Artykuły

Wiara kontra szkiełko

"Wolny strzelec" w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Teatrze Wielkim w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w swoim blogu.

Czym "Wolny strzelec", poza interesującą muzyką C.M. Webera, może zaciekawić współczesnego odbiorcę? Odpowiedzi na to pytanie szukał Waldemar Zawodziński, reżyserując dzieło w Teatrze Wielkim w Łodzi. Radość z tej inscenizacji spora, bo Zawodziński nie tylko szukał, ale znalazł.

Trawieni i straszeni kryzysem zapominamy niekiedy o busoli moralnej, próbując sięgać po cel bez zachowania przyzwoitości, może godności, uciszając sumienie, wystawiając się na działanie zła, które zawsze podstępnie nas oszuka. I wpadamy w pułapki, patrząc nie dostrzegamy, dotykając nie czujemy. Zawodziński swoim "Wolnym strzelcem" ma ochotę przypomnieć nam współczesnym, że "czucie i wiara silniej mówi, niż mędrca szkiełko i oko".

Libretto opery jest właściwie balladą i wyczerpuje definicję romantycznej opowieści ze wszystkimi niezbędnymi elementami. I je właśnie na pierwszy plan wydobywają twórcy przedstawienia, ukazując w bardzo czytelny sposób fascynacje i świat wewnętrzny bohaterów. W realizacji scenograficznej fascynuje wybujałe obrazowanie mocy piekielnych, skontrastowane silnie z surowością świata realnego. Wszystko co dzieje się tutaj jest podszyte tajemnicą, jedynie prosty lud przydaje epickiego kontekstu (świetna i dowcipna choreografia lendlera).

Dramat rozpięty jest pomiędzy uczciwym, lecz błądzącym rycerskim strzelcem Maksem, a zakochaną dziewicą Agatą. On z miłości do niej pragnie stanowiska, jakie da mu zwycięstwo w zawodach strzeleckich (w konsekwencji oznacza to rękę wybranki). Siły nieczyste, jak najbardziej spersonifikowane - opętany przez diabła Kacper i diabeł Samiel - mają mu w tym pomóc. Ale za wszystko trzeba płacić: z siedmiu magicznych kul, jakie Maks otrzyma jako podarunek piekła, sześć trafi do celu, ale jedną kierował będzie sam diabeł. A celem jego będzie Agata. Tylko siła uczciwości i wiary Pustelnika oraz czystość Agaty sprawią, że do tragedii nie dojdzie. Natomiast romantyczne natchnienie i uniesienie poety nie ukarze Maksa, lecz pozwoli mu naprawić błąd i obieca serce wybranki.

Dziś nie ma takich zakończeń, więc może potrzeba zatrzymać się, pozwolić sobie na chwile refleksji - prowokuje Zawodziński. Może częściej powinniśmy zaglądać w głąb sumień, dostrzegać duszę człowieka, a nie tylko kwalifikować jego wartość po ocenie przydatności

Głęboka interpretacja narzuciła Zawodzińskiemu tradycyjne rozwiązania inscenizacyjne (w scenach zbiorowych wspomagane techniką niebanalnie), szkoda jednak, że w ascetycznych sytuacjach kameralnych śpiewakom nie udało się pokazać emocji jednowymiarowych przecież postaci. Aktorstwo ograniczyło się do wyrzucanych w geście rozpaczy ramion i kilku podskoków, które zaprezentowała Iwona Socha (na stałe zdaje się pracująca w Operetce Mazowieckiej) w partii Anusi. Gdyby wdzięk i uroda artystki szły w parze z wolumenem głosu - byłoby doskonale. Ale, choć głosem niewielkim, całość zaśpiewała ujmująco.

Na scenie brylowała jednak Katarzyna Hołysz, znana doskonale z poznańskiej sceny, gdzie od kilku lat śpiewa czołowe partie mezzosopranowe. W Łodzi zaprezentowała sopranową Agatę perfekcyjnie i zjawiskowo pięknie. Jaka szkoda, że rola Pustelnika jest w "Wolnym strzelcu" maleńka, bo jeden z naszych czołowych basów (na etacie w Operze Narodowej) - Rafał Siwek - śpiewa rewelacyjnie i można byłoby słuchać go godzinami.

Z łódzkich artystów godnie zaprezentowali się: Andrzej Kostrzewski, Robert Ulatowski, Krzysztof Witkowski, Andrzej Staniewski, Edyta Wasłowska. Ireneusz Jakubowski główną postać męską - Maksa - śpiewał na maksa. Morderczy bój, jaki wykonawca stoczył z rolą, uwieńczył wszelako sukcesem: partię ukatrupił.

Cieszyła dobra gra orkiestry prowadzonej niezawodną batutą Tadeusza Kozłowskiego, którego interpretacja muzyczna zachwycająco przenikała się z wrażliwością i estetyką reżysera oraz jego świetnych współpracowników: Janiny Niesobskiej (choreografia) i Marii Balcerek (kostiumy i dekoracje - te razem z Zawodzińskim). Również chór Teatru Wielkiego kreację w "Wolnym strzelcu" może z całą pewnością zapisać po stronie sukcesów. Nie mam pewności natomiast, czy zaproszenie do udziału w premierze tylu gości wróży, że zwiążą się z naszym teatrem na stałe, czy to zwrot w kierunku impresaryjnego charakteru łódzkiej sceny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji