Śluby kawalerskie
"Stracone zachody miłosne" Williama {#au#136}Szekspira{/#} nie należą do najczęściej wystawianych komedii szekspirowskich. Liczba realizacji od czasu prapremiery polskiej w Krakowie w roku 1886 nie przekroczyła tuzina. Być może, teatry nie dostrzegły istotnych walorów tej komedii, jej atrakcyjności dla widza. Mam jednak wrażenie, że decydowały ogromne wymagania, jakie przed teatrem, a szczególnie przed aktorami stawia tekst tej sztuki.
Profesor Przemysław Mroczkowski w książce pt. "Szekspir elżbietański i żywy" pisał m.in. "Słowa, dźwięki nakładają się na siebie pod kaskadami popisów i prześmiechów, nadciąga po względnie spokojnej dotąd powierzchni ludzkich spraw i myśli cały szkwał, który wzbudził groźny Amor". A w dodatku jakież zróżnicowanie postaci, grup i sytuacji. Każda z postaci sztuki, choć pozornie zbudowana na prostym schemacie, jest w istocie bogata i zindywidualizowana. Jak wiele więc zależy od aktorów.
Reżyser Maciej Prus miał dobrych sojuszników: tłumacza Stanisława Barańczaka i scenografa Zofię de Ines. Akcja przedstawienia wpisana została w przestronny, nasycony światłem i barwą fragment królewskiego parku. Soczystość zieleni szpalerów okalających obszerną przestrzeń sceniczną podkreślono przyciemnieniem horyzontu. Aurze spektaklu i zdynamizowaniu akcji sprzyjała barwność pomysłowych kostiumów. Przekład Stanisława Barańczaka, bardzo współczesny, stwarzał warunki dla prowadzenia błyskotliwego dialogu i zaznaczenia finezyjnego dowcipu. I choć być może szekspirolodzy mogliby niejedno zarzucić tłumaczowi, przekład ten przyczynił się do powodzenia spektaklu.
Już samo wejście Ferdynanda, króla Nawarry (Dariusz Biskupski) i jego przyjaciół zapowiadało dynamiczny rozwój wydarzeń. Ferdynand i jego dworzanie przypominali egzaltowanych młodzieniaszków, podnieconych ideą porzucenia światowych uciech dla ascetycznego poświęcenia się wiedzy. O wiele bardziej dojrzałe i rzeczowe okazały się panie - towarzyszki francuskiej królewny (Małgorzata Pieńkowska). Misternie snując swoją intrygę, stawiają zakochanym zadania nie do zrealizowania. Tym tłumaczą się w tytule owe stracone zachody miłosne.
Szkoda jednak, że aktorzy (szczególnie panowie) nie nadążali za wartkim nurtem dialogu, gmatwając chwilami wątki tekstu, który w swoich niuansach nie docierał przejrzyście do publiczności. Łatwiejsze zadanie mieli aktorzy przywołujący postacie z ludu, wyraziste, rubaszne, sceptyczne wobec dworskich "fanaberii" i uczuciowych komplikacji. Sporo dosadnego humoru wprowadził Marcin Jędrzejewski w roli parobka Bani i Tomasz Kozłowski jako Alojzy Cep.
Dobrze skontrastowaną parę stworzyli sentymentalny i ekscentryczny Hiszpan Don Adriano de Armando - Leona Charewicza i rozsądnie patrzący na szaleństwa miłosne swojego pana - Ćma, paź ekscentrycznego Hiszpana, którego pomysłowo ożywił Tomasz Preniasz-Struś.
Widzom sprawia zazwyczaj satysfakcję odszukiwanie skojarzeń postaci i sytuacji. Szekspirowskie śluby kawalerskie kojarzą się nam z fredrowskimi ślubami panieńskimi, egzaltowany Hiszpan Adriano z Don Kichotem, a Alojzy Cep i Bania z wywołanymi przez Dejmka plebejuszami z dramatów staropolskich.
Teatr Polski coraz częściej odwiedzają młodzi widzowie poszukujący kulturalnej rozrywki, nie natrętnego, ale wyrazistego zaproszenia do refleksji, pomysłowej, twórczej reżyserii. Warto odwiedzić ten teatr, by zanurzyć się w świecie sztuki sympatycznej i ożywiającej jak zieleń królewskiego parku wyczarowanego przez panią Zofię de Ines.