Artykuły

Chasydyzm, joga i flower power

W historii College de France na wykłady zaproszono tylko dwóch Polaków: Adama Mickiewicza i Jerzego Grotowskiego. Pierwszy jest niekwestionowanym wieszczem. A drugi? Chciałoby się powiedzieć, że też, bo mało kto nadaje się na wieszcza lepiej niż Grotowski - pisze Stach Szabłowski w Dzienniku - dodatku Kultura.

Trwa Rok Grotowskiego i niejedno wokół tej postaci jeszcze się zdarzy, przede wszystkim w świecie teatru. Tymczasem "Performer" jest próbą umieszczenia Grotowskiego w przestrzeni współczesnych sztuk wizualnych. Nawet jeżeli teatralni spece od Grotowskiego obalą tezy tego projektu, to i tak na "Performerze" jest co oglądać.

Na początek stajemy przed fotografią powiększoną do monstrualnych rozmiarów fresku - Ryszard Cieślak, "aktor kompletny" z teatru Grotowskiego, unosi wzrok i wpatruje się w mistrza, który wyłania się z ciemności i spogląda niczym Bóg-ojciec na swoje dzieło. Grotowski to postać stworzona do mitologizacji. Wystawa z tym mitem nie wojuje, Grotowski jest tu reformatorem, szamanem, kreatorem, może nawet prorokiem. Grotowski na zdjęciu jest ogromny, ale niemal równie wielkich rozmiarów jest amerykański artysta Bruce Nauman, którego oglądamy naprzeciwko, w filmowej dokumentacji performance'u. Na "Performerze" mnóstwo Grotowskiego, ale jest także drużyna marzeń klasyki sztuki performance - od Vito Acconciego i Naumana przez Anę Mendietę, Marinę Abramović i Carolee Schneemann po Akcjonistów Wiedeńskich. A do tego mamy jeszcze voodoo, Mayę Deren, indyjską gnozę, polską kalwarię, tarantellę, jogę, chińską operę i nawet "Matkę Courage" Bertolda Brechta. Miejscem, w którym wszystkie wątki wystawy spotykają się, jest figura tytułowego "Performera".

Kim jest Performer? To "człowiek czynu, a nie ten, który gra kogoś innego; tancerz, kapłan, wojownik; poza podziałami na gatunki sztuki; to stan istnienia; człowiek poznania". Ten cytat z późnego tekstu mistrza podpowiada myśl przewodnią wystawy: skonfrontowanie Grotowskiego z tradycją sztuki performance i body art.

Cielesne konwulsje

Oglądana z dystansu klasyka performance'u jawi się jako piekielne panoptikum. Marina Abramović krzyczy jak opętana, Vito Acconci bije się z własnym cieniem, Bruce Nauman przemierza swoją pracownię "krokiem becketowskim". Performerzy, najczęściej nago, wiją się w drgawkach, zadają sobie ból, spływają krwią i potem, fundują swoim ciałom ekstremalne doświadczenia. Teatr Grotowskiego także bywał konwulsyjny, a ciało było poddawane w nim skrajnym przeciążeniom. Performance, który jako osobny artystyczny fenomen rodził się w latach 60. XX wieku, można na pierwszy rzut oka pomylić z formą parateatralną. Pozory jednak mylą; to nie jest "teatr jednego aktora". Performer nikogo nie gra, występuje we własnym imieniu, używając jako tworzywa sztuki własnej osoby, działa w czasie rzeczywistym i w realnej przestrzeni - zupełnie tak, jak chciał Grotowski.

Drogi Grotowskiego i artystów performance'u przecinają się na granicy sztuki - i poza nimi. Grotowski rozciągał ramy teatru, aż w końcu znalazł się poza nim, we włoskiej Pontederze, w której realizował działania z pogranicza rytuału, psychofizycznego eksperymentu i duchowych poszukiwań. Performerzy znosili umowność sztuki; w jednym i drugim przypadku chodziło o zrobienie czegoś "naprawdę". I w obu wypadkach transgresywne działanie jest wywijaniem obosiecznym mieczem. Ten miecz tnie ograniczenia krępujące twórcę, jest orężem, którym zdobywa się dla sztuki nowe możliwości. Ale jest również bronią, którą zadaje się sztuce cios potencjalnie śmiertelny; po zniesieniu granic sztuki może okazać się, że jest ona wszędzie - ale jeszcze bardziej prawdopodobne jest, że nie będzie jej już nigdzie.

Poszukiwania Grotowskiego i narodziny sztuki performance'u zbiegają się w czasie; w tle majaczy duch mitycznego roku 1968 i długie cienie kontrkultury. Pokazane w Zachęcie perły performance'u pochodzą głównie z przełomu lat 60. i 70. W tym samym czasie, Grotowski docierał właśnie w swoim Laboratorium do granic teatru, a Ryszard Cieślak stawał się idealnym ucieleśnieniem Performera. Trudno byłoby się upierać, że Teatr Laboratorium oddziaływał bezpośrednio na Bruce'a Naumana, i czy Carolee Schneemann inspirowała Grotowskiego. W "Performerze" nie chodzi więc o wpływologię, lecz równoległości, pokrewieństwa, analogie. Te są niewątpliwe, wręcz oczywiste; oglądamy Marinę Abramović w performansie "Uwalnianie ciała". Artystka występuje nago, ale za to z zasłoniętą twarzą - nie ma tożsamości, jest samym ciałem. Tańczy do rytmu afrykańskich bębnów - trwa to całe godziny, aż do ostatecznego wyczerpania. Tuż obok wyświetlany jest zapis jednego z warsztatów prowadzonych przez aktorów z teatru Grotowskiego, znów dudnią plemienne bębny, a młodzi ludzie "uwalniają swoje ciała", tańcząc do utraty sił. W innym miejscu Abramović "uwalnia głos": leży na podłodze i krzyczy bez końca, tak że zaczynają wydobywać się z niej nadludzkie wręcz tony. I znów to samo odnajdujemy w treningach artystów Teatru Laboratorium, którzy uczą krzyku, wyzwalania dźwiękiem tkwiącej w ciele energii. Wszelkie podobieństwo osób i zdarzeń jest w tej historii nieprzypadkowe i zamierzone.

Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o Grotowskim...

Czy nie są to jednak podobieństwa zbyt wyraźne, aby nie były mylące? Podobno są ludzie, którym wszystko kojarzy się z seksem. Istnieją też ludzie, którym wszystko kojarzy się z Grotowskim: krzycząca Abramović, Nauman chodzący po pracowni i grający jedną nutę na skrzypcach, Ana Mendieta znacząca ściany krwawym śladem. "Performer" staje się pojemnym workiem, w którym mieści się mnóstwo rzeczy - byle miały związek z ciałem i akcją. Ta pojemność ma wartość samą w sobie, bo niejako przy okazji autora "Apocalypsis cum figuris" dostajemy lekcję sztuki ciała od pierwszorzędnych nauczycieli. Byłoby jednak ironią losu, gdyby okazało się, że Grotowski zakończył swoją długą podróż poza granice sztuki jako artysta performance'u zajmujący miejsce w historii gatunku gdzieś pomiędzy Hermannem, Nitschem i jego akcjonistami a Zbigniewem Warpechowskim, który w Zachęcie przedstawia dokumentację akcji "Champion of Golgota" - sportową i popową, zbanalizowaną wersję Pasji. Tak się jednak nie stanie - już choćby dlatego, że Grotowski sam nigdy nie był przecież tytułowym Performerem.

Performerzy to najbardziej samotni z artystów. W ich sztuce nie ma chowania się za dziełem ani konwencją; performer gra ciałem, jest sam na sam ze sobą, często nawet bez świadków i publiczności jak w akcjach Naumana wykonywanych w pustej pracowni, przed ustawioną na statywie kamerą. W pokazywanych w Zachęcie dokumentacjach powtarza się motyw samotnej postaci, która usiłuje wyrazić się i określić przez działanie. W tym sensie performance jest ostatecznością, a zarazem kresem zachodniej mitologii artysty jako wybrańca - tu nie ma już sztuki, zostaje tylko twórca, który sam jest swoim własnym dziełem.

Mistrz celowej ciemności

Gdzie wśród tych performerów jest Grotowski? Zostaje w cieniu, za kulisami, jako reżyser, nauczyciel, guru. Na "Performerze" zobaczymy Ryszarda Cieślaka przekraczającego psychofizyczne ograniczenia ciała, praktykującego stworzoną w teatrze Grotowskiego heretycką "dynamiczną jogę". Zobaczymy też niesamowity zapis "Akcji na dole" - "świeckiego misterium", by użyć oksymoronu Jana Błońskiego, rytuału prowadzonego w Pontederze przez ucznia mistrza Thomasa Richardsa. Nie zobaczymy jednak performującego Jerzego Grotowskiego. Tu pojawia się pęknięcie między światem sztuki performance'u, w którym każdy działa na własny rachunek, a uniwersum Grotowskiego, w którym Performer - "tancerz, kapłan, wojownik" - nie ma określonej tożsamości. Może nim być każdy - ale nie jest nim Jerzy Grotowski. Drugie pęknięcie rysuje się między fragmentarycznością sztuki performance'u a totalnymi zamiarami Grotowskiego. Najwyraźniej widać to w kontraście ze skrajnym minimalizmem Bruce'a Naumana, który powtarza bez końca pojedyncze, wyrwane z kontekstu gesty. "Rytuały" performerów mają najczęściej charakter badań u podstaw, są próbą rozpoznania własnej kondycji, umieszczenia własnego ciała w fizycznej, społecznej i politycznej przestrzeni. W świecie Grotowskiego performowanie i ciało są tylko narzędziami. Do czego? Aby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba by przeniknąć ezoteryczną, celowo "ciemną" i pełną sprzeczności materię tekstów i wypowiedzi mistrza. Paweł Goźliński napisał, że w tym teatrze chodzi "o aktora, który grając siebie, chce zagrać boga". U Grotowskiego słowo "bóg" nigdy nie pada, ale wisi w powietrzu - podobnie jak w powietrzu wystawy zawisa niewypowiedziany termin "new age". Brzmi on szczególnie wyraźnie w sali, w której wyświetlane są materiały używane przez Grotowskiego do ilustrowania wykładów w College de France, w stworzonej specjalnie dla niego katedrze antropologii teatru. Znajdziemy tu obrzędy voodoo, haitańskie rytuały opętania, joginów, inkantacje hinduskich gnostyków, sycylijskie kobiety wpadające w trans tarantelli, ekstremalną dyscyplinę chińskiej opery. To zbiór technik i tropów, którymi Grotowski podążał w prawdziwie ponowoczesny sposób, w poprzek geograficznych i historycznych porządków: święty Jan od Krzyża może się tu spotkać ze Stanisławskim, a chasydyzm z flower power. Trochę podobnie jest z wystawą w Zachęcie, która jest magazynem niezwykle ciekawych rzeczy. W zamyśle kuratorów sztuka performance'u ma tu pod specyficznym kątem oświetlać Grotowskiego. W rzeczywistości jednak to raczej Grotowski wciąga artystów performance w mroki swoich poszukiwań wiodących daleko poza sztukę. W "Performerze" ścieżki dalekich krewnych przecinają się, ale tylko na chwilę - kiedy wystawa się skończy, rozejdą się w zupełnie różnych kierunkach.

"Performer"

Zachęta, Warszawa,

do 24 marca

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji