Wujaszek Wania
Wśród wielu innych znakomicie zrobionych scen jest w Dejmkowym "Wujaszku" jedna o szczególnej wyrazistości i dynamice dramatycznej. Na fotelu siedzi z podkurczonymi nogami Sonia (Elżbieta Kępińska). Jest sama. Wchodzi Helena - jakaś radośnie podniecona, ożywiona, podekscytowana. Wiemy, o kim myśli: o Astrowie. "Gdzie doktor?" - pyta. Sonia napina się z jakąś agresywną czujnością, jak dzika kotka, gotowa w każdej chwili rzucić się na kogoś, kto chce zabrać jej upatrzoną zdobycz. "Wyszedł" - odpowiada w nieprzyjaznym tonie. Uśmiech na twarzy Heleny gaśnie, mięśnie twarzy rozluźniają się, ciało - przedtem napięte, traci swą prężność. Spojrzały na siebie. Już wiedzą o sobie i o Astrowie.
Tę scenę pamięta się najbardziej. Aktorsko najlepsza chyba z całego przedstawienia. A jednak ta scena jest przykładem jego niespójności artystycznej. Bo właśnie tak zagrana scena nie może być wstępem do następującej po niej sceny pojednania. Jest przeciw niej. Więc albo ta pierwsza scena jest źle ustawiona, albo też to całe "pojednanie" potencjalnych rywalek, łącznie z "bruderszaftem" jest obłudną komedią, a przecież Kępińska i Śląska grają tę scenę z całą dobrą wolą i szczerością.
Sprawa druga. Sprawa tytułowego bohatera, którego gościnnie gra Gustaw Holoubek. Wielki aktor. Ale wujaszka Wani nie zagrał. Jest bardzo dobry w scenach, które może wspierać i wzbogacać specyfiką swego aktorstwa, a więc w dialogach podszytych ironią, sarkazmem, intelektualnym ekshibicjonizmem. Tylko że Iwan Pietrowicz Wojnicki, taki jakiego gra Holoubek; nigdy nie opuszczał Petersburga. A kiedy próbuje zadać gwałt własnej osobowości artystycznej i "robić" czechowskiego Wanię, wkradają się tony fałszywe. Ma Holoubek jednak jedną niezapomnianą, wielką scenę: wybuchu po "naradzie familijnej".
Inna od znanych dotąd ze sceny jest też Helena Aleksandry Śląskiej. Jest cudowna, wspaniała, atrakcyjna, fascynująca. Właśnie: każde określenie brzmi tu jak zarzut. Bo taka Helena, Helena nie tylko zewnętrznie atrakcyjna ale frapująca i intrygująca jakąś zagadką swej osobowości, swego życia wewnętrznego, Helena przy tym mądra, Helena też jakaś przerafinowana - taka Helena jednego dnia nie wytrzymałaby ze swym starym mężem Sjeriebriakowem, podagrykiem, egotystą, rozdętym zerem, egoistą i bezlitosnym zrzędą, znęcającym się nad młodą, wierną mu przecież, piękną zoną oraz nad otoczeniem. Nie ma więc "sprawy Wani" i nie ma "sprawy Heleny" w omawianym przedstawieniu. Jest tylko "sprawa Soni", cudownie, po ludzku, ciepło granej przez Elżbietę Kępińską, która mówi tak, że do każdego słowa przyczepia się kawałek serca Soni. A "sprawa Soni" to przede wszystkim Astrow. Astrow, którego przed laty przedemonizował w Teatrze Kameralnym Jan Świderski (w niezapomnianym przedstawieniu Marii Wiercińskiej), grający teraz profesora Sjeriebriakowa.
Astrow i Sjeriebriakow - to miara tej drogi artystycznej, którą przebył ten znakomity artysta. Astrowa gra teraz Krzysztof Chamiec. Gra go z dużą dyscypliną aktorską, co u niego jest szczególnie godne podkreślenia. To Astrow, który się już nie buntuje, który się już pogodził z wegetacją wiejskiego lekarza i z otaczającym go światem. Astrow tym bardziej tragiczny. Jego sarkazm, jego ironia, próby jakichś zrywów - to już tylko nawyki. Postać ciekawa. Tych dwoje Sonia i Astrow - to postacie, które są nie tylko z Czechowa ale i z takiego przedstawienia, jakie zrobił Dejmek.
Właśnie: jakie wreszcie jest to przedstawienie? Trudno jest wydobyć myśl reżyserską, utrudniają to postaci Wani i Heleny. Więc zaryzykuję na własny rachunek. Odebrałem spektakl jako rzecz o fałszywych bogach i daremnej dla nich daninie "wiernych", o zmarnowanych ofiarach - z pracy, z życia całego. Tym idolem jest profesor Sjeriebriakow, który "przez dwadzieścia pięć lat zajmował czyjeś miejsce". Jedynie Waria Wasiliewna (bardzo interesujące studium kostycznej oschłej dystyngowanej damy ze sfer ziemiańskich - Haliny Kossobudzkiej) nie dostrzega do końca, że "król jest nagi". Skontrastowana z nią jest niania Maryna Hanny Skarżanki. Żałośnie zabawnego Tieligina gra Jan Matyjaszkiewicz, Służącego - Henryk Łapiński.
Jeśli raz jeszcze spojrzymy - po zakończeniu spektaklu - na afisz, na nazwiska autora, reżysera i wykonawców - pozostaje jakiś niedosyt, bliski rozczarowania.