Artykuły

Miasto zagubionych mężczyzn

Miasto pojawia się tylko w tytule przedstawienia. Szkoda, bo gdyby wyraźnie zaistniało w przestrzeni scenicznej, spektakl mógłby stać się czymś więcej, niż najeżoną tautologiami historią pewnego dorosłego mężczyzny, którego dopadł kryzys czterdziestolatka - o "Mieście" w reż. Artura Urbańskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie pisze Dominika Lutobarska z Nowej Siły Krytycznej.

Niewielką przestrzeń Sceny 61 w Teatrze Ateneum zamiast tytułowego "Miasta", wypełniło mieszkanie Basina Sergieja Aleksandrowicza (w tej roli precyzyjny, przekonujący Przemysław Bluszcz, któremu udało się odejść od stereotypowych wizerunków mężczyzn zagranych u Przemysława Wojcieszka). W mieszkaniu On, Basin - relaksuje się, stojąc na głowie. Ona, Tatiana (Katarzyna Herman) - z łagodnym uśmiechem, snuje się, czyta, upina włosy, masuje brzuch. Spokój i harmonia z muzyką Erika Satie w tle - nie ma w tym cienia ironii. W zamyśle reżysera to, co widzimy, to sielankowy obraz harmonijnego, rodzinnego życia, którego główny bohater ma serdecznie dość. I właściwie trudno mu się dziwić. Patrząc na brzydkie meble (scenografia wygląda trochę tak, jakby teatr w czasie kryzysu próbował oszczędzać i wykorzystał meble z bow-u albo sekretariatu), słuchając oklepanego utworu Gymnopedie nr 1, ma się nieodparte pragnienie ucieczki od tej kiczowatej, nieatrakcyjnej, nudnej rzeczywistości.

"Miasto" Griszkowca to dramat, który doskonale wpisuje się w dyskusję na temat kryzysu męskości, czy bycia mężczyzną we współczesnym świecie - w wykonaniu Bluszcza, Herman, Brzezińskiego i Opani brzmi przekonująco i interesująco. Główny bohater ma piękną żonę w ciąży, dziecko, ojca, przyjaciela, dom, pracę. Pod powierzchnią mającej urzekać widzów sielanki, dają się zauważyć wyraźne rysy: z żoną Basin nieustannie kłóci się o drobiazgi, to, co jest między nimi, to karykaturalne echo uczucia, które kiedyś ich łączyło. Ona jest strażniczką domowego ogniska, On nie jest już wojownikiem. Rozmemłany, w dresie, ma do niej pretensje o to, że nie może znaleźć swoich rzeczy, czepia się drobiazgów, a jednocześnie nie radzi sobie bez jej pomocy. Przyjaciel (Arkadiusz Nader), który nieustannie narzeka, przychodzi tylko po to, żeby pożyczyć pieniądze, pełen zawiści i żalu, jest w gruncie rzeczy obcym, śmiesznym, sfrustrowanym człowiekiem. Relacja Basina z dominującym ojcem (Marian Opania) wygląda na niezmienną od lat i nie ma nic wspólnego z bliskim, partnerskim kontaktem dwóch dojrzałych mężczyzn - Basin w krótkich bokserkach jąka się i unosi niczym nastolatek przy ojcu, który nie słucha, bo przecież i tak wszystko wie najlepiej. Nagły, zaskakujący wszystkich stan dorosłego syna, który ma dość swojego dotychczasowego życia, rzucił pracę i pragnie wyjechać z miasta nie jest ojcu całkowicie nieznany - sam niegdyś czuł się podobnie, dziś oczywiście to bagatelizuje. To wspólne doświadczenie ojca i syna wcale ich do siebie nie zbliża, ani nie ułatwia wyjścia z od lat odgrywanych wobec siebie ról.

Basin Siergiej Aleksandrowicz nie do końca rozumie dlaczego nagle jego życie przestało mu się podobać, pewien jest jednak swojego emocjonalnego wyjałowienia i egzystencjalnej pustki. Rezygnuje z pracy, która jawi mu się jako bezsensowna. Marzy o wyjeździe. Pobrzmiewa słabe echo z "Trzech Sióstr"Czechowa, ale Basin Aleksandrowicz nie marzy o żadnym konkretnym miejscu. Chce po prostu wyjechać z miejsca, w którym się znalazł. Nie wie dokąd, nie wie, czy to coś zmieni, liczy na to, że Tam będzie lepiej, boi się.

W jednej z kolejnych scen w tle pojawia się poziome rozłamanie w ścianie, szczelina, w której razi śnieżnobiałe światło - to rozłam w świecie Basina, przejście do innej rzeczywistości.

Artur Urbański najwyraźniej chciał z tekstu Griszkowca wydobyć esencję, a z opisywanego w nim codziennego życia bohaterów - uniwersalne metafory. Tytułowe Miasto w Ateneum nie występuje. Zostało niemal całkowicie zredukowane, najprawdopodobniej po to, żeby to, co widzimy, mogło stać się czystą, czytelną metaforą: to nie z miasta chce uciec główny bohater, tylko od siebie samego. Czy jednak metafora rzeczywiście przestałaby być czytelna, gdyby miastu w tym spektaklu nadać konkretny kształt? Pozbawiając spektakl osadzenia we współczesnej rzeczywistości i konkretnych kontekstach społecznych, politycznych czy historycznych, związanych choćby z miastem (obojętnie jakim, ale Jakimś!), w którym żyją bohaterowie, reżyser niczego jednak nie zyskuje. Świat przedstawiony jest nijaki, nieatrakcyjny, problemy bohaterów miałkie, mało interesujące, papierowe. Nie brakuje inscenizacyjnych tautologii: gdyby ktoś z precyzyjnej gry Przemysława Bluszcza nie domyślił się, że główny bohater, mimo 40 lat na karku, jest człowiekiem, który ma problem z byciem dorosłym, dojrzałym i odpowiedzialnym, na pewno nie będzie już miał wątpliwości po scenie, w której Basin zakłada przeznaczoną dla syna maskę Spidermana, albo ubrany w bokserki próbuje porozumieć się z ojcem. Krótkie majtki, wiadomo, niedojrzałość.

Nadanie miastu konkretnego charakteru, umieszczenie bohaterów w Jakimś (ich, naszym?) mieście, wykorzystanie znaczeń, które zrodziłyby się z choćby ukradkowego ukonkretnienia, wcale nie pozbawiłoby dramatu Griszkowca uniwersalności przekazu, przeciwnie - spektakl mógłby stać się czymś więcej, niż najeżoną tautologiami historią pewnego dorosłego mężczyzny, którego dopadł kryzys 40-latka. Metafora, którą ma być zapisana w dramacie ucieczka z miasta, jako ucieczka głównego bohatera od siebie samego, okazuje się zbyt ogólna i nie jest w stanie unieść godzinnego przedstawienia, które nuży i dłuży się w nieskończoność.

Z odrętwienia wyrywa naspidowany taksówkarz (Wojciech Brzeziński), którego kilkuminutowy ożywczy monolog przypomina, że rzecz istotnie dzieje się w mieście. To postać niejako z zewnątrz, z miasta właśnie, taksówkarz, który swoją pracą wpisuje się w żywą, miejską strukturę - wybija z odrętwienia nie tylko widzów, ale także głównego bohatera. Po monologu Brzezińskiego po raz pierwszy w czasie przedstawienia poczułam zainteresowanie kolejną sceną. Tymczasem to jest scena ostatnia. Główny bohater wsiadając do taksówki po krótkim targowaniu się z kierowcą, płaci od razu, bo chce wysiadając poczuć się tak, jakby taksówkarz bezinteresownie mu pomógł i podwiózł go za darmo. Tymczasem kiedy Basin dojeżdża na miejsce, taksówkarz żąda od niego piątaka, wyjaśniając, że przecież lepiej niż myśleć, że ktoś ci po prostu pomógł, jest pomyśleć, że za jedynego piątaka udało ci się tak daleko dojechać. Na co Basin w zadumie odpowiada: "Sprytne". A więc wszystko zależy od naszego punktu widzenia. Życie ma taki sens, jaki sami mu nadamy, jest udane, o ile jako takie je postrzegamy, a nieudane i nudne, jeśli chcemy je takim widzieć. To samo pewnie dotyczy spektakli teatralnych. Sprytne?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji