Artykuły

Epizod z medycyny teatralnej

Widzów teatru jeleniogórskiego witam z powrotem w teatralnej Polsce B - pisze Michał Zadara w cotygodniowym felietonie dla e-teatru.

Z wyborem nowego dyrektora jeleniogórskiego teatru skończył się kolejny epizod przebudzenia teatru w Polsce. Co jakiś czas, ambitny dyrektor mobilizuje jakiś od dawna śpiący zespół do tego, by stali się więksi, niż dotąd przypuszczali, że są. Teatr zaczyna grać w teatralnej pierwszej lidze, o spektaklach tego teatru piszą krytycy z całej polski - i koniec. Coś się załamuje, komuś zaczyna zależeć na tym, by ten teatr znów zasnął - i przez chwile przebudzony teatr wraca do stanu śpiączki. Do kolejnego przebudzenia już nie dochodzi. Historia medycyny teatralnej takich przypadków nie zna.

Okres "Jeleniogórskiego przebudzenia" się kończy. Dyrektor-elekt nigdy nie deklarował chęci kontynuacji linii Wojtka Klemma. Został wybrany po to, by tej linii nie kontynuować. Wojtek Klemm chciał realizować najlepszy teatr jaki się tylko da. Zmiana tego kursu na inny oznacza realizację, to chyba logiczne, nienajlepszego teatru. Może będzie więcej widzów, ponieważ wrócą lektury i farsy, może gwiazdy show-biznesu zaczną występować czy reżyserować. Na pewno już nie będzie ambicji zajęcia miejsca wśród czołówki polskiego teatru. Gdyby taka była wola polityków, to by zrobili, co można, by został Wojtek Klemm, któremu się udał cud wyprowadzenia prowincjonalnego teatru z prowincji. Skoro tak nie zrobili, jest oczywistością, że radni chcą powrotu ich teatru na prowincję.

Póki co, radni jeleniogórscy są pijani nowo odkrytą świadomością, że jako lokalni politycy potrafią rozwalić artystyczne zjawisko o skali ogólnokrajowej. Teraz mają przed sobą ciężki okres trzeźwienia. Zjawiska artystyczne są mianowicie niepowtarzalne, czego nie da się powiedzieć o lokalnych politykach. Na kacu, po pierwszej premierze nowej dyrekcji uświadomią sobie, że nikt ich nie będzie pamiętał, jak po kolejnych wyborach zostaną wymienieni na innych lokalnych polityków. Potem otrzeźwieją zupełnie, i zauważą, że zyski polityczne były żadne. Za to miasto straciło ambitny teatr.

Za dwa lata jedyne, co będzie można zrobić, to zorganizować na www.jelonka.pl (gazety codziennej w Jeleniej Górze nie ma) dyskusję na temat teatru bez Klemma. Można się będzie zainspirować tegoroczną dyskusją wokół post-Nowakowych losów Teatru Wybrzeże w lokalnej, trójmiejskiej "Wyborczej".

To, co stało się w Jeleniej Górze jest głupotą i bzdurą, a ucierpi na tym przede wszystkim Jelenia Góra. Już nigdy to miasto nie namówi żadnego twórczego, ambitnego i pracowitego reżysera na stanowisko dyrektora tego teatru. Po co inwestować w miejscu znanym z tego, że inwestycji nie chce?

Za to Wojtek Klemm na tej zmianie zyska. Może nareszcie skupić się na reżyserowaniu, a skoro ma propozycje z całego kraju, będzie mógł artystycznie się spełniać nie myśląc o etatach i planach repertuarowych. Gratuluję mu serdecznie tej zmiany. Za dziesięć lat, kolejny dyrektor teatru, do plakatów Lupy w foyer dowiesi plakaty z okresu Klemma.

Widzów teatru jeleniogórskiego witam z powrotem w teatralnej Polsce B, gdzie teatr żyje fantazmatami i wspomnieniami. Słupsk też kiedyś miał świetny teatr. Skończyło się krótkie przebudzenie, kiedy mogliście czuć się częścią polskiej kultury teatralnej: trudnej, skomplikowanej i ambitnej. Niedługo Teatr im. Norwida opanuje błoga senność, i okres Wojtka Klemma w Jeleniej Górze wyda się jedynie dziwnym snem. A kiedy ambitni aktorzy i zespół literacki odejdą, teatr zapadnie w zupełną śpiączkę, i już nic pamiętać nie będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji