Artykuły

Nie samym Szekspirem

Lepszego akordu finalnego dla festiwalu i laboratorium współczesnej dramaturgii niż Teatr Montownia z Warszawy nie można było sobie wymarzyć - pisze Aleksandr Samsonow w Omskoj Muzie.

"Potrzebne są nowe formy, a jeśli ich nie ma, to już nic nie trzeba" - zamartwiał się sto lat temu czechowowski bohater "Mewy" Konstantin Trieplew. Od tamtej pory reżyserzy z nie mniejszym fanatyzmem szukają nowych form, nowych tematów, nowych autorów. Tylko w ubiegłym roku teatralne laboratoria odbyły się Samarze, Wołgogradzie, Rostowie nad Donem, Jekaterinburgu, Omsku, Moskwie

"Piatyj Tieatr" nie pozostaje z boku wobec ogólnego trendu i wydał na osąd krytyków współczesną dramaturgię w całej jej różnorodności: bajka, historia obyczajowa, "czarnucha", dramat psychologiczny, teatr intelektualny

W ramach Festiwalu "Mołodyje Tieatry Rossii" w teatrze "Piatyj Tieatr" odbyło się laboratorium współczesnej dramaturgii, które stało się jednym z największych wydarzeń roku.

Sprawdzenie tekstu na wytrzymałość.

Paweł Szyszyn, koordynator laboratorium: tak, jak w minionych latach laboratorium odbywało się na tle bogatego programu spektakli, tak teraz zostało podniesione do rangi głównego programu festiwalu, w którym prezentowane były tylko współczesne sztuki i wyłącznie młode teatry, których wiek nie przekracza dwudziestu lat. To nasza formuła.

Pokazano osiem nowych sztuk, bardzo różnych. Geografia nie tylko bardzo szeroka, ale i bardzo ciekawa: Irlandia, Francja, Polska, Rosja, Kazachstan, Finlandia.

Paweł Rudniew, dyrektor artystyczny Centrum Meyerholda: podstawowe zadanie każdego laboratorium to dramaturgia. Udało się, czy się nie udało. W jaki sposób tekst, który do tej pory był w głowie autora, ułożył się w aktorach? Jakie słowa wypadają, jakie sceny utykają, jakie sensy znikają w czytaniu, a jakie - odwrotnie - zostają wyeksponowane? To próba dla tekstu na wytrzymałość, połączenie go z prawdą teatru, która nie jest oczywista w czasie zwykłego czytania. Jak wiadomo, najlepsze sztuki, to sztuki do czytania. Ale wystawienie ich na scenie jest bardzo trudne.

[]

Gra w wyrzutki społeczeństwa

"Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku" Doroty Masłowskiej, reżyseria Oleg Jeriemin.

Fabuła "Biednych Rumunów" jest jak na nasze czasy banalna: główni bohaterowie - poszukująca rozrywek złota warszawska młodzież - postanawiają zabawić się w wyrzutki społeczeństwa i przebierają się w podarte ubrania, malują zęby flamastrem, dziewczyna przyczepia do brzucha poduszkę, że niby jest w ciąży i udając Rumunów - gastarbeiterów wybierają się w podróż autostopem, żeby straszyć ludzi i udowodnić, co są warci.

Pamiętacie, jak to było u Griebienszczikowa:

"No i siedem tygodni się nie goliłem, osiem dni jadłem grzyby,

Stałem się podobny do człowieka o bohaterskim losie"

Ale maski przyrastają i "zedrzeć" je można tylko za cenę życia - swojego bądź cudzego. Ginie Kobieta - jedyna osoba, która dobrowolnie zgodziła się podwieźć "Rumunów". Wiesza się Dżina.

Jeśli się zastanowić, to jest to odwieczny temat: bohaterowie wyruszają w podróż w poszukiwaniu samych siebie. A do tego mitologia i biblijne motywy: mrok, który zszedł z niebios na ziemię (Widziałem mrok. Dotknąłem go), prom (Prom Ibuprom), dziewica Maryja (A kto jest ojcem Kopernika? Ty mi lepiej powiedz, kto jest jego ojcem, No? - Bóg, a kto jeszcze?)

Pokaz przygotował Oleg Jeriemin z Sankt Petersburga. Aktorzy fantastycznie czytali tekst - dynamiczny, ironiczny, soczysty. Tekst ani razu nie zawisł. Brawo dla reżysera! Brawa dla aktorów!

Nikołaj Puszkariow okazał się cudownie ograniczony w roli Kierowcy, a Tatiana Kozakowa tak naturalna w roli Kobiety, że widzowie mieli wrażenie, iż to wcale nie jest zwykłe czytanie tekstu a pełnowartościowy spektakl. Oboje wyraźnie lepiej grali od dwójki głównych bohaterów Władimira Bajdałowa i Jeleny Zaigrajewej. Ale obiektywnie trzeba przyznać, że chociaż ich postaci były wyraziste, charakterystyczne, to jednak były typy, zarysowane gwałtownymi pociągnięciami pędzla, czego nie można powiedzieć o postaciach Bajdałowa i Zaigrajewej: żeby zostać Parchą i Dżiną z pewnością nie wystarczy kilka prób, jakie odbyły się przed festiwalowym czytaniem. Ale mimo wszystko czuło się, że młodzi aktorzy oddali się grze, nie chowali się za kartkami papieru z tekstem, a żyli, męczyli się, cierpieli: taka to sztuka - wymaga nie próby czytanej od aktora, a pełnego poświęcenia.

Pewna doza sceptycyzmu (że niby co może napisać dwudziestoparoletnia dziewczyna? Czym tu się zachwyca cała Europa?) znikła i została zamieniona zachwytem: fantastyczny tekst! I jeśli próba czytana jest próbą tekstu na wytrzymałość, to zdecydowanie można orzec, że "Dwoje biednych Rumunów" to tekst wyższej próby!

Paweł Szyszyn:

- W Polsce Dorota Masłowska jest uważana za genialną pisarkę, ponieważ swoją pierwszą powieść opublikowała w wieku osiemnastu lat. Wkrótce powieść została adaptowana dla jednego z polskich teatrów, potem wystawiono ją w Niemczech, przetłumaczona została na kilka europejskich języków. Jaki jest los sztuki "Dwoje Biednych Rumunów mówiących po polsku" - nie wiem, bo to nowa rzecz. To już kolejny jej utwór, w którym mówi się o bardzo prostych rzeczach. Jednak dwudziestoletnia pisarka posługuje się bardzo skomplikowanym językiem, czasem prostackim, często szokującym. Masłowska nawet oskarżana jest o świadome naruszanie norm polskiego języka literackiego. Tak się nie pisze. Ale przecież w swoim czasie i Szekspira o to oskarżano.

[]

Obudziłeś się, umyłeś, doprowadź do porządku swoją planetę.

"Sentymentalny utwór na czterech aktorów", reż. Piotr Cieplak, Teatr Montownia.

Lepszego akordu finalnego dla festiwalu i laboratorium współczesnej dramaturgii niż Teatr Montownia z Warszawy nie można było sobie wymarzyć.

Żadnych barier językowych - w spektaklu reżysera Piotra Cieplaka "Utwór sentymentalny na czterech aktorów" - nie ma słów, jest tylko muzyka, jest tylko pantomima. A obrazy przyswaja się lżej, niż słowa. Bohaterowie mieszkają w maleńkim, mieszczącym się w pudełku mieście, podlewają kaktusa na parapecie okna, piją kawę, biegną do pracy, uprawiają ogród. Po dniu przychodzi noc, wschodzi i zachodzi kartonowe słońce, pada papierowy deszcz, poruszają się naciągnięte na sznurek kartonowe znaki drogowe, tworząc iluzję ożywionej magistrali. Uliczna orkiestra imituje dźwięki wielkiego miasta. Aktorzy opowiadają nasze życie przy pomocy dźwięków, światła, teatru cieni. Wzruszająca, sympatyczna, wykonana z dużym talentem clownada przenosi nas do świata dzieciństwa, każe przypomnieć sobie, że żyjemy w jednym świecie, na jednej maleńkiej planecie, o tym, że ludzie mają tyle ze sobą wspólnego!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji