Artykuły

Czechow neoliberalny i sztuka fikcji

"Diamenty to węgiel który wziął się do roboty" w reż. Moniki Strzępki z Teatru im. Szaniawskiego w Wałbrzychu i "Drugie zabicie psa" w reż. Wiktora Rubina z Teatru Polskiego w Bydgoszczy na XI Festiwalu Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Dziś kilka recenzenckich zdań o dwóch przedstawieniach kończących katowicki festiwal teatralny Interpretacje. Pierwsze z nich nosiło dość długi tytuł "Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty", a drugie - to "Drugie zabicie psa" [na zdjęciu] z wczorajszego wieczoru.

Teatralne żarty to kuszący materiał dla aktorów, którzy na ogół mają zdrowy dystans do swojej roboty. Na grze z teatralną i dramaturgiczną tradycją oparł swoją sztukę Paweł Demirski. Jego "Diamenty to węgiel, który wziął się do roboty" w reżyserii Moniki Strzępki były kolejnym spektaklem w konkursie tegorocznych katowickich Interpretacji. Duet Demirski-Strzępka zaistniał na polskiej scenie niedawno. Z ich wspólnych realizacji najwięcej zamieszania narobił "Polak, Polak i diabeł", w której brawurowo rozprawiali się z polskimi mitami historycznymi.

"Diamenty" nie są utworem tak spójnym jak tamten. Ani ekspresja aktorów, ani pomysłowość reżyserki nie wypełniają przydługich "etiud na temat". Ale spektakl zasługuje na uwagę, a żonglowanie motywami ze sztuki "Wujaszek Wania" Czechowa w wielu momentach "Diamentów" zaskakuje. Przede wszystkim to nie jest prosty ciąg dalszy słynnego pierwowzoru. Na scenie pojawiają się postacie dramatu, które jednocześnie są... aktorami, grającymi w teatralnej wersji "Wujaszka Wani". Implikuje to nieoczekiwane zbitki sytuacyjne i dialogowe, bo nigdy nie wiadomo, w którym momencie aktor wyjdzie z roli, kiedy do niej wróci i kogo właściwie gra w tej chwili.

Przemieszanie rzeczywistości i fikcji trwa na różnych poziomach; część widzów siedzi w środku akcji, przy stole gospodarzy, przygotowuje jarzyny na sałatkę, pije wódeczkę (podróbka, niestety) i może dialogować z postaciami. Wybór Czechowa do tej dziwnej parafrazy nie jest przypadkowy. Rosyjski mistrz portretu psychologicznego kreślił postacie ludzi bezwolnych, zniechęconych, pokonanych przez apatię. Demirski, przenosząc bohaterów " Wujaszka Wani" do Polski po transformacji ustrojowej i ekonomicznej pokazuje, że gdyby Czechow pisał dziś, bez wątpienia znalazłby kolejnych bohaterów właśnie u nas i właśnie teraz. Słomiany zapał nigdy nie doprowadzi ich do zakończenia rozmowy kwalifikacyjnej, tak jak włożenie czapki górniczej nie oznacza, że kiedykolwiek pracowali w kopalni. "Diamenty" zrealizowane w wałbrzyskim Teatrze Dramatycznym, stylizowane są na artystyczną prowokację, ale szargania świętości nie ma. Spod serii skeczy wyłania się natomiast portret zbiorowy tych, którym łatwiej jest narzekać na polski neoliberalizm niż wziąć się do roboty.

Spektakl "Drugie zabicie psa" to dla reżysera Wiktora Rubina bardziej punkt wyjścia do poszukiwania własnego języka scenicznego niż próba wiernej adaptacji prozy Marka Hłaski. Rzecz o dwóch niespełnionych aktorach, poszukujących bogatych starszych pań, którym można wcisnąć każdą blagę o miłości, nabiera w przedstawieniu Teatru Polskiego z Bydgoszczy dodatkowych tonów. To, co u Hłaski jest zapisem pewnej konkretnej relacji damsko-męskiej, w spektaklu Rubina może być początkiem dyskusji o granicach sztuki i moralności artysty.

Reżyser przeniósł akcję z Izraela do Stanów Zjednoczonych, co zasadniczo zmienia wymowę tej historii. A dokładniej wyostrza motywy postępowania głównych bohaterów, bo przecież są w kraju zwanym Hollywood. Ich drogi rozejdą się szybko. Na początku zgodnie ćwiczą aktorskie chwyty, na które Mary powinna dać się nabrać i odwdzięczyć "wsparciem finasowym". Szybko jednak prawdziwe wątpliwości jednego staną się pożywką dla sztuki drugiego. Nakręcenie filmu o dziwacznym romansie przyjaciela przyniesie profit w postaci statuetki Oscara.

Spektakl w reżyserii Wiktora Rubina, który zakończył tegoroczny Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej Interpretacje w Katowicach, ma chłodną, ascetyczną wręcz formę. Jakby postacie nie potrafiły odblokować się w żaden sposób przed światem.

Pokazanie tego stanu psychicznego jest dla teatru, żywiącego się przecież emocjami, bardzo trudne. Bydgoskie przedstawienie też momentami zdaje się nieczytelne dla widza i dopiero finał ustawia wydarzenia w innym niż sądziliśmy porządku, choć do końca nie wiemy, gdzie przebiegała granica udawania. Hollywood to marzenie, zdaje się mówić reżyser, ale też parada próżności, na czele której mogą pójść tylko bezwzględni, pewni siebie i samotni. Kiczowate z założenia symbole i cytaty, użyte w spektaklu (serial telewizyjny, pachnąca banałem randka motocyklowa) trzymają się jednak w prawdziwym życiu bardzo mocno. Fikcja miewa czasem, paradoksalnie, leczniczą moc, ale przebudzenie z takiego snu strasznie boli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji