Artykuły

Ostatki

"Konflikt", dwa dialogi anglosaskie: "Metro" Leroi Jones i "Sąsiedzi" Jamesa Saundersa. Tłumaczyła - Anna Frąckiewicz. Reżyseria - Jerzy Kreczmar. Scenografia - Ewa Starowieyska, Teatr Współczesny. Wojciech Bogusławski "Szkoła kobiet". Reżyseria - Krystyna Meissner. Scenografia - Otto Axer. Teatr Polski.

Dwie ostatnie premiery tegorocznego sezonu warszawskiego: "Konflikt" w Teatrze Współczesnym i "Szkołę kobiet" Bogusławskiego w Teatrze Polskim. Nic tych przedstawień nie łączy, prócz tego. że trafiły do jednego omówienia. I może to jeszcze, że sąd recenzenta o nich nie jest nadto entuzjastyczny. Dwa sprawne, przyzwoicie zrealizowane przedstawienia, które będę miały przyzwoitą opinię, przyzwoitą frekwencję i przyzwoicie zainteresują publiczność. Nic specjalnie złego, ale i nic specjalnie dobrego o nich powiedzieć się nie da. Tak właśnie wygląda dzień powszedni teatru warszawskiego: podtrzymany został przeciętny standard stołeczny z ostatnich lat.

Są to ostatki sezonu, recenzent może wiec mieć prawo do tego, by nie skrywać pewnej melancholii. Przeciętność wydaje mu się bowiem grzechem sporym: taki właśnie przyzwoity teatr, takie właśnie w połowie udane, w połowie mizerne przedstawienia rodzą obojętność, która w efekcie uczy widza chodzić na wagary - do kina, nad Wisłę, na spotkanie towarzyskie w czterech ścianach prywatnego domu. Wiem, że teatr nie robi tego z rozmysłem i wiem, że wydarzenia teatralne rodzą sie rzadko. I nie można mieć o te do nikogo pretensji. Ani nie wolno lekceważyć, czy nie doceniać dobrych chęci, wkładu pracy, trudu i zapału, z jakim spektakle te były przygotowywane. A jednak... A jednak cierpkiego tonu pozbyć się nie potrafię. Pewnie dlatego, że to ostatki. I może dlatego jeszcze, że pamiętam kilka przedstawień, z których widzowie wychodzili z wcale nie obojętnymi minami.

Nic tych przedstawień, jak powiedziałem, nie łączy. Jerzy Kreczmar pokazał w Teatrze Współczesnym dwie jednoaktówki amerykańskie "Metro" Leroi Jonesa i angielskich "Sąsiadów" Jamsa Saundersa. Dwie etiudy dramatyczne rodem z przyzwoitego teatru psychologicznego, w którym bohaterowie siedząc rozmawiają o mniej lub bardziej istotnych sprawach. Oba teksty napisane są z profesjonalną znajomością rzemiosła, w obu tekstach jest sporo żywych obserwacji obyczajowych, na pewno interesujących dla widza polskiego, który problemy konfliktów między białymi i czarnymi w krajach anglosaskich zna jedynie z gazet i z dziennika telewizyjnego. Jednoaktówki "Metro" i "Sąsiedzi" próbują odebrać nam złudzenie, że wszystko jest tak bardzo proste. Próbują nas również zainteresować komplikacjami męsko-damskimi i seksem, który raz jest formą maskowania istotnych konfliktów (,.Metro"), raz jest utajoną sprężyną dziwnego z pozoru zachowania czarnego Mężczyzny i białej Kobiety ("Sąsiedzi").

Obie jednoaktówki są kolejno popisem aktorskim dwóch braci Englertów, młodszego Macieja i starszego Jana, rysujących dwie różne - i dwie aktorsko ciekawie opracowane - sylwetki Murzynów. W pierwszej jednoaktówce partnerką Macieja jest rozbestwiona seksualnie Barbara Wrzesińska (Lula), w drugiej wraz z Janem występuje dystyngowana i zdenerwowana Marta Lipińska. Z zainteresowaniem ogląda się "prawdziwe" (dlatego właśnie zwracające uwagę) dekoracje Ewy Starowieyskiej. To prawda, że zainteresowanie słabnie, im dalej od początku. ale prawdą jest również, że teatr zrobił wszystko, aby moment ten możliwie oddalić. Tekst jednak skutecznie bronił się tym wysiłkom reżysera i aktorów.

Z RÓWNIE mieszanymi uczuciami rejestruje ostatnią w tym sezonie premierę Teatru Polskiego. Szacunek budzi sprawność realizacyjna reżyserki (Krystyny Meissner), pomysłowo i w sposób zdyscyplinowany operującej efektami scenicznymi. Sympatyczne i ze smakiem (zaprojektowane wydały się dekoracje Anzelma staje się nieco wodewilowy), ale okupuje te braki zręczność w polonizowaniu tekstu. Spis aktorów na afiszu również brzmi obiecująco: Tadeusz Fijewski jako stary Anzelm, przysposabiający do małżeństwa młodziutką Anusię; Maciej Maciejewski jako Rozsadnicki; Tadeusz Białoszczyński jako Staruszkiewicz; Andrzej Antkowiak, niedawny Sułkowski, jako Porucznik kochający Anusię; Tadeusz Pluciński jako Filutowski; Jolanta Bohdal, zapamiętana sympatycznie z niefortunnej skądinąd "Wędki Feniksany" - jako służąca Felusia; młoda Elżbieta Jeżewska jako Anusia. A jednak nie złożyły się te wszystkie elementy w obiecująca całość. Sympatyczne, uczciwe i sprawne części przedstawienia nie dały - jako sumę ostateczną - przedstawienia żywego, którego szkic zapowiadał się (na ile odczytać można było intencje realizatorów) całkiem ciekawie. Do tajemnic sztuki teatru należy problem. kiedy iskra geniuszu potrafi zapewnić wspólnemu wysiłkowi rangę zdarzenia teatralnego. Bez tej iskry teatr bywa martwy.

Byłyby wiec te ostatki sezonu niezbyt budujące, gdyby nie zadziwiająco udane intermedium, oglądane w jednym z najpiękniejszych teatrów Europy, w Łazienkowskim Teatrze na Wyspie, gdzie w ciągu kilku lipcowych wieczorów pokazywane było baletowe widowisko muzyczne, ze śpiewem, partiami mówionymi, z efektami świetlnymi, z fajerwerkiem i łódką przywożącą Apollina na Parnas: "Parnasus zreformowany" anonimowego kompozytora, w opracowaniu Sułkowskiego, z librettem Joanny Kulmowej, ze scenografią Zofii Wierchowicz w reżyser Jana Kulmy, z układami tanecznymi Kilińskiego. Pisał o tym w "Expressie" (z niezrozumiałymi pretensjami) recenzent baletowy, co każe mi zachować moje uwagi dla siebie - choć westchnienia zazdrości zataić nie pozwala. Teatr żywy i teatr przyzwoity - niestety częściej oglądamy ten drugi. Choć właśnie o pierwszym marzymy. Oby nie daremnie - czego, wyjeżdżając na Półwysep Helski, sobie i państwu na następny sezon życzę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji