Artykuły

Godzina starej wieczności

"Krzesiwo" w reż. Bogusława Fronia w Teatrze Lalki i Aktora Parawan w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Na sztorc postawiona skrzynia, z jednej strony zielona, cała w liściach malowanych ręką dziecka, z drugiej rdzawa - będzie lasem, pustym pniem próchniejącego drzewa, albo drzwiami karczmy w mieście przy trakcie skądś dokądś, mieście bez nazwy, bez znaczenia. Wystarczy tylko skrzynię obrócić, wystarczy powiedzieć: "las", "drzewo", "karczma". To jeden z najstarszych numerów teatru.

W wyreżyserowanym przez Bogusława Fronia "Krzesiwie" Hansa Christiana Andersena inne pudło to też nie tylko zwykłe pudło. To ława w karczmie, albo twarde wyro w obskurnej norze na tyłach karczemnej kuchni, albo wychodzące na słoneczną ulicę okno cudownego pokoju na piętrze świetnej kamienicy, albo zakratowany otwór więziennej celi. Wystarczy obrócić, powiedzieć. A trzecia skrzynia, najwyższa, koloru miedzi? Jakbyś nie usłyszał: "zamek", myślałbyś: góra za miastem. Ale usłyszałeś "zamek" - więc widzisz zamek.

A trasa między skrzyniami, te wąskie przejścia, po których kroczy Żołnierz, skacze szalona miotła i pędzi Czarownica, przez Żołnierza wystrychnięta na dudka, stąpają Król i Królowa, albo biega, tak go klasycznie nazwijmy, Duszek Opowieści? Jest piaszczystą drogą przez pola, jest leśną ścieżką, jest ulicą mieściny w dzień, bądź w nocy, kiedy czarodziejskie psy o monstrualnych oczach wykradają z miedzianego zamku śpiącą Księżniczkę i unoszą ją do zakochanego Żołnierza. Trasa jest tym, czym Duszek Opowieści, zdaniami obracając, chce, by była.

Tak, Duszek Opowieści obraca słowem - ty obracasz wyobraźnią. To nie jest jeden z najstarszych numerów teatru. On jest najstarszy. I najprostszy. Z jednej strony iluzja, która nie widzi powodu, by wstydliwie ukrywać swe tanie pakuły, z drugiej - widz, co nie znajduje argumentów, by się bronić przed delikatnym robieniem go w trąbę. Wedle zasad tej starej wieczności Froń bawi się z nami i sobą przez godzinę. Nawet gdyby chciał - nie mógłby inaczej. Salka Teatralna Zajazdu Kościuszkowskiego to maleństwo tak małe, że aż strach kichnąć. Maleńkość ta jest dobra. Wystarczająco duża, by swobodnie pomieścić metaforę prostą, najprostszą.

Idzie więc biedny Żołnierz, na scenie tylko delikatnie zainsynuowany (jak wszystko w dobrym teatrze) - idzie przez twoją wyobraźnię. I tu, na widowni, w głowie twojej, w każdej z pięćdziesięciu głów mniejszych i większych, tylko tu, bo przecież nie naprawdę - Żołnierz wystrychnie na dudka Czarownicę, we władanie weźmie czarodziejskie psy o monstrualnych oczach, każe im noc w noc wykradać z miedzianej wieży śpiącą Księżniczkę i wreszcie złamie opór Króla, który się mezaliansu lęka jak diabeł święconej wody, i pojmie Księżniczkę za żonę, i będą żyli długo i szczęśliwie...

Kto powiedział, że teatr ma być zawiły niczym atomowa elektrownia? Ktoś, niestety, powiedział. Przyjęło się, niestety. A w "Parawanie" aktor palec pokazuje, obracają się przestrzenie we wnętrzach małych głów - i palec jest tym, czym dziecko chce, by był.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji