Artykuły

Klata bierze (prawie) wszystko

Triumfatorem XI Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Reżyserskiej w Katowicach został Jan Klata. I choć był to triumf absolutnie do przewidzenia, szczerze ucieszył wszystkich, którzy spektakl młodego reżysera (Klata debiutował sześć lat temu) przyjęli z entuzjazmem. Nie brakowało nawet opinii, że inscenizacja dramatu Stanisławy Przybyszewskiej "Sprawa Dantona" [na zdjęciu], którą Jan Klata wygrał katowicki konkurs, mogła być pokazana jako spektakl mistrzowski.

Jan Klata nie odebrał nagrody osobiście; zatrzymały go ważne sprawy rodzinne. Szkoda; tylu pochwał i gratulacji nie wysłuchał chyba żaden z dotychczasowych zdobywców Lauru Konrada. Na to, dopraw-dy, niezwykłe przedstawienie, głosowało aż czterech z pięciu jurorów: Ewa Wójciak, Stanisław Radwan, Piotr Tomaszuk i Andrzej Witkowski. Juror Maciej Wojtyszko przyznał, że też głosowałby na Jana Klatę, ale skoro głosy pozostałych sędziów już zapewniły Laur Konrada reżyserowi "Sprawy Dan-tona", to on - Maciej Wojtyszko - oddaje woreczek z czekiem na 10 tysięcy złotych (taką kwotą dysponował każdy juror) drugiemu z najlepszych, czyli Gabrielowi Gietzky'emu. Publiczność nagrodziła tę decyzję oklaskami, bo choć swoją nagrodę przyznała Janowi Klacie, to Gietzky, który przedstawił w Katowicach interesującą interpretację "Kupca weneckiego" W. Szekspira, zyskał wiele pochlebnych opinii. Do pełnego obrazu dodać trze-ba, że swoją nagrodę (poniekąd prywatną, bo pamiątkową grafikę kupiliśmy z własnych pieniędzy) Janowi Klacie przyznali dziennikarze.

Bezapelacyjne i zasłużone zwycięstwo J. Klaty nie oznacza, że pozostałe konkursowe spektakle znalazły się w Katowicach przypadkowo lub jako tło dla "Sprawy Dantona". Wręcz odwrotnie - tegoroczne "Interpretacje" były naprawdę różnorodne; w treści, doborze sztuk i środków artystycznego wyrazu. Oczywiście, zdarzały się przedstawienia lepsze i nie-co gorsze, ale na pewno nie było repertuarowej pomyłki.

Sześć pokazanych w konkursie spektakli w żadnym razie nie może reprezentować całego obrazu młodego polskiego teatru, ale tendencje twórcze - jak najbardziej. Redaktor Łukasz Drewniak, prowadzący pospektaklowe dyskusje z twórcami przedstawień, wymyślił dla uczestników konkursu określenie "juniorzy starsi". I trafił w punkt; każde z prezentowanych przedstawień było bowiem jeszcze młodzieńczo buntownicze lub przekorne, ale już na tyle dojrzałe, by widz zyskiwał pretekst do zastanowienia się nad reżyserską tezą. Czy się z nią zgadzał czy nie, to inna kwestia, ale żadna z prezentowanych w Katowicach prac scenicznych nie była nijaka.

Tak więc XI Ogólnopolski Festiwal Sztuki Reżyserskiej "Interpretacje" już się zakończył. Nim fakt ten oficjalnie potwierdzili Piotr Uszok, prezydent Katowic i Jacek Sieradzki, dyrektor artystyczny festiwalu, publiczność obejrzała finałowy spektakl mistrzowski. Inscenizacja sztuki "Król umiera, czyli ceremonie" E. Ioneski, w reżyserii Piotra Cieplaka, to piękna, miejscami bardzo gorzka opowieść o przemijaniu, śmierci i artystach balansujących między tragedią prawdziwą i tragedią odgrywaną każdego wieczoru na scenie. Role wiodące w przedstawieniu zagrali wielcy aktorzy Starego Teatru w Krakowie - Anna Polony, Jerzy Trela i Anna Dymna. Wplecione w tekst Ioneski fragmenty ich wielkich ról z inscenizacji Konrada Swinarskiego, zabrzmiały przejmująco w zestawieniu z milczącymi, niezwykle ekspresyjnymi postaciami drugiego planu, granymi przez najmłodsze pokolenie krakowskich aktorów. Ta konfrontacja, przez niektórych uważana jest za pożegnanie z legendą Starego Teatru. Mnie wydała się jednak opowieścią o tym, że w teatrze młodość i dojrzałość w równym stopniu budują wykreowane na scenie światy.

Jury festiwalu "Interpretacje" nie ustala wspólnego werdyktu. Każdy z konkursowych sędziów uzasadnia swój wybór indywidualnie i publicznie. Oto co nam powiedzieli.

EWA WÓJCIAK

- Mam wrażenie, że Jan Klata odbył spacer po ostrzu brzytwy i wyszedł z tej próby bez szwanku. Balansując między ironią i powagą, przywrócił polskiemu teatrowi ważny dramat i pokazał, że o polityce można dyskutować także poprzez formę sceniczną. Nagradzam go też za niebywałą umiejętność pracy z aktorami Teatru Polskiego we Wrocławiu.

STANISŁAW RADWAN

- Realizując "Sprawę Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej, Jan Klata pokazał, czym w istocie są terror i dyktatura. To wielkie przedstawienie; tak zdyscyplinowane, że wyreżyserować je mógł tylko... teatralny dyktator oświecony. I to jest jedyna dyktatura, na jaką się zgadzam. A poza tym dziękuję mu za przełożenie "Etiudy rewolucyjnej" Chopina na znaki teatralne - nareszcie zrozumiałem, co na klawiaturze robi prawa ręka!

PIOTR TOMASZUK

- Miałem marzenie, żeby dysponować dwoma woreczkami. Wtedy ten, którego nie mam, wręczyłbym Gabrielowi Gietzky'emu za "Kupca weneckiego" - wstrząsającą opowieść o skarleniu moralności. Ale mam tylko jeden trzos i wręczam go Janowi Klacie za inscenizację "Sprawy Dantona". Za to, że się nie mizdrzył do publiczności i jej nie schlebiał. Za to, że opowiedział dramat własnym językiem, w niezwykłej przestrzeni scenicznej.

ANDRZEJ WITKOWSKI

- Od początku miałem problem z wyborem, więc przyjąłem tylko jedno kryterium: co mi się na festiwalowej scenie podoba. A najbardziej ujął mnie reżyserski pomysł Jana Klaty, którego nagradzam na fascynującą, choć na granicy nonszalancji, interpretację tekstu i wspaniałą teatralną żywiołowość jego przedstawienia.

MACIEJ WOJTYSZKO

- Jestem zachwycony spektaklem Jana Klaty, ale on ma już Laur Konrada w kieszeni. Dlatego chciałbym, żeby mój woreczek był, w jak najlepszym tego słowa rozumieniu, kopniakiem na szczęście dla innego młodego twórcy. To Gabriel Gietzky, który pokazał, jak można czytać Szekspira współcześnie, zachowując szacunek dla pierwowzoru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji