Artykuły

Ku przerażeniu serc

"Trylogia" w reż. Jana Klaty w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Świetna "Trylogia" Jana Klaty prowokuje wizją przyszłości, w której kraju będą chcieli bronić tylko ksenofobiczni sklerotycy.

Jest rok - powiedzmy - 2055. Polskę zalewa islamski potop, resztka Polaków katolików schroniła się w kaplicy Matki Boskiej na Jasnej Górze.

Aż po ołtarz wypełniają ją obdrapane łóżka, jak w schronisku dla bezdomnych. Ksiądz grzmi z ambony, że kościoły zamieniane są na meczety. - A pan, panie Wołodyjowski, nie wstajesz, ojczyzny nie bronisz? - pyta retorycznie. W skąpym rekwizytorium ludowego biedateatru prycze zamieniają się w warowne mury. Zaczyna się patriotyczny seans ku pokrzepieniu serc, narodowe dziady, podczas których powracają herosi sienkiewiczowskiej Trylogii.

Kreacja Globisza

Aktorzy grają amatorów w dresach, w ubraniach z ciuchlandu. Przedstawiają się widowni: jam jest Kmicic, jam Skrzetuski! W postsarmackim śnie o potędze dawnych bohaterów, obrońców Zbaraża, Częstochowy, Kamieńca, zapamiętali bardziej z filmów Hoffmana niż z lektur. Wołodyjowski (Andrzej Kozak) naśladuje ruch szablą Tadeusza Łomnickiego, czym wywołuje śmiech. Szybko grzęźnie on w gardle, bo naiwna szczerość naturszczyków odsłania ten rodzaj patriotyzmu, który żywi się stereotypami zapisanymi przez Sienkiewicza: Żyda parcha, muzułmanina-koziego syna, Ukraińca, którego miejsce jest przy gnoju.

Mieszają się wyobrażenia z arsenału popkultury. Stąd obok hełmu husarskiego - hitlerowski. Powstańcza sanitariuszka. Obandażowane w martyrologicznym nadmiarze ręce i nogi. Przebiegły Zagłoba Juliusza Chrząstowskiego w... tupeciku. Są też dwaj Murzyni z dworu Radziwiłła! Rapują historię książęcej zdrady. Scena procesji z obrazem Matki Boskiej została zagrana jak w "Ojcu chrzestnym" z podniosłą i kiczowatą muzyką wiejskiej orkiestry. Niosący malowidło kołyszą się. Niemal tańczą jak gwiazdy. Idole ludowego show.

Pierwszym jeźdźcem Rzeczypospolitej jest Krzysztof Globisz jako Kmicic w scenie spotkania ze zniewieściałym księciem Bogusławem (Błażej Peszek) w majtkach od Calvina Kleina. To, co Olbrychski mógł zagrać na wytresowanym kłusaku, Globisz czaruje elastycznym jak guma ciałem. Gnie się w jeździeckich zwrotach, staje dęba. Rży, parska, toczy pianę, chciałoby się powiedzieć, z pyska.

Niezwykła lekkość gry aktora wydobywa powierzchowność, lekkomyślność, a i głupotę Kmicica. To narwaniec w satyrycznym ujęciu. Globisz nonszalancko balansuje głosem, z beztrosko uśmiechniętą, rozmarzoną miną. Tylko szkicuje gesty, nie pointuje ich, bo przecież pan Andrzej zaraz zmieni decyzję lub palnie nowe głupstwo. Spalić Wołmontowicze? Pogonić łyczków? Proszę bardzo! Kiedy ma wybrać między Radziwiłłem a pułkownikami, biega a to w jedną, a to w drugą stronę. Oglądamy aktorski balet na kanwie filmu, który zaczął drażnić i trzeba było go przewinąć. Dość tej historycznej błazenady!

Azja i Katyń

Klata często stosuje efekt powtórki. Kiedy oficerowie mówią "A to musimy się napić", powtarzają tę frazę aż do chwili, gdy grzęzną w pijackim bełkocie. Zbiorowa kreacja zespołu Starego rodzi się na naszych oczach. Jednocześnie dekonstruuje narodowy mit i tradycyjny model teatru. Gdy Kmicic pada na plecy, chór laudańskich sikoreczek (Anna Dymna, Ewa Kolasińska, Małgorzata Gałkowska) żąda, by położył się na piersiach - jak w książce. I Globisz musi ulec. Aktorzy poza dialogami dzielą się też kwestiami narracji, z czego rodzi się komizm jak w sarmackich widowiskach Mikołaja Grabowskiego.

W czteroipółgodzinnym spektaklu najsłabsze są intermedia muzyczne komentujące akcję, kiedyś specjalność Klaty. Zwłaszcza w niedopracowanym akcie "Ogniem i mieczem". Ale w pamięci pozostają nokautujące sceny. Aktorki wkładają głowę w obrys twarzy na obrazie Matki Boskiej. Żalą się na dramat ojczyzny. A nieświadomie dają dowód polskiej pychy, gdy żądają od Boga, by zajął się naszymi sprawami. Klata polemizuje też z mitem Polaków jako niewinnych ofiar zaborczych sąsiadów. Azja zabija rodzinę Nowowiejskich, strzelając im w tył głowy - jak w Katyniu. Ale scena nabijania go na pal jest bardziej okrutna.

Powstał spektakl dla tych, którzy wychowali się na Sienkiewiczu, a trudno im znieść, że jest w jego dziele, poza marzeniem o bohaterskiej Polsce, obskurantyzm i ksenofobia. Przedstawienie zrodzone z obawy, że rozpłyniemy się w bezideowej Europie, ta zaś, w razie zagrożenia, zamiast na wojnę pójdzie do shoping center lub do coffee shopu. A u nas do kanału zejdą tylko ci, którzy się okopali na Jasnej Górze.

Pokazująca to finałowa scena stawia kardynalne pytania. Czy polskie bohaterstwo zawsze graniczyło z samobójstwem? Czy z wolności nigdy nie potrafiliśmy skorzystać? Przedśmiertny monolog Wołodyjowskiego przekonuje, że zlekceważenie tych kwestii będzie oznaczać nasz koniec.

***

Opinia

Jerzy Hoffman reżyser "Ogniem i mieczem", "Potopu" i "Pana Wołodyjowskiego"

Sienkiewicz tworzył Trylogię ze wszystkimi obciążeniami związanymi z pisaniem ku pokrzepieniu serc, kiedy Polska była w niewoli. Takie powieści zakorzeniają w świadomości narodowej pewien obraz dziejów. Ale nigdy nie traktowałem sienkiewiczowskiego cyklu jak podręcznika historii. A czy przyszło komuś do głowy, żeby odbierać tak książki Dumasa?

Zastanawiające jest, że w różnych okresach różne są obiekcje wobec Sienkiewicza. Decydentów PRL drażniło, że mój film gloryfikuje kulturę szlachecką. Zabiegali, by Częstochowa nie stała się zbyt wielkim symbolem, dlatego na kolaudacji zażądali skrócenia ujęcia z odsłonięciem obrazu Matki Boskiej. Wycięliśmy jedną klatkę. Teraz słyszę, że Sienkiewicz pokazał kalwinów jako zdrajców. Ale przecież byli odstępcami. Na pewno w Trylogii jest widoczna pogarda do Żydów. Czy to jest odczucie samego Sienkiewicza czy przeniesienie atmosfery końca XIX wieku? A może świadectwo, że przed Holokaustem nie było dla Żydów czasów gorszych niż XVII wiek, kiedy ofiarą rzezi Chmielnickiego padło sto tysięcy ludzi? Każda wojna chłopska była okrutna, czy to w Niemczech czy w Polsce.

W naszej tradycji jest wiele obskurantyzmu. Niejeden błogosławiony i święty miał niezbyt chwalebną przeszłość i dopiero męczeńska śmierć odkupiła grzechy. Ale nie jestem przekonany, czy dziś warto zaglądać pod podszewkę Trylogii. Odegrała swoją rolę w wychowaniu patriotycznym. Ilu było Kmiciców, Wołodyjowskich, Bohunów w wojennej konspiracji? Nie wiem dlaczego, ale lubimy do beczki z miodem włożyć łyżkę gówna. Z Sienkiewicza zrobimy antysemitę, z Kapuścińskiego agenta, pokłócimy się o Sierpień '80 albo o Okrągły Stół i wszyscy na świecie myślą, że koniec komunizmu zapoczątkował upadek berlińskiego muru. A później się dziwimy, że młodzi wyjeżdżają z Polski tam, gdzie ludzie nie mają do siebie wiecznych pretensji, szanują się zamiast nienawidzić i uśmiechają na dzień dobry.

notował j.c.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji