Artykuły

Piękne przedstawienie

Jaka to piękna sztuka - "DWA TEATRY"! Właśnie piękna - to określenie nasuwa się przede wszystkim. Można się spierać, czy głęboka, odkrywcza, nowatorska. Ale na pewno piękna. I chyba nie ma w literaturze drugiej sztuki tak w pełni i w tak szlachetnym tonie poświęconej teatrowi. Jego magii działania, czarowi, jakim dotyka swych maniaków po obu stronach rampy, jego znaczeniu i wpływowi. Teatrowi wielkiemu, który dzieje się dalej po zapadnięciu kurtyny - w myślach i wzruszeniach widzów.

To uderza w sztuce Jerzego Szaniawskiego nade wszystko. Bo spory, jakie wybuchły po prapremierze "Dwóch teatrów" w roku 1946, muszą wydać się dziś śmieszne, zwłaszcza pokoleniu, które nie było ich świadkiem i które może znać je tylko z historii. Śmiech pusty ogarnia, kiedy sobie przypominamy, jak to zajadli krytycy, zapatrzeni w formuły ciasnego "realizmu", wołali o pomstę do nieba socjalistycznego, że Szaniawski broni teatru poetyckiego przeciw "realistycznemu". Nie przeszkadzało to jednak, że sztuka Szaniawskiego obeszła wtedy teatry całej Polski, jako jeden z największych sukcesów wśród publiczności. Potem gromy - jedne i drugie - spłynęły całkowicie po skutecznych piorunochronach rozsądku. Spory wokół "Dwóch teatrów" wydają się już niezrozumiałe. Ale dobrze może przypomnieć, jaką drogę przebyliśmy od tamtych czasów sprzed lat dwudziestu.

Dziś jest to oczywiste: teatr, którego broni Szaniawski, to po prostu teatr dobry, prawdziwy. Realistyczny, a jakże!, ale wychodzący poza wąskie ramy "fotografowania życia" i uproszczonych rozstrzygnięć. Takie zawsze były sztuki Szaniawskiego. Takie są nawet obie, z najwyższym mistrzostwem napisane jednoaktówki, mające służyć jako przykład owego małego realizmu teatru "Małe Zwierciadło" w "Dwóch teatrach". W istocie i bez point pokazanych w "Teatrze Snów", jednoaktówki te pozostawiają u widza niepokój o dalszy ciąg: w "Matce" Leśniczy dalej będzie tęsknił do szerokiego świata, choć nie doszło do spotkania z piękną Panią; w "Powodzi" syn nie zazna spokoju sumienia, że nie uratował ojca, choć w danej sytuacji nie było innego wyjścia.

Zresztą całe "Dwa teatry" utkane są z materii realistycznej i historycznej. Tkanina to niezmiernie delikatna i misterna. W akcie pierwszym pobrzmiewają echa przedwojennych sporów teatralnych i literackich. "Małe Zwierciadło" przypomina "Redutę" Osterwy, przeczucie wojny odzywa się w poezji katastrofistów. Szaniawski dotyka tych spraw z subtelną ironią. A potem w akcie trzecim jest już po katastrofie, po zagładzie ukochanego miasta. I znowu doświadczenia wojenne załamują się w zwierciadle teatru kilkoma migawkowymi odbiciami, stwarzając nastrój o niezmiernie sugestywnej prawdzie i poezji.

Myślę, że Erwin Axer mógł potraktować "Dwa teatry" jako sztukę o swoim teatrze. Jego teatr był zawsze realistyczny, ale z wycieniowaniem wszelkich podtekstów i otwarciem szerszych perspektyw. I w ewolucji swej stopniowo coraz wyraźniej przechodził w stronę metafory poetyckiej, czy filozoficznej, nie tracąc przy tym twardego gruntu realizmu. Tak też Axer wystawił sztukę Szaniawskiego, z kunsztem i pieczołowitością, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w Teatrze Współczesnym, z wyborową obsadą aktorską i z dociekliwą analizą tekstu, z której wynikło inne zakończenie sztuki. Dyrektor "Małego Zwierciadła" nie umiera, jak to dotychczas we wszystkich przedstawieniach bywało - jedynie śni mu się, że umiera. Takie zakończenie całkowicie tłumaczy się tekstem trzeciego aktu i nadaje tej "komedii" niewątpliwie inny efekt nastrojowy.

Dyrektora gra JAN KRECZMAR - znakomity w każdym ruchu i każdym odezwaniu się, bardzo prawdziwy i pełen kultury w pierwszym akcie, wzruszający wewnętrznym przeżyciem - w trzecim. Jego partner z "Teatru Snów" ANDRZEJ ŁAPICKI wyraziście przeciwstawi mu swoją osobowość artystyczną. Całe środowisko z kręgu kulis pokazane zostało celnie i przekonywająco: fascynująca MARTA LIPIŃSKA jako Lizelolta, bardzo naturalna BARBARA DRAPIŃSKA jako gospodyni Laura, HENRYK BOROWSKI - małe arcydzieło aktorskie w roli Woźnego, WOJCIECH ALABORSKI - pełen wdzięku poetyckiego Chłopiec z deszczu, EDMUND FIDLER - lakoniczny Autor, WOJCIECH SKIBIŃSKI - Montek.

A obie jednoaktówki - wypadły doskonale, potwierdzając opinię, że teatr "Małe Zwierciadło" - przy wszystkich swoich ograniczeniach - był teatrem o wysokich wartościach artystycznych. W "Matce" STANISŁAWA PERZANOWSKA świetnymi środkami aktorskimi przedstawiła kobietę, pod pozorami szorstkości i surowości, ukrywającą czułą troskę o córkę. HALINA MIKOŁAJSKA wniosła na scenę urzekający powiew wielkiego świata. ANTONINA GIRYCZ i JÓZEF KONIECZNY z powodzeniem grali parę Leśniczego i jego żony. W "Powodzi" TADEUSZ FIJEWSKI głęboko przejmującymi akcentami wyposażył starego ojca. BARBARA SOŁTYSIK w roli Anny pokazała, jak ładnie rozwija się i pogłębia jej talent aktorski. IGNACY GOGOLEWSKI kilkoma syntetycznymi rysami stworzył pełną, charakterystyczną postać młodego chłopa. EUGENIUSZ POREDA zabłysnął w epizodzie Przewoźnika. Solo skrzypcowe między jednoaktówkami wykonuje wirtuozersko nie byle kto, bo sam HENRYK PALULIS. Scenografia EWY STAROWIEYSKIEJ znakomicie rozróżniała między komponowanym realizmem scen za kulisami, a werystycznym naturalizmem jednoaktówek.

W sumie: piękna sztuka, piękne przedstawienie. Jedno z tych, które budzą wiarę w teatr. Nawet w dwa teatry.

Jerzy Szaniawski - Dwa teatry - Komedia w trzech aktach - Reżyseria: Erwin Axer - Scenografia: Ewa Starowieyska - Opracowanie dźwiękowe: Zbigniew Turski (Teatr Współczesny - Premiera 14.VII.1968).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji