Artykuły

3 x M = Młynarski + Małecki + Musical

Już w roku 1923 pisał Julian Tuwim: Śpiew, muzyka i taniec połączone rytmem pulsującym i żywym mogą stworzyć w teatrze zjawisko cudownie porywające: Ale starą idiotkę, operetkę, należy zamordować... W dziesięć lat później dodaje Boy: Co byście powiedzieli, gdyby wam dać dobrą, dowcipną i lekką komedię, psiną literackich zalet, graną przez dobrych, komediowych aktorów, z tym, że co jakiś czas w zupełnie naturalny sposób wykwitnie w niej z akcji piosenka, odśpiewana nie przez operetkowych gąsiorów, ale przez muzykalnych aktorów obojga pici. Z poczuciem pointy, z gustem i wdziękiem? Po dalszych latach 35-ciu Antoni Marianowicz tak formułuje zasady nowoczesnego musicalu: Musical odrzuca z pogardą wszelkie preteksty. Jego libretto nie tylko pozostaje w zgodzie z dramaturgiczną logiką, ale nie cierpi żadnych, wstawek, żadnych składników przypadkowych. Wszystko musi być integralnie powiązane z całością przedstawienia i służyć akcji, względnie ją komentować. A więc jest to środowisko teatralne, które łączy, w sposób podporządkowany ogólnemu artystycznemu zamierzeniu, elementy teatru dramatycznego, muzyki, piosenki, baletu itd. - nie rezygnując z żadnych atrakcyjnych cech tych form. Chce ono być prawdziwym nowoczesnym teatrem - chce wzruszać, śmieszyć, porywać, przekazywać treści ludzkie, treści społeczno-ideowe. Przed dwoma laty August Grodzicki wiedziony proroczym instynktem zapowiada, że "nowy polski musical" ma "szanse narodzin", ponieważ są u nas kompozytorzy całkowicie przygotowani do napisania muzyki do tego rodzaju utworów, jak choćby Katarzyna Gaertner czy Maciej Małecki. Trzeba jeszcze libretta, które byłoby także polskie i współczesne, może zaczerpnięte z innego dzieła literackiego. Przykład Wojciecha Młynarskiego i jego sukces w łódzkim "Henryku VII na łowach" może budzić, i tu najlepsze nadzieje.... Minęły zaledwie dwa lata i większość z tych przepowiedni, postulatów, żądań czy marzeń naszych, no sprzed lat jak i przed 2 (może z tą krytyką nie jest tak źle, jak sądzą ludzie teatru?!!!) - spełniła się w warszawskim Teatrze Rozmaitości. Stało się to w spektaklu pt. "Cień" Wojciecha Młynarskiego z muzyką Małeckiego. Libretto, zgodnie z tradycją musicalu, co to przerabia Szekspira ("Daj buzi, Kasiu") i Shawa ("My Fair Lady"), Dickensa ("Over") i Cervantesa ("Człowiek z La Manczy") oparł Młynarski na przednim tekście literackim, korzystając z Christiana Andersena na równi z Eugeniuszem Szwarcem. W pozornie baśniowej oprawie dał wcale współczesne treści, humor i satyrę zaprawiając sentymentem i ironią... Tak jak aktualne i dowcipne choć gorzkie są niemal wszystkie piosenki i ballady tego autora. Muzyka Małeckiego spełnia większość wysokich wymagań, stawianych współczesnym widowiskom muzycznym. Melodyjna, łatwo wpada w ucho; doskonale zestrojona z tekstem piosenką, atmosferą scen, charakterem postaci, a przecież ma wszelkie żywe szanse życia pozascenicznego"...

Młynarski i Małecki stosują różnorodne chwyty: od parodii opery (scena recepcji na królewskim dworze) poprzez korzystanie ze środków klasycznej i współczesnej operetki, komedii muzyczne;, wodewilu, kabaretu... Od dziadka Andersena przejął Młynarski gorzkie widzenie świata, gdzie nawet cień potrafi zdradzić człowieka i decydować o jego losach. Od ojca - Eugeniusza Szwarca, który twierdzi, iż baśnie opowiada się nie po to, aby coś ukryć, lecz po to, by wydobyć na jaw, by powiedzieć z całą mocą, pełnym głosem, to, co człowiek myśli... - bezradność jednostki. Od siebie - Młynarskiego - przemianę obydwu bohaterów Człowieka i Cienia po odzyskaniu dzięki cudownej wodzie życia straconych głów - kiedy to Cień staje się dobrym władcą, tylko że Człowiek już nie wierzy... "Cień" w Teatrze Rozmaitości reżyserował Jerzy Dobrowolski. Należy mu się słowa uznania za doskonale tempo, dowcipne rozwiązania sytuacyjne, bezbłędne łączenie różnych stylów od pseudoopery do kabaretu... No i nagle okazało się... że mamy aktorów, którzy potrafią grać i śpiewać, a równocześnie nie się ruszać, bo trudno mówić o tańcu na niewielkiej scenie teatrzyku przy Marszałkowskiej. Już w musicalu Osieckiej Andrzej Jarecki dowiódł, że posiada zespół, który może sprostać nowym zadaniom jego teatru. W musicalu Młynarskiego zespół ten pod muzyczną batutą Wojciecha Głucha raz jeszcze potwierdził swoje możliwości. Z sukcesem. Spektakl otwierają i właściwie prowadzą pełne temperamentu trzy Donny; Joanna Kasperska, Stanisława Kowalczyk i Barbara Grabowska - Maria, Klara i Inez - świetnie śpiewają, tańczą, ostro ingerują w akcję tam, gdzie potrzebny jest komentarz; dośpiewują to, czego widzowie sami sobie dośpiewać nie potrafią... Wśród wykonawców głównych ról na pierwszym miejscu wymienię dwie panie: pełną dziewczęcego wdzięku i uroku, obdarzoną jasnym głosem, piękną debiutującą w Warszawie rolą Anuncjaty Elżbietę Starostecką oraz Adriannę Godlewską jako żywiołową śpiewaczkę Julię Giuii, brawurowo rysującą postać damy ze "środowiska"... Andrzej Mrowiec był niesamowitym, przerażającym chwilami Cieniem (znowu dobry głos!), a Marek Lewandowski ciepłym wdziękiem i prostotą nadrabiał mankamenty muzyczne bohatera pozytywnego. W epizodach zabłysnęli śpiewem, tańcem i... grą - Bohdan Łazuka w postaci Żurnalisty i Andrzej Stockinger w roli Pietra. Grę półsłówek przy szachach (świetny pomysł Młynarskiego!) znakomicie prowadził duet: Andrzej Żarnecki (Premier) i Jan Matyjaszkiewicz, choć ten ostatni przeszarżował nieco swojego Ministra Finansów. Hanna Okuniewicz ładnie odśpiewała rozkapryszoną Królewnę. Na trzecim planie wybuchy śmiechu na widowni budzili w prawie niemych rolach pantomimicznie zagrani Lokaje (Jerzy Kamieński i Marek Kępiński). Jak donosi Marianowicz z Nowego Jorku, przy realizacji musicali stosuje się metodę "rewriting" - jeżeli publiczność nie reaguje na jakąś scenę we właściwy sposób, znaczy to, że trzeba tę scenę pisać na nowo... Proponowałabym Wojciechowi Młynarskiemu i Jerzemu Dobrowolskiemu przerobienie, przereżyserowanie czy nawet napisanie na nowo... II aktu "Cienia". Tempo po ostrym akcie I i przed zaprawionym goryczą aktem II - wyraźnie słabnie, nastrój opada, publiczność "nie reaguje"... Może więc warto zaimportować od kapitalistów nie tylko Coca-Colę (której zresztą ciągle jeszcze nie ma w bufecie Teatru Rozmaitości!) - ale i ową metodę r e w r i t i n g ? . . .

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji