Artykuły

Oszukany i niekochany

WŁAŚCIWIE jest to dziwne, że bardzo długa nieobecność Czechowa w repertuarze teatrów naszego regionu rekompensują sztuki tego autora przywożone na Fe­stiwal Dramaturgii Rosyjskiej i Ra­dzieckiej. W ciągu 25-lecia Teatr im. Wyspiańskiego raz jedyny wystawił "Wiśniowy sad". Teatr Nowy w Za brzu w początkach swego istnienia odważył się wystawić "Wujaszka Wanię", sosnowiecki Teatr Zagłębia - "Trzy siostry". To wszystko. Festiwale katowickie przyniosły natomiast odkrywcze przedstawienia "Płatonowa", "Iwanowa" i "Trzech sióstr". Ostatnio na festiwalowej scenie oglą­daliśmy przedstawienie warszawskiego teatru "Ateneum" - "Wujaszka Wanię" w reżyserii Kazimierza Dejmka. Spektakl już głośny, określany jako koncert gry aktorskiej.

Dejmek zgromadził tu pod swoją batutą konstelacje gwiazd tym bliż­szych widzom że znanych nie tylko ze sceny ale też z ekranu, radia i TV. Dawno nie spotykany w teatrze szturm do kas biletowych, widownia przepełniona do granic możliwości, poświadczając oczywistą prawdę, że przedstawienia, nawet znakomite, jako efekt zbiorowej pracy całej obsa­dy pozostają dla większości widzów anonimowe, jeśli nie dodają im atrak­cji indywidualności aktorskie - na­zwiska "gwiazd". Na tym polu wal­ka z psychologią widza jest skazana na przegraną.

CZECHOW zaludniając swoje sztuki postaciami o rysunku psy­chologicznym cienkim, a drążą­cym w głąb, wieloznacznym zapewnił im długie życie sceniczne, a - kto wie - może nieśmiertelność, choć formacje społeczne, które przed­stawia, dawno odeszły w strefę cieni, choć akcja tych utworów roztapia się w nieznośnym dziś dla nas wielosłowiu filozoficznych dysertacji. "Wujaszek Wania" nosi w sobie wszelkie skazy i zalety czechowowskiei dialektyki. Jest rozgadany, a przecież dra­pieżnie celny jako studium charakte­rów i kompleksów; nic się tam po­zornie nie dzieje, a przecież tę ciszę przerwą tragiczne dwa strzały. Tra­giczne? Lekarz powiatowy. Czechow, dramaturg z powołania, twierdził ca­łe życie, że pisał komedie, a nie tra­gedie. Toteż śmiech przewija się w tej sztuce raz po raz przez gęstwinę chandry. Iwan Wojnicki, czyli wujaszek Wania jest postacią tragikomicz­ną. Tkwi w pejzażu dalekiej rosyj­skiej prowincji nieruchawy jak pień drzewa. Młodość przeszła mu na głup­stwach, teraźniejszość jest okrutna w swoim bezsensie. Przypisany dożywot­nio do małego, niewłasnego dworku, tu jeszcze przeżyje klęskę spóźnionej miłości i rozprawi się omal niekrwawo z idolem swo­jej zmarnowanej młodości - profe­sorem Sjeriebriakowem. Przedstawie­nie wlecze się, ce­lebruje wiejską nudę - reżyser nie przeszkadza tej rozwlekłości, aby tym dosadniej wy­dobyć pointy.

Wujaszek Wania - Holoubek. Właśnie 20 lat mija, gdy na tej samej sce­nie Teatru im. Wyspiańskiego chudy, dwudziestosześciolatek zafascynował widownię rolą starego Ptasznika Pierczychina w "Mieszczanach" Gorkiego w reżyserii Edwarda Żyteckiego. By­ła to już wielka rola. Pamiętna. Gu­staw Holoubek w "Wujaszku Wani" prowadzi swojaątytułową kreację crescendo, powoli, jakby niedbale stopniuje napięcie - jest nudny, śmie­szny, ironiczny, a zarazem wzrusza­jący w swoim porażeniu miłosnym. Całą siłę i kulminację wyrazu wy­zwala dopiero w dramatycznym spię­ciu z profesorem Sjeriebriakowem - Janem Świderskim. Dialog dwu mistrzów. Wielki koncert gry aktorskiej. Świderski - Sjeriebriakow uroczysty głupiec w aureoli profesorskiej. Stary mąż młodej żony. Całą tę nicość spo­witą w pozę olimpijczyka Jan Świ­derski rozegrał znakomicie.

ALEKSANDRA Śląska - Helena, kobieta "fatalna", biała rusałka mącicielka spokoju w małym dworku. Jakże boleśnie dla wujaszka Wani manifestowała swoje dla niego niekochanie! Jak sub­telnie objawiała miłosne zaintereso­wanie dla Astrowa. Doktor Astrow to pociągająca męska postać. Krzysztof Chamiec dał jej przekonujący zew­nętrzny i wewnętrzny wyraz. Sonię, podobnie jak wujaszek niekochaną, brzydką, przedstawiła z prostotą Elż­bieta Kępińska. Mama wujaszka Wa­ni znalazła kapitalną odtwórczynię w Halinie Kossobudzkiej, Tielegina za­grał wnikliwie Ignacy Machowski, Nianię Zdzisława Życzkowska.

Łucja Kossakowska, którą znamy z wielu udanych pomysłów scenogra­ficznych w naszych teatrach, tym ra­zem zaprojektowała dekoracje proste i oszczędne. Mogłoby to być zaleta, gdyby tej scenografii nie brakowało smaku i plastycznej inwencji. Ale pu­bliczność patrzyła przede wszystkim na aktorów. Był to ich wieczór, bar­dziej ich niż starego mistrza Czechowa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji