Artykuły

Teoria względności wg Swifta

Przedstawienie ma kompozycję klamrową, rozpoczyna się i kończy aktem spisywania swoich przygód przez bohatera, który twierdzi, że wszystko, co opisuje jest absolutną prawdą. Być może. Przecież wszystko jest względne - o "Guliwerze" w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora pisze Monika Leonowicz z Nowej Siły Krytycznej.

Kiedy Jonathan Swift pisał w XVIII wieku "Podróże Guliwera" - satyrę na społeczeństwo angielskie doby oświecenia i parodię powieści podróżniczych, nie przypuszczał zapewne, że jego powieść stanie się przyczynkiem do wielu ekranizacji czy przedstawień dla dzieci. Aleksej Leliawski - reżyser "Guliwera" w Opolskim Teatrze Lalki i Aktora - wybrał i zaadaptował z całej powieści Swifta dwie pierwsze części. Tak też przebiega zasadniczy podział sztuki.

Obie części łączy postać tytułowego bohatera, w którego wciela się Łukasz Szmidt. W pierwszej z nich Guliwer jest olbrzymem, trafia do Kraju Liliputów, gdzie na początku traktowany jest nieufnie i wrogo, później staje się sprzymierzeńcem swych małych towarzyszy - historia znana. Lalki ze względu na niewielkie rozmiary "współgrają" z aktorami, którzy, animując je, mimiką ukazują uczucia postaci - są więc niejako ich powiększeniem. Ale w części pierwszej przedstawienia to właśnie lalki dominują, na nich widz skupia uwagę. Stawiane są przez aktorów na dwóch drewnianych podłużnych stołach, które to, obok nielicznych rekwizytów, głównie składają się na scenografię przygotowaną przez Tatsianę Nersisian. Odpowiednio ustawione, raz są królestwem, raz morzem, a raz więzieniem Guliwera.

W części drugiej spektaklu liczba i rola lalek jest mocno ograniczona, stanowi odwrotność poprzedniej części. Tylko postać Guliwera zostaje zastąpiona małą lalką, dookreśloną grą aktorską Szmidta. Tym razem bohater trafia do kraju, w którym to on okazuje się być małym człowiekiem wśród gigantów. Traktują go jak jarmarczną rozrywkę. Jest zabawką pokazywaną na targu, a odsprzedany królowej będzie największą atrakcją dworu. Okazuje się, że wszystko jest względne i bardzo przewrotne. Zasmuconemu, więzionemu bohaterowi brakuje animuszu oraz brawury. Prawo silniejszego jest bezlitosne. Za swoją pewność siebie w Kraju Liliputów został teraz Guliwer srogo ukarany. W drugiej części ani pomysłowa - choć skromna - scenografia, ani oprawa muzyczna (Egor Zabelov), która w pewnym momencie poprzez powtarzalność staje się nudna i usypiająca, ani nawet postać samego Guliwera nie zasługuje na taką uwagę, jak barwne i mocno przerysowane postacie drugoplanowe. Poprzez karykaturalne kostiumy czasami stają się parodią samych siebie i w końcu coś zaczyna nas bawić.

Spektakl ma kompozycję klamrową: rozpoczyna się i kończy aktem spisywania swoich przygód przez bohatera, który twierdzi, że wszystko, co opisuje jest absolutną prawdą. Być może. Przecież wszystko jest względne. Treści opolskiego "Guliwera" są bardzo uniwersalne, pozbawione politycznego wydźwięku literackiego wzorca, bo przeznaczone przecież dla młodszych widzów (od siódmego roku życia). Przedstawienie momentami śmieszy, ale nie wzrusza, bawi, ale raczej mało uczy. Nie ma wyraźnych akcentów, część druga rozmywa się, niektóre sceny dłużą się w nieskończoność. Jeśli zaś chodziło Aleksejowi Leliawskiemu o to, aby przedstawienie było lekkie, łatwe i przyjemne, to reżyser cel swój osiągnął.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji