Artykuły

Czy są jeszcze inteligenci

Premiera w Teatrze TV. Jerzy Zalewski, podejmujący najtrudniejsze tematy naszej historii i współczesności, wyreżyserował znakomity spektakl "Kwatera bożych pomyleńców". Scenariusz czekał na realizację 15 lat. Przedstawienie dzisiaj w Jedynce o godz. 20.20 - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Reżyser dokumentów o Zbigniewie Herbercie, Stanisławie Staszewskim i Michale Falzmannie zaadaptował książkę Władysława Zambrzyckiego. Ocenzurowana w PRL w całości ukazała się dopiero w 2008 r. pod patronatem Muzeum Powstania Warszawskiego. Spektakl, w którym grają mistrzowsko Jan Peszek, Jerzy Trela, Daniel Olbrychski i Jerzy Radziwiłowicz, pokazuje przedwojennych inteligentów. Starają się przetrwać powstanie warszawskie, prowadząc intelektualną dysputę w antykwariacie.

- W 1994 r. zgłosiłem się do Jerzego Koeniga, dyrektora Teatru Telewizji, który przeczytał scenariusz i powiedział: "Ależ panie Jerzy, pan chce powiedzieć, że nie ma już polskich inteligentów" - mówi reżyser. - I tak projekt został zablokowany.

Zdaniem Zalewskiego właśnie dlatego, że z całą ostrością stawia pytanie, czy są jeszcze polscy inteligenci.

- Spektakl miał już swój pokaz i już jest atakowany w prasowych publikacjach - przez półinteligentów - dodaje.

Siła szarych komórek

Bohaterami przedstawienia Zalewskiego są muzułmanin, kalwin i dwóch katolików - jeden z nich zlaicyzowany.

- Tej wielokulturowości świadczącej o tolerancji półinteligenci też znieść nie mogą, bo nie pasuje im do peerelowskiego stereotypu o II Rzeczypospolitej - mówi reżyser. - Przecież przedwojenny Polak to miłośnik sanacji i kultu wodza albo endek, czyli faszysta. Dokonując po wojnie takiej mistyfikacji, starano się odciąć i zniszczyć korzenie polskiej inteligencji. Ta kultura miała zniknąć. Obawa przed jej odrodzeniem połączyła byłych komunistów i liberałów po 1989 r. Spór, jaka ma być Polska, trwa.

Bohaterowie spektaklu prezentują inteligencką wizję świata, jednak nie mogą zrobić nic, by obronić go przed wojenną i powojenną katastrofą. Da się też odczytać sztukę jako kolejną odsłonę sporu: "bić się czy nie bić".

- Można zadać pytanie o immoralność postaw, w której inteligenci prowadzą dysputę, gdy miasto płonie i trwa rzeź - uważa Zalewski. - Ja jednak dzięki Zambrzyckiemu zrozumiałem, że wojna jest dla dzieci i wojskowych. Ludzie dojrzali z racji wieku nie idą na barykady, nikt ich nie chce tam wpuścić. W czasie kataklizmu mogą używać tylko szarych komórek i próbować opisać świat. Dyskusje bohaterów Zambrzyckiego pointują tematy eschatologiczne: wiarę i Boga. Zlaicyzowani inteligenci, na krawędzi ateizmu, stawiają pytania w duchu chrześcijańskim. To też może się nie podobać półinteligentom.

Trudne kolaudacje

Jest szansa, że spektakl Teatru TV odrodzi zainteresowanie twórczością Zambrzyckiego.

- Po 1945 r. pracował w "Expressie Wieczornym" - mówi Zalewski. - Wspomina go w "Dzienniku" Leopold Tyrmand. Przed wojną wydał popularną powieść "Nasza pani radosna" - o wehikule czasu i podróży do Pompei. Napisana w latach 50. do szuflady "Oficyna Elerta" przedstawia relacje Rzeczypospolitej z Moskwą w XVII wieku. To kostiumowa, metaforyczna opowieść o wejściu Sowietów do Polski. Pokazuje ich pychę, ale i dyscyplinę, skłonność do szantażu i siłę. Dlatego powieść w PRL nie miała szans na druk.

Jerzy Zalewski realizuje najtrudniejsze tematy.

- "Czarne słońca", mój debiut fabularny, nie były filmem politycznym, raczej katastroficznym, opisywały emocje stanu wojennego - wyjaśnia reżyser. - Ale po Okrągłym Stole zacząłem sprawdzać granice wolności i zauważyłem, że to jest dramatyczna iluzja. Nie tylko w polityce, także w kulturze. Kiedy okazało się, że nie jestem z odpowiedniego rozdania i trudno mi było o pieniądze na kolejną fabułę, zacząłem robić dokument. Odkryłem, że dokument może być formą artystyczną - symfonią muzyki, obrazów, kronik, fabuł, wypowiedzi świadków.

W filmie "Szpiedzy. Świadkowie historii" (1992) opowiedział o Jerzym Pawłowskim, Józefie Szaniawskim, Zdzisławie Najderze i Tadeuszu Płużańskim.

- Pokazałem, że mechanizm PRL był dokładnie taki sam we wszystkich jej dekadach - mówi. - "Szpiegów" kolaudowano w TVP cztery razy. Nigdy nic nie zmieniałem. Zawsze przychodziłem z tym samym filmem. Kompletnie nie wyobrażam sobie ingerencji w moją pracę.

Większość drzwi zamknął przed Zalewskim "Oszołom" (1995) - o Michale Falzmannie, który odkrył aferę FOZZ.

- Konstrukcja filmu jest następująca: aktor szykuje się do zagrania roli Falzmanna w filmie fabularnym - opowiada Zalewski. - Uczy się roli, dokumentuje ją spotkaniami ze świadkami wydarzeń, a jednocześnie gra w teatrze Konrada w "Wyzwoleniu". Użyte w filmie sceny z maskami z tego dramatu Wyspiańskiego okazały się nadspodziewanie celne i współczesne.

W dokumencie "Obywatel poeta" (2000) Herbert mówi, że III RP to neokomuna, i nazywa Adama Michnika manipulatorem.

- To mi na pewno nie pomogło w przygotowaniach do realizacji filmu "Zły" na podstawie powieści Tyrmanda. Kupiłem prawa do ekranizacji książki - mówi reżyser.

Tata Kazika

Jerzy Zalewski nakręcił dokumenty muzyczne o opozycyjnych bardach - Janie Krzysztofie Kelusie ("Był raz dobry świat", 1997) i Stefanie Brzozie ("Teatr wojny", 2005). Dwa filmy poświęcił Stanisławowi Staszewskiemu. "Staszek" (1995) to zbiór klipów do piosenek zmontowanych z filmów fabularnych z lat 60. Najsłynniejszy jest "Tata Kazika" (1993).

- W Szwecji, gdzie byłem na saksach, natrafiłem na kasetę z nagraniami Staszewskiego ojca - opowiada Zalewski. - Paryskie ślady pomógł mi odnaleźć kolega z Francji. W Warszawie spotkałem się z wdową. Miłą panią, która powiedziała, że jej syn też "coś tam gra, ma zespół Kult". Zdębiałem. Słuchaliśmy Kultu na studiach w Filmówce. Zaprosiłem Kazika z kolegami do fabuły "Czarne słońca", a jednocześnie robiłem dokument o jego ojcu. Chciałem, żeby zaśpiewał jego piosenki. Miał je kiedyś na taśmie. Ale nagrał Iggy Popa i było po tatusiu. Średnio podobały mi się zachwyty nad filmem we wszystkich politycznych parafiach. "Tata Kazika" to film o wielkim talencie, ale i niedojrzałości, konformizmie. O człowieku, który miał poczucie winy i skończył jako kloszard.

Następne filmy Zalewskiego mają być o kolejnym polskim tabu.

- Spotkałem wnuka Ignacego Oziewicza, pierwszego dowódcy Narodowych Sił Zbrojnych, który amatorską kamerą nakręcił wspomnienia żołnierzy NSZ. Na ich kanwie powstaje dokumentalny tryptyk "Kadry - film o żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych". Napisałem też scenariusz filmu fabularnego "Historia Roja, czyli w ziemi lepiej słychać" o legendarnym dowódcy Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Mieczysławie Dziemieszkiewiczu, który w latach 1945 - 1951 walczył na Mazowszu z komunizmem. Mam nadzieję, że projekt fabularny dofinansowany przez PISF wystartuje w tym roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji