Artykuły

Trylogia pęknięta

Klacie udało się ożywić tekst sprzed ponad stu lat. Stworzyć spektakl ważny, perfekcyjnie skonstruowany, ze świetnym zespołowym aktorstwem, inspirująco dotykający wielu newralgicznych punktów - o "Trylogii" w reż. Jana Klaty w Starym Teatrze w Krakowie pisze Jakub Papuczys z Nowej Siły Krytycznej.

Trylogia powstała w ramach programu Re:wizje, cyklu od kilku lat organizowanego przez Stary Teatr w Krakowie. Tytuł ten wydaje mi się bardzo adekwatnym i trafnym określeniem dla najnowszego spektaklu Jana Klaty. Proponuje on właśnie rewizję naszego spojrzenia na dzieło Henryka Sienkiewicza, ale i nie tylko. Odnawiamy spojrzenie także na coś silnie zmitologizowanego, bardzo mocno osadzonego w naszej tradycji i świadomości. Następuje dotykanie jakiejś głębi, która tkwi w naszym zbiorowym wyobrażeniu. Określenie tego spektaklu demitologizacją, ośmieszeniem, parodią lub nawet terminem czytanie "Sienkiewicza przez Gombrowicza" wydają się niewystarczające i dla spektaklu krzywdzące. Jest on właśnie (zgodnie z definicją słownikową słowa rewizja): sprawdzaniem, badaniem, ponowną analizą, rozpatrywaniem. W obrębie tego pola spektakl Klaty się porusza, w to pole możemy go włączyć, ale ciężko przypiąć do niego jednoznaczne określenie. Z jednej strony mamy tu kpinę, ironię, konwencję groteski, duży dystans do opowiadanej fabuły, ale jest to też paradoksalnie bardzo spójnie opowiedziana historia - taka, jaką znamy z kart powieści. Okrojona oczywiście z wątków pobocznych, sprowadzona do czystej fabularnej esencji, ale właśnie opowiedziana - w zasadzie od początku do końca.

Ta dwoistość jest widoczna, zanim jeszcze spektakl się rozpocznie. W ciemności widzimy tylko ogólny zarys scenografii. Po lewej stronie ambona, nad którą znajduje się figura aniołka. W głębi sceny ołtarz, z centralnie wybijającym się obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej. Na scenie słoma i łóżka, na których można dostrzec ledwo widocznych w ciemności, śpiących aktorów. Na bocznych ścianach po jednej stronie wisi zbroja i szlachecka szabla, po drugiej przewieszone laski inwalidzkie. Dopiero po rozpoczęciu spektaklu, widzimy wyraźnie, że scena właściwie wypełniona jest szpitalnymi łóżkami, na których leżą bohaterowie znani z powieści Sienkiewicza. Aktorzy poprzewiązywani są różnego rodzaju bandażami i opatrunkami. Osoby, aktualnie nie biorące udziału w akcji śpią na łóżkach, czasem się obudzą, przewrócą na drugi bok, poprawią kołdrę. Takimi drobnymi gestami będą nieustannie rozbijać porządek scenicznej opowieści, ciągle przypominać, gdzie tak naprawdę toczy się akcja. Klata zdaje się też pytać, jaka jest granica między szaleństwem a bohaterstwem - w sposób, jaki opisał i rozumiał je Sienkiewicz. Daje do zrozumienia, jak cienka i zatarta jest granica między tymi dwoma postawami.

Zderzenie jest więc widoczne już od samego początku i obecne przez cały spektakl. Jednym ze sposobów na dyskutowanie z mitem, tradycją, jest jej rozmontowanie. Rozłożenie na czynniki pierwsze, usunięcie całego patosu, kulturowego i wyobrażeniowego sztafażu, jaki jest z nią związany. Pozwala to na świeże spojrzenie. Umożliwia twórczą dyskusję. Należy jednak pamiętać, że negacja jest zawsze zaprzeczeniem czegoś, odniesieniem się do jakiegoś fundamentu, który zawsze w naszej świadomości zostaje i od którego się odbijamy. Klata jest tego świadomy. Nie odrzuca tradycji, z rozmysłem ową podstawę, punkt odbicia pozostawia. Wybiera znacznie ciekawszą drogę-nieustannego poruszania się w obrębie tych dwóch porządków. Tworzenia napięć wynikających z ich konfrontacji.

Aktorzy podnoszą się na chwilę z łóżek i informują, jakie role przypadły im w udziale. Także w tym momencie widoczne jest napięcie. Kmicica gra Krzysztof Globisz, Pana Wołodyjowskiego Andrzej Kozak, a Jana Skrzetuskiego Jerzy Grałek. Zwłaszcza dwaj ostatni, starsi już aktorzy, zupełnie nie pasują do bohaterów zarówno opisanych przez Sienkiewicza (jest to szczególnie widoczne, kiedy słyszymy słowa: "młody i przystojny rycerz Jan Skrzetuski"), jak i utrwalonych w naszej pamięci obrazów z filmów Jerzego Hoffmana. Wrażenie to zostaje spotęgowane ich strojami. Skrzetuski będzie miał na sobie wełniane kapcie, Wołodyjowski paraduje w starym, anachronicznym dresiku. Onufry Zagłoba, nosi na rękach trzy złote zegarki i bardziej przypomina nadgranicznego handlarza walutą, niż staropolskiego szlachcica.

Jak już wspomniałem, sama historia będzie kreślona w sposób dość tradycyjny. Oczywiście rozbijana, okraszana groteskowymi chwytami (między innymi Krzysztof Globisz i Anna Dymna udający konie, zbudowanie zbaraskich wałów z łóżek, pojedynki niewidzialnymi szablami w rytm dynamicznej muzyki), ale fabuła będzie przeć nieustannie naprzód i będzie zgodna z tym, co można przeczytać u Sienkiewicza.

Andrzej Mencwel w swoim eseju "Arcydzieło pęknięte. Antropologia Ogniem i mieczem" szczegółowo i kompetentnie pokazuje, że książka ta jest specyficznym połączeniem eposu z powieścią. Właściwie jest powieścią o strukturze eposu, w której następuje zderzenie nie tylko dwóch różnych sposobów narracji, ale przede wszystkim mediów, za pomocą których ta narracja jest przeprowadzona. A więc dwóch różnych kultur i światów - oralności i piśmienności. Klata również to zauważa. Bardzo silnie podkreśla epickość "Trylogii". Aktorzy oprócz odgrywania poszczególnych scen, czasem przejmują rolę powieściowego narratora. Wychodzą z ról i komentują działania innych postaci, w ich usta włożone są różnorakie opisy, uwagi. Przede wszystkim jednak opowiadają akcję występującą pomiędzy odgrywanymi, a wybranymi przez reżysera, scenami. Nadają jej przy tym spójności. Jednak w niektórych momentach zabieg przechodzenia do kolejnych scen wykonany jest przy lunatycznej, transowej muzyce, w "towarzystwie" światła stroboskopów. W tym czasie aktorzy, udając jazdę na koniach, podrygują w takt płynących z głośników dźwięków. Tworzy to wyraźne zetknięcie spójnej, linearnej, epickiej narracji i wiary, że we współczesnym świecie jest ona jeszcze możliwa, ze stylem opowiadania typowym dla obecnej rzeczywistości - gwałtownym, dynamicznym, niejasnym, nie dającym żadnych sensów, punktów oparcia. W spektaklu tym mamy więc także pęknięcie, zderzenie dwóch rodzajów kulturowych i teatralnych światów oraz mediów, które te światy budują. Klata zestawia je ze sobą. Pokazuje, że można je połączyć. Wykorzystuje to pęknięcie, prowadząc z "Trylogią" nieustanny dialog.

Mencwel zauważa także, że właściwie jedyną pozytywną, kryształową i niczym nie skażoną postacią w całej "Trylogii" jest Skrzetuski i tylko jemu bezwarunkowo zależy na dobru ojczyzny. Inni bohaterowie naznaczeni są różnego rodzaju skazami, nad którymi przeważają oczywiście zalety, lecz powodują bardzo znaczące rysy na ich charakterach. Spektakl bardzo zręcznie to wydobywa (Skrzetuski zbudowany przez Grałka jest także zmarginalizowany, nie ma w nim energii i chęci działania, pozostaje raczej apatia i poczucie bezradności, zmęczenie rolą, jaką musi przybrać). Bohaterowie, pomimo waleczności i miłości do ojczyzny, są zamknięci i ksenofobiczni. Radziwiłłowi będzie służyło dwóch murzynów, Zagłoba krzyczy: "Żydzie parchu przynieś chleba z pajęczyną". W czasie oblężenia Zbaraża stwierdza, że bóg uczynił ich panami, a ich przeciwników chamami. Ich gorący katolicyzm także trąci hipokryzją. Klata uwypuklił to przez przesunięcie znaczenia postaci Azji. Jeżeli w książce i filmie został on zobrazowany jednoznacznie negatywnie, to w spektaklu jest przedstawiony jako ofiara - właśnie fanatycznego chrześcijaństwa i nacjonalistycznej postawy. Niezwykle szczegółowy oraz długi opis okrutnego nabijania go na pal, odbywa się przy zgaszonym świetle. Jedynie lampka zawieszona u sufitu delikatnie oświetla obraz Matki Boskiej. Słuchamy o okrutnej zemście na Azji i patrzymy na symbol chrześcijaństwa. Religii, której jednym z fundamentów jest miłość i wybaczanie bliźniemu.

Mencwel kończy swój esej słowami: "Była to więc mowa tych, którzy Rzeczpospolitą doprowadzili do upadku. Pozostaje tajemnicą tego pękniętego arcydzieła, w jaki sposób mogło ono naprawdę krzepić serca". Tajemnicę tę bada także spektakl Klaty. Przygląda się i analizuję postawę bezsensownego bohaterstwa. Takiego, które ma być jedynie symbolem, gdyż innych wyników nie może przynieść. Zastanawia się nad mechanizmami, jakie do takich postaw doprowadzają oraz skutków, jakie przynoszą. Robi to jednocześnie niezwykle subtelnie, bardzo sprawnie wplata w materię powieści. Jednak czyni w niej także bardzo świadome i przez to mocno akcentujące i skupiające uwagę widza wyłamania.

Po śmierci Janusza Radziwiłła, nagle zegar zawieszony nad ołtarzem bardzo szybko cofa się. W kompletnym chaosie, Janusz (który właśnie przed chwilą umarł) rzuca się na Zagłobę, robi to kilkukrotnie, następuje między nimi szarpanina. Muzyka oraz skrzeczenie nagle obudzonego Błażeja Peszka dopełnia wrażenie całkowitej dezorientacji i bezładu. Scena niezwykle niejednoznaczna. Może symbolizować niewiarę w sens historii budowanych na takich postawach. Niepotrzebnym i absurdalnym heroizmem niczego pozytywnego nie da się stworzyć. Nie ma w tym żadnej przyszłości. Jest tylko zacofanie, destrukcja, sianie bezsensownego fermentu.

Pierwsza część kończy się groteskowym obrazem oblężenia zbaraskiej twierdzy. Matka Boska, której głowa na obrazie ożywa, wygłasza oświadczenie, że wobec druzgocącej przewagi wojsk nieprzyjaciela, jedynie postać-mit bohatera może obrońców i ojczyznę uratować. Trzeba go więc stworzyć. Nie wolno ustąpić, wycofać się, gdyż wówczas mit runie. Brzmi to ironicznie i gorzko. W drugiej części owym bohaterem-symbolem jest Kmicic. Człowiek, który po cudownej przemianie pragnie odkupić wszystkie swoje grzechy. Heroicznie będzie więc bronił Jasnej Góry. Sam rzuci się na szwedzką kolubrynę. Zrobi to pod wpływem religijnej ekstazy. Przed podjęciem działania Kmicic modli się, a za jego plecami zostaje odegrana procesja niesienia obrazu Matki Boskiej, przy bardzo głośnej, ekstatycznej muzyce, wcześniej przez obrońców klasztoru została odśpiewana "Bogurodzica". Sceny te generują bardzo dużą energię, według mnie są to najbardziej wyraziste, najmocniejsze sceny spektaklu. Pokazują, jak działa mechanizm religijnego uniesienia. Jak symbole i mity potrafią wziąć górę nad rozsądnym, planowanym działaniem. Udało się doprowadzić do sytuacji, w której widzowie są w stanie odczuć to na własnej skórze.

Jednak za obronę chrześcijaństwa nasz naród spotykają jedynie same katastrofy i klęski. Należy przestać umierać bezsensownie. W scenie o bardzo wymownej nazwie "Katyń" - Azja Tuhajbejowicz niczym rosyjski żołnierz strzela bohaterom w tył głowy. Z głośników słychać pieśń "Boże coś Polskę..." , a na scenę sączy się krwistoczerwone światło. Aktorzy tańczący wokół swego kata, stopniowo klękają przed nim i z błogością na twarzy przyjmują z jego ręki haniebną śmierć. Zabieg ten powtarza się kilkakrotnie, hipnotycznie wciąga widzów, niezwykle mocno działa.

Wymowę spektaklu dopełnia zakończenie, w którym Michał Wołodyjowski, Jan Skrzetuski i Ketling giną w kamienieckiej twierdzy. Wcześniej złożyli przysięgę, że jej nie opuszczą i prędzej zginą niż się wycofają. Metaforycznie umierają, schodząc pod scenę. Opuszczają ją przez otwór łudząco podobny do wejścia do kanału. Na scenie pozostają ich żony. Dwie z nich są w ciąży. Światło powoli gaśnie, ale twarze kobiet, pełne smutku i żalu, będą widoczne. Ich mężowie wybrali honorową śmierć. Ich legenda będzie trwała. Jej kosztem jest uczynienie kobiet wdowami, a dzieci sierotami. Słyszymy słowa, którymi spektakl się rozpoczął. Tworzy to klamrę bardzo wyraźnie scalającą cały spektakl. "Panie Wołodyjowski, ojczyzna w potrzebie, zrywaj się, Boże czemu zabierasz takich ludzi, Panie Wołodyjowski, czemuż nas opuścił". Lecz Wołodyjowski się nie zerwie. Ojczyzna straciła swego obrońcę, zyskała za to legendę. Pytanie, co jest ważniejsze?

Spektakl działa, zadaje pytania i porusza się w obrębie spraw, które nas współcześnie dotykają (warto przypomnieć niedawną, bardzo żywą i budzącą skrajne emocje dyskusję nad książką "Kinderszenen" Jarosława Marka Rymkiewicza, dotykającą między innymi sporu wokół znaczenia i zasadności Powstania Warszawskiego). Klacie udało się ożywić tekst sprzed ponad stu lat. Stworzyć spektakl ważny, perfekcyjnie skonstruowany, ze świetnym zespołowym aktorstwem, inspirująco dotykający wielu newralgicznych punktów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji