Artykuły

Udane zachody miłości

Mamy kolejny dobry spektakl Macieja Prusa w Teatrze Polskim. Po bardzo dobrym {#re#7089}"Ryszardzie III"{/#} tym razem jest to wczesna komedia Szekspirowska "Stracone zachody miłości".

Szekspirolodzy zaliczają ten utwór do słabszych dzieł autora "Snu nocy letniej", choć na dobrą sprawę do pełnego "odkrycia" komedii w języku polskim brakowało do tej pory dobrego, w pełni poetyckiego przekładu. I oto za sprawą Stanisława Barańczaka mamy taki przekład, który pozwala dostrzec w komedii zalety utworu wyrafinowanego nie tylko pod względem literackim, ale także teatralnym.

Skorzystał z tego w pełni Maciej Prus robiąc przedstawienie prawdziwie "rasowe", znamionujące pod każdym względem wysoką klasę. Ze zderzenia "sił" organizujących wszelkie miłosne treści, a więc pewnych wystylizowanych zachowań, konwencjonalnych dialogów, słowem całej tej "teatralizacji" uczuć z jednej strony, z tym wszystkim co ową "sztuczność" w uniesieniach miłosnych rozrywa, uczynił reżyser główne pole gry. Przy czym, jeśli idzie o kompozycję, to Prus "trzyma" ten spektakl tak bardzo rygorystycznie "na uwięzi", jakby to był sonet czy klasycystyczna sonata, a więc formy uwarunkowane wieloma ścisłymi zasadami koniecznymi do spełnienia w swoim funkcjonowaniu. Wynajdowanie i wypełnianie tych "zasad" wydaje się sprawiać Prusowi sporo satysfakcji.

Dla publiczności zaś liczyć się będzie przede wszystkim to, że spektakl jest dowcipną, wysublimowaną, bardzo atrakcyjną literacko i teatralnie opowieścią o uczuciach.

Może najbardziej o tym, że jest to taki szczególny stan, w którym "odkrywczość" i "konwencja", powaga i śmieszność, namiętności i kabotyństwo mieszają się ze sobą, dając niewiele szans na refleksję. Być może "odłożenie w czasie" zakończenia, jest tą właśnie szansą na refleksję, która w spektaklu wydaje się być tą, coraz bardziej wyraziście "nieobecną" wartością, za którą tęsknią po trosze wszyscy bohaterowie.

Wszystko jest w tym przedstawieniu udane. Od bardzo dobrej, nagrodzonej brawami po podniesieniu się kurtyny - co dziś niezwykle rzadkie - scenografii, a jeszcze bardziej udanych kostiumów Zofii de Ines, po aktorstwo całego młodego zespołu "Polskiego". Poza bardzo dobrą - jak na nasze warunki - kulturą mówienia tekstu, w którym jest jeszcze sporo "do wygrania", jest to bardzo rzadki w dzisiejszych czasach pokaz aktorstwa zespołowego, czyli takiego, gdzie jedni grają dla drugich, a dopiero wspólnie stworzona energia robi owo magiczne wrażenie, o którym się później mówi, że "im o coś na scenie chodzi".

Podobała mi się "cała" obsada, powinienem więc w tym miejscu przepisać cały afisz, piętnaście nazwisk. Poprzestanę na pięciu: Małgorzata Pieńkowska, Małgorzata Sadowska, Dariusz Biskupski, Piotr Bąk, Leon Charewicz.

Jednak namawiam do obejrzenia wszystkich. Nie będzie to z całą pewnością wieczór stracony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji