Artykuły

Komedia z trupami i dramat na wesoło

Teatr Narodowy miał być "Domem Fredry", może się stanie "Domem Witkacego". Nie byłoby w tym nic zdrożnego. Stanisław Ignacy Witkiewicz urósł już nie tylko na klasyka, ale i na drugiego obok Fredry największego komediopisarza polskiego - jeżeli jego sztuki można w ogóle zaliczyć do komedii. Kto by to pomyślał czterdzieści czy trzydzieści lat temu! A jednak byli tacy: niektórzy krytycy - m. in. Boy - którzy widzieli niezwykłość i wysoką rangę teatralnego pisarstwa Witkacego. Czasem i krytycy bywają przenikliwi.

Trzeba więc Witkiewicza grać i czerpać z jego dwudziestu "dramatów", wydanych przed paroma laty w dwóch tomach przez PIW w opracowaniu Konstantego Puzyny, co pozostanie historyczną zasługą tego wydawnictwa i tego krytyka. Oczywiście nie wszystkie te sztuki mają jednakową wartość. Nie wszystkie osiągają poziom "Szewców", "Matki" czy choćby "Kurki wodnej". Po co ubrązowiać twórczość Witkacego i na ślepo dawać mu nieograniczony kredyt uznania. Ten pisarz miał talent ogromny. Zdumiewa swym prekursorstwem zarówno formalnym jak i ideologicznym w stosunku do naszych czasów. Ale jego sztuki genialne w poszczególnych fragmentach czy całych wizjach nie pozbawione są też wyraźnych mielizn czy niedbałych niedopracowań.

Teatr Narodowy wybrał tym razem dwie sztuki Witkiewicza, obie z roku 1922, ale każda inna w swej poetyce. "MĄTWA" jest jednoaktówką typowo Witkiewiczowską, nadrealistyczą, kojarzącą jak w sennej fantazji postacie z teraźniejszości, przeszłości i przyszłości, z realnego i nierealnego świata. Jest to komediowy dyskurs po trosze filozoficzny, po trosze polityczny, szydzący z pewnego typu artystostwa i z "hyrkanicznego" światopoglądu wiodącego wprost do różnych form faszyzmu. Wystarczy przypomnieć datę powstania "Mątwy", by zdumieć się nad przenikliwością Witkacego. Ten dyskurs czy też raczej wizja, uchwytna w czytaniu lub w odbiorze z jakiejś bardziej intymnej sceny kabaretu literackiego gubi się drętwieje pod naporem wielkiej machiny teatralnej i przy potraktowaniu z nadmierną powagą i namaszczeniem. Od czasu do czasu błyśnie jakiś dowcip czy świetny aforyzm, ale miejscami przedstawienie - co tu ukrywać! - ciągnie się nudnawo.

Mówi się, że trudno dziś grać Fredrę, bo nie ma do niego aktorów. Do Witkiewicza łatwiej ich znaleźć, bo silnie współgra on z typem dzisiejszego teatru. Ale okazuje się, że też nie za łatwo. W "Mątwie" zabrakło aktorom dowcipu i celności w podawaniu tekstu. Najwięcej tego dowcipu miał MIECZYSŁAW MILECKI jako papież Juliusz II. Nieźle spisywał się ANDRZEJ ŻARNECKI jako król Hyrkan IV. JÓZEF ŁOTYSZ niezupełnie trafił w ton Witkiewiczowski. Natomiast MARIA WACHOWIAK i ALICJA BOBROWSKA niewiele wniosły poza urodą. Dość zabawne były dwie matrony: HALINA MICHALSKA i MANUELA KIERNIKOWNA.

Trzyaktowy dramat bez trupów "JAN MACIEJ KAROL WŚCIEKLICA" jest najbardziej "normalną", to znaczy trzymającą się norm tradycyjnego realizmu, sztuką Witkiewicza. Jedyna też z jego sztuk miała po swej prapremierze przed wojną znaczne powodzenie wśród publiczności, doszukującej się w niej aktualnych wówczas aluzji politycznych. Sztuka jest bardzo śmieszna, pokazuje karierę polityczną chłopa i konsekwencje tego w społeczeństwie zmieniającym indywidualności w zmechanizowane automaty. A więc komedia i dramat zarazem. Jego sens wyłożył szeroko - i nawet na wyrost! - Puzyna w programie.

Wanda Laskowska - zgodnie ze wskazówkami autora - wyposażyła ten realny tekst w wiele nierealnych pomysłów reżyserskich, do których zaliczyć może łóżko pod lipą na środku sceny, ustawiczne manewrowanie stosem poduszek zmieniających się w krzesła i posłania. Pomogła jej w tym walnie scenografia Zofii Pietrusińskiej zwłaszcza kostiumy były znakomite. Całość zaś stwarzała wraz z układami postaci i obrazów piękną i sugestywną wizję malarską.

Znaleźli się tu też aktorzy, którzy doskonale umieli uchwycić groteskowo-makabryczny styl przedstawienia. JAN KOBUSZEWSKI jako Wścieklica hojnie czerpał ze swych wielkich zasobów humoru i stworzył pyszną postać sceniczną. BARBARA KRAFFTÓWNA (Wanda) to aktorka urodzona do Witkiewicza. Każde zdanie - nawet obojętne w swej treści - wypowiada z czarującym dowcipem. WANDA ŁUCZYCKA jest kapitalną Wścieklicową. Do tego świetnego tercetu dostosowuje się groteskową grą DANUTA WODYŃSKA, która w nieznacznej roli służącej Zosi potrafiła zwrócić uwagę na swą obecność na scenie. W nieco innym stylu, ale nie mniej zabawnym i dowcipnym ALEKSANDER DZWONKOWSKI zagrał lichwiarza Abrahama Mlaskauera. WIEŃCZYSŁAW GLIŃSKI i MIECZYSŁAW VOIT trochę zlekceważyli role dyplomatów. Poza tym wystąpili: IRENA KRASNOWIECKA, JAN CIECIERSKI, WILHELM WICHURSKI i ALEKSANDER BŁASZCZYK.

Stanisław Ignacy Witkiewicz - Mątwa czyli Hyrkaniczny światopogląd - Sztuka w jednym akcie - Jan Maciej Karol Wścieklica - Dramat w trzech aktach bez trupów - Reżyseria: Wanda Laskowska - Scenografia: Zofia Pietrusińska (Teatr Narodowy - Premiera 19.III. 1966).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji