Artykuły

Głowy odrobinę przesunięte

"I będzie wesele...j" w reż. Piotra Waligórskiego na Scenie na Sarego Teatru Bagatela w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Daniel (Piotr Różański) jest w stanie błogosławionym. Który to miesiąc? Ściśle nie wiadomo, lecz kto da głowę, że wody nie odejdą jutro? Daniel woli nie ryzykować - dba o siebie. Byle się nie denerwować ponad miarę - a wszystko będzie dobrze! Koleżankom i kolegom, co tu jak on przybyli raczej nie z własnej woli, by nerwy ongiś ułańsko fantazjujące wycieniować, pokazuje szatki, co je dla rychłego maleństwa sprawił. No i jak? ...

Chyba się podobają. Chyba? Tak. Tu raczej nikt głowy nie da za głowę swoją, bo tu głowa każda nie do końca jest, gdzie zdaje się być. Każda odrobinę przesunięta w stronę niepojętą. Gdzie jest Mietek (Bogdan Grzybowicz), który urywa zdanie, kamieniejąc na krześle? Na jakiej planecie kończy snucie myśli urwanej tutaj? A na wieki wieków dziewczęca, zapałczano krucha babinka Danusia (Gena Wydrych)? Ku czemu się tak uśmiecha sekretnie, patrząc po skosie w bok? Młoda Marysia (Magda Grąziowska), co rzadko kiedy w miejscu ustać spokojnie może - szczebiotem uporczywym jakie elfy z jakich lasów przywołuje? I Kuba (Michał Kościuk). Zdaje się być pustym miejscem po sobie. Skąd więc mówi, kiedy mówi? Wreszcie pensjonariusz nowy, Robert (Przemysław Redkowski), który się płonnie w Marysi od niewidzialnych elfów zakocha. Gdy adoruje fikusa - jakie traumy adoruje? Tak - w takiej drużynie wszystko jest tylko "chyba".

Fikus w rogu świetlicy, krzesła, stoły, ceraty na blatach, kubki, kraty za szybami, twarze zagubionych, popielniczka, oczy patrzące w głąb oczodołów, parapety, chłodne światło, obojętny sufit... Co jeszcze? Dyrektor przybytku (Krzysztof Bochenek) - od lat nie wie, po której stronie normalności żyje. I Teresa (Paulina Napora), świeżo do pracy przyjęta terapeutka. Gdzieś na tyłach mózgu, na zapleczu pamięci, dźwiga jakąś drzazgę nie do usunięcia. Na razie nie wie, że niebawem zostanie przyjęta do grona głów trochę przesuniętych... Wyliczamy dalej?

Trzeba przerwać litanię. Chcieć w poetyce księgowego opisać kawałek świata - to chcieć mozołu nieskończonego. To samo z kawałkiem zwanym szpitalem wariatów. Przerywam katalogowanie wiórów, ale też nie wiem, co więcej o napisanym i wyreżyserowanym przez Piotra Waligórskiego przedstawieniu "I będzie wesele...j" rzec.

Ono jest prawie dwoma godzinami migotliwych łupin. Cztery etiudy pyszne - wariaci grani cienko, bez folderowej malowniczości, grani na włosie: Różański, Wydrych, Grzybowicz i Sławomir Sośnierz, o którym na końcu powiem. Oni i reszta. Reszta zanadto oczywista aktorsko, przejrzysta, lecz złego słowa nie powiem. Do tego nastrojowe nuty oraz czysta, pełna elegancko rozstawionych detali, scenografia. I co dalej? Co jeszcze? Co ponad tym?

Nic dalej. Mało ponad tym. Seans Waligórskiego to zgrabny zbiór niezłej klasy okruchów teatralnych. I tyle. Nie jest opowieścią. Wiem: rzecz miała być o skazanej na fiasko miłości Roberta i Marysi. Pojmuję: na dokładkę ciemny los Teresy miał całości goryczy dodać. Wiem, pojmuję, tyle że pióro Waligórskiego nie udźwignęło istoty fabularnej. Fiasko miłości dwojga odklejonych, ciemny los samotnej o mózgu, którego nie da się ocalić - to u Waligórskiego rachityczne bardzo. Jak noga chrabąszcza zimnego od miesiąca.

Nie ma opowieści. Jest trwanie detali ludzkich, świetlnych, scenograficznych, muzycznych. Właśnie - tylko nuty i falujące blaski próbują garść nieźle wykonanych detali w kupę sensu zlepić. Niepotrzebnie. Wióry są mocniejsze bez inscenizacyjnych podpórek. Tercet: Różański, Wydrych, Grzybowicz - naprawdę nie daje spokoju, gdy głośniki milczą, a w górze płaskie światło i obojętny sufit. I w takiej też marności rozgrywa się najświetniejsza scena wieczoru.

Tato (Sośnierz) odwiedza córkę Teresę. Wszystkiego - osiem minut. Kilka złamanych słów, parę zdań zamilkłych w pół, jeden dotyk. Nic. Szemrzą o drzazdze na dnie pamięci: ktoś zniknął... nie wrócił... boli puste miejsce... Martwe słowa, trupie zdania, dotyk bezsilny. Nic - wszystko. I światło jak sopel. I w górze - brak litości. Tak brzmi scena, której nie da się zapomnieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji