawet w środku lata.

Przedstawiony świat jest magiczny, delikatny, zanurzony w tradycyjnej bajkowej estetyce. Znajduje się tym samym w opozycji do kultury masowej, która ma dziś znaczny wpływ na kształtowanie najmłodszego pokolenia. Wszystko pięknie, tylko zginęły gdzieś (przynajmniej na premierze) żywe reakcje dzieci na odgrywane sceny, tak przepełniające przecież Teatr im. Andersena i tak wydaje się naturalnie wpisujące się w pejzaż teatru dla dzieci. W przypadku "O dwóch krasnoludkach i jednym końcu świata" zainteresowanie wzmagało się w czasie poza grą aktorską, kiedy to wynikało z zafascynowania tajemnicą kryjącą się za kurtyną czy nieoczekiwanym śniegiem w finale bajki.

Świat baśni i legend to świat pozbawiony odcieni szarości, w którym do czynienia mamy albo z bohaterami pozytywnymi, albo negatywnymi. Jednak w zastosowanie tej reguły przez Lutosławską wkradają się niepokojące uproszczenia. Naturze przeciwstawione zostaje miasto, pracy lenistwo, czytaniu telewizja. Dychotomiczne wartościowanie kwalifikuje miasto i współczesną kulturę jako zjawiska bezwarunkowo złe i niepotrzebne, jako zdegradowaną formę życia uświęconego przez tradycję, co widać zwłaszcza w sposobie przedstawienia miejskich (czyli ogłupiałych) krasnoludków. Zestawienia te są dosyć radykalne i niekoniecznie muszą być, w głębi serca, dobrze przyjęte przez dzieci, dla których miasto jest przecież naturalnym środowiskiem. Wskazanie na to, jak dużą wagę ma prostota życia osadzonego w ustabilizowanej, zgodnej z naturą hierarchii wartości, jest bardzo istotnym i ważkim głosem. Ukazanie tego poprzez bezpośrednie i radykalne przeciwstawienie jest może najprostszym rozwiązaniem, pozostaje jednak pytanie - czy na pewno najlepszym?

Pomijając jednak tę wątpliwość spokojnie można powiedzieć, że przygotowany został ciepły i przyjazny spektakl, który wpisuje się między setki podobnych przedstawień. Wyraźne moralizatorstwo jest hasłem, które określa go najlepiej. Opowieść o krasnalim świecie emanuje trudnodostępną dziś prostotą. Tradycyjność przedstawienia zapewnia jednoznaczne, mocno wypunktowane wartościowanie.

Ziemia jest okrągła. Idąc przed siebie, w końcu dojdzie się do tego samego miejsca. Ale aby zacząć drogę - trzeba najpierw odkryć jej początek. Tak naiwnie wyprowadzona pointa, jest właściwym drogowskazem dla najmłodszych. A w prostych słowach kryje się głębsza refleksja, która zostaje zatknięta również w sercach dorosłych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji