Artykuły

Życie nie nie jest problemem tylko starych ludzi

- Podczas pisania obserwujemy ludzi, podsłuchujemy ich. Korzystam z tego również w mojej pracy aktorskiej. Z takich właśnie obserwacji i inspiracji powstała nasza druga sztuka - mówi GABRIELA MUSKAŁA, przed "Podróżą do Buenos Aires" na Olsztyńskich Spotkaniach Teatralnych.

Gabriela Muskała, aktorka znana z serialu "Londyńczycy", z siostrą Moniką tworzy autorski duet Amanita Muskaria (z łaciny Muchomor Czerwony). W Olsztynie wystąpi w monodramie "Podróż do Buenos Aires" 22 marca podczas spotkań teatralnych.

W Olsztynie w czasie Olsztyńskich Spotkań Teatralnych zobaczymy panią w spektaklu "Podróż do Buenos Aires". Sztukę napisałyście razem z siostrą - Moniką Muskała. Pisanie z własną siostrą było trudne?

- Pokonywanie twórczych trudności z siostrą to sama przyjemność. Jesteśmy do siebie bardzo podobne, mamy podobne poczucie humoru. To pomaga we wspólnym pisaniu. Poza tym w przypadku "Podróży do Buenos Aires" temat dotyczył naszej wspólnej przeszłości.

Inspiracją do napisania sztuki była podobno wasza babcia?

- W dzieciństwie mieszkałyśmy z babcią w czasie, kiedy jej choroba Alzheimera bardzo się pogłębiała. Jako nastolatki, słuchając jej wielogodzinnych tragikomicznych monologów, czułyśmy, że to jest materiał na sztukę, powieść albo film. Bardzo inspirowała nas historia kobiety, która pod koniec życia traci pamięć, a jej misternie budowany świat, zaczyna się rozsypywać. Ale najbardziej zainspirował nas język, jakim posługiwała się babcia, mieszając absurd z patosem i przekleństwa z modlitwą. Wtedy nie wiedziałyśmy jeszcze, w jaki sposób i kiedy to wykorzystamy. Kiedy dyrektor Teatru Jaracza w Łodzi Waldemar Zawodziński zaproponował mi napisanie monodramu, wiedziałyśmy, że jest to odpowiedni moment.

Waszej Walerce na początku miała towarzyszyć córka. Dlaczego z niej zrezygnowałyście?

- Na początku za mało chyba wierzyłyśmy w to, że samotna bohaterka, która traci pamięć może być dostatecznie atrakcyjną postacią na scenie. Dlatego wprowadziłyśmy postać córki. Bardzo szybko okazało się jednak, że córka bardziej przeszkadza niż pomaga, bo monologi Walerki bronią się same. Nasza sztuka mówi o sprawach uniwersalnych. To tragikomedia egzystencjalna, która opowiada o życiu z perspektywy przemijania i śmierci. A życie jest problemem nie tylko starych ludzi.

Mówi pani, że jest to sztuka o życiu każdego z nas, a czy Walerka ma coś z pani?

- Bardzo dużo. Daję jej przecież moje ciało, mój głos i wrażliwość. Jako współautorka dramatu dałam jej też historię. Ale wielu ludzi oglądając spektakl odnajduje w Walerce cząstkę własnej historii albo życia swoich bliskich i to jest niezwykle cenne.

Sztukę po raz pierwszy można było obejrzeć w2001 roku. Czyż upływem czasu się zmienia?

- Trudno mi to ocenić z własnej perspektywy, bo ciągle ten spektakl gram. Delikatnym zmianom na pewno ulega moja interpretacja. Wynika to z tego, że sama się zmieniam, rozwijam. To z pewnością ma wpływ na spektakl.

Jest pani aktorką teatralną i filmową. Niektóre osoby ostatnio kojarzą jednak panią zgryw serialu "Londyńczycy".

- To zrozumiale. Serial miał ogromną oglądalność, mam nadzieję, że nie tylko z powodu aktualnego tematu emigracji, ale również dlatego, że jest to kawałek dobrego kina. Zazwyczaj unikam seryjnych produkcji, ale ta wydała mi się szczególnie ciekawa i niebanalna.

Dodatkowym atutem nie było to, że serial kręcono w Londynie?

- Nie, choć Londyn to piękne miasto. Zdecydowałam się na zagranie w tym serialu po przeczytaniu scenariusza. Bardzo spodobała mi moja rola i cały wątek rodziny w kryzysie. I to, że reżyserami będą Greg Zgliński i Maciej Migas, a w obsadzie znajdą się aktorzy, których cenię. Wielu Polaków mieszkających w Londynie podważało wiarygodność tego serialu. Ale ludzie zapominają, że to nie jest dokument o polskiej emigracji na wyspach tylko film. A w filmie nie jest ważna prawda dokumentalna, tylko wiarygodność opowiadanej historii.

Lubi pani prawdziwe historie. W "Daily soup", drugiej sztuce napisanej przez panią i siostrę, podobnie inspiracją było codzienne życie.

- Podczas pisania obserwujemy ludzi, podsłuchujemy ich. Korzystam z tego również w mojej pracy aktorskiej. Stojąc na przystanku czy jadąc pociągiem można usłyszeć niezwykłe historie, być świadkiem intymnych zwierzeń. Do tego każdy człowiek ma swój język, sposób mówienia. Z takich właśnie obserwacji i inspiracji powstała nasza druga sztuka. Bohaterowie "Daily soup" to kompilacje wielu prawdziwych postaci.

Może być tak, że zdradzi pani aktorstwo dla pisania?

- Na razie sobie tego nie wyobrażam. Każda z tych form artystycznej wypowiedzi jest mi bardzo bliska. Traktuję je równorzędnie i próbuję jakoś pogodzić. Na przykład teraz mam próby w Teatrze Jaracza w Łodzi do "Płatonowa" w reżyserii Grzegorza Wiśniewskiego. Jednocześnie piszę z reżyserką Agnieszką Smoczyńską scenariusz filmu fabularnego. Pracujemy też z siostrą nad naszą trzecią sztuką. To wszystko nie jest łatwe, wymaga wyrzeczeń, kompromisów i pracy z kalendarzem w ręku. Ale na razie jakoś się udaje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji